Reklama

A jednak dzieci Soboru

Konkluzja dla zwolenników Mszy trydenckiej nieoczywista, a nawet obrazoburcza.

Reklama

Choć wakacje dobiegają końca, odwiedzających  Skrzynki nie brakuje. Przed kilkoma dniami pojawił się młody ksiądz z Archidiecezji Warszawskiej. Jego rodzice mają domek nad Jeziorem Goreńskim. Przyjeżdżał jako kleryk. Od trzech lat prezbiter świętego Kościoła. Przy kawie słuchałem opowieści z trochę innego świata.

Pytają mnie inni księża – wyznał – czy nie czuję duchowej schizofrenii, posługując w różnych wspólnotach. Chodzi o między innymi o celebracje w neokatechumenacie i w grupach przeżywających Eucharystię według Mszału Jana XXIII. Ale dla mnie – śmiał się – to żaden problem. Przecież to ta sama Msza święta. Za każdym razem, gdy jej przewodniczę, ze zdumieniem łamię Chleb, uświadamiając sobie, że we wszystkich Kościołach jest to jedyny, wspólny dla wszystkich gest. Powtarzany od czasów apostolskich. Obojętni kto to był, jest, czy będzie, katolicy, prawosławni czy protestanci – wszyscy łamiemy Chleb. Jak w Dziejach Apostolskich.

Łukasz robi specjalizację z liturgiki. Zatem rozmowa potoczyła się w kierunku szczegółów, tłumaczeń i anegdot. Wróciłem do wspomnień z czasów dzieciństwa. Jak wyglądał posługa przy ołtarzu w czasach przed reformą. Nie aż tak mistycznie jak wydaje się zwolennikom starej liturgii. Zapewne wielu z nich dziś byłoby oburzonych licznymi błędami. Często nie do uniknięcia. Wynikającymi bynajmniej nie z braku znajomości liturgii czy jej lekceważenia. Co znajdowało wyraz w powtarzanym przez starych księży żarcie: nie da się pobożnie odprawić Mszy i nie zgrzeszyć. Stąd wielu z nich przeżywało straszne lęki, cierpiało na nerwicę, a na starość przez kilka miesięcy sprawowało Eucharystię na intencję „nieważnie odprawionych”.

Uczestnictwo wiernych również nie wyglądało jak dziś na tak zwanych Mszach trydenckich. Przede wszystkim lud Boży milczał, nie za bardzo wiedząc, co dzieje się na ołtarzu. Milczał, gdyż takie było założenie. Gdy pod koniec lat trzydziestych członkowie katolickiego Odrodzenia, z ojcem Jackiem Woronieckim na czele, na Mszy w kaplicy papieskiej, gromko odpowiedzieli na pozdrowienie: Dominus vobiscum – Et cum spiritu tuo, papież upomniał ich: Populus tacet – lud milczy. A przecież w liturgiach parafialnych nie uczestniczyła elita. Wielu spośród zgromadzonych nie potrafiło czytać. Zatem mszaliki (wcale nie tak popularne jak dziś) nie wchodziły w grę. W najlepszym przypadku śpiewano pieśni odpowiadające danej części Mszy, Godzinki, odmawiano różaniec. Aktywni byli jedynie posługujący przy ołtarzu. Ministrantem nie mógł zostać ktoś, kto nie znał na pamięć wszystkich odpowiedzi po łacinie. Ale przeciętny Kowalski czy Kowalska już przy odmawianym na stopniach ołtarza Psalmie „Introibo ad altarem Dei” otwierali usta, podziwiając dziecko, biegle odpowiadające w zrozumiałym tylko przez Pana Boga języku. Oczywiście o ile słyszeli co dzieje się przy ołtarzu. Bo zazwyczaj dzieliła ich spora odległość, a modlitwy odmawiano szeptem lub półgłosem. Co znajdowało swój wyraz w określeniach dziś zupełnie niezrozumiałych. Na przykład nie potrafię wyobrazić sobie Mszy śpiewanej szeptem. A jednak o takowych znalazłem kiedyś informację w jednym z opracowań historii liturgii.

Tym samym doszliśmy z Łukaszem do konkluzji dla zwolenników Mszy trydenckiej nieoczywistej, a nawet obrazoburczej. Także oni są dziećmi Soboru. Bo przecież ze swoimi mszalikami, odpowiedziami, znajomością i pięknym wykonaniem chorału gregoriańskiego (mało kto wie, że jeszcze na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku nie było pewnym, czy chorał gregoriański, a nie promowany przez Cecylianizm chorał medycejski, będzie oficjalnym śpiewem Kościoła), wreszcie zaangażowaniem wszystkich w przygotowanie liturgii (czego wyrazem są coroczne warsztaty Ars celebrandi w Licheniu), wprowadzają w życie zasadę uczestnictwa świadomego, czynnego i pełnego wszystkich, nie tylko wybranych, uczestników celebracji. Przed Soborem przywilejem tym cieszyły się jedynie związane z ruchem liturgicznym elity. Pod warunkiem, że Eucharystia nie była sprawowana przez papieża. Tu przywilej – jak zorientowaliśmy się ze wspomnień profesora Świeżawskiego – już nie działał.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
3°C Czwartek
dzień
3°C Czwartek
wieczór
1°C Piątek
noc
1°C Piątek
rano
wiecej »