Kontemplacja może być lekarstwem na życie w wiecznym pędzie, ale...
02.02. Warszawa (PAP) - Moda na medytację techniką mindfulness sprawiła, że w Kościele przypomnieliśmy sobie o kontemplacji praktykowanej już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa - powiedział PAP franciszkanin ojciec Wit Chlondowski. Dodał, że kontemplacja może być lekarstwem na życie w wiecznym pędzie.
Od pewnego czasu wśród katolików rośnie zainteresowanie modlitwą kontemplacyjną zwaną również modlitwą głębi. W Polsce powstają liczne wspólnoty propagujące tę metodę, mnożą się poświęcone jej publikacje, a filmy o kontemplacji umieszczają na swoich kanałach katoliccy influencerzy.
Zdaniem ojca Chlondowskiego termin kontemplacja w rozumieniu chrześcijańskim najczęściej oznacza pewien sposób modlitwy i etap jej rozwoju. Rozwój ten przebiega od modlitwy wypowiadanej jedynie ustami, np. pacierza, przez intelektualne rozważania słów modlitwy lub fragmentów Pisma Świętego po modlitwę polegającą na mówieniu do Boga własnymi słowami.
"Z upływem lat modlitwa coraz bardziej się upraszcza. Nie potrzeba w niej wielu intelektualnych rozważań czy żywych uczuć. Staje się prostym trwaniem w Bożej obecności, bez zbędnych słów, czyli kontemplacją" - wyjaśnił.
Według niego kontemplacja polega na "prostym spojrzeniu lub miłosnej uwadze". "Od dnia chrztu świętego nasze ciało jest świątynią Boga. Kontemplacja to nic innego, jak zauważenie Jego obecności i trwanie w niej" - mówił.
Franciszkanin zwrócił uwagę, że dzisiejszy wzrost zainteresowania tą formą modlitwy ma wiele przyczyn. Jedną z nich jest popularność, jaką współcześnie zyskały różne szkoły uważności i mindfulnessu (celowego i świadomego skierowania swojej uwagi na to, czego doznaje się w danej chwili - tu i teraz).
"Współczesny człowiek jest przemęczony i żyje w ciągłym biegu. Ludzie potrzebują zatrzymania i wyciszenia" - ocenił.
Duchowny uważa, że dla współczesnego katolika praktyki zaczerpnięte z warsztatów mindfulness mogą być pomocą w wejściu w głęboką modlitwę.
"Wzmianki o praktykach przypominających techniki uważności można znaleźć już w pismach starożytnych autorów chrześcijańskich. Trzeba natomiast pamiętać, że praktyki te same w sobie nie są modlitwą. Mogą być jedynie wstępem do niej i przygotowaniem" - zastrzegł.
Przypomniał, że w 1989 r. watykańska Kongregacja Nauki Wiary wydała "List o niektórych aspektach medytacji chrześcijańskiej" (Orationis formas). Czytamy w nim, w jaki sposób katolicy mogą korzystać z praktyk zaczerpniętych z innych tradycji religijnych.
"Z dokumentu wynika, że tego typu praktyki mogą być pomocą dla modlącego się chrześcijanina w wewnętrznym odprężeniu i byciu uważnym pośród codziennych trosk. Jednocześnie dokument przestrzega przed zatrzymywaniem się jedynie na tego typu technikach i myleniu ich z właściwą modlitwą. W rozumieniu chrześcijańskim modlitwa jest czymś więcej niż pogłębieniem świadomości samego siebie, odprężeniem czy dobrostanem. Jest wejściem w dialog, relację i spotkaniem z osobowym Bogiem, który objawił się w historii" - wyjaśnił.
Według niego tym, czego najbardziej brakuje współczesnemu człowiekowi, są relacje.
"Wielu katolików chciałoby przeżywać swoją wiarę głębiej, wyjść poza jedynie rytualne przeżywanie modlitwy, które nie zmienia życia. Kontemplacja jest odpowiedzią na szukanie głębi modlitwy i doświadczenia prawdziwej bliskości Boga" - stwierdził.
Prowadząca warsztaty z modlitwy głębi Monika Myszka-Wieczerzak zaznaczyła, że kontemplacja nie jest w Kościele niczym nowym. Przypomniała, że korzenie tej praktyki są w Piśmie Świętym, a rozwinęli ją średniowieczni ojcowie pustyni. Pełen rozkwit tradycji kontemplacyjnej przypadł zaś na XVI w. Jej najbardziej znanymi propagatorami byli św. Jan od Krzyża i św. Teresa z Avila. "W dobie oświecenia tradycja kontemplacyjna w Kościele katolickim zaczęła zanikać i przez 400 lat była właściwie nieobecna" - powiedziała.
Według Myszki-Wieczerzak wielki powrót kontemplacji nastąpił w Kościele po Soborze Watykańskim II. "Propagatorzy tej metody, m.in. trapista o. Thomas Keating, przekonywali, że kontemplacja jest metodą dostępną nie tylko dla mnichów żyjących w klasztorach, ale także dla świeckich" - zaznaczyła.
Przyznała, że powrót do tradycji kontemplacyjnej zbiegł się w czasie z rosnącym wśród Europejczyków zainteresowaniem duchowością Dalekiego Wschodu i z praktykami uważności. Przypomniała, że do klasztoru ojca Keatinga przyjeżdżali ludzie ochrzczeni, którzy po latach duchowych poszukiwań porzucali chrześcijaństwo i zwracali się ku tradycjom buddyjskim.
"Ojciec Keating uczył kontemplacji, by uświadomić im, że aby odnaleźć głębię duchowości, nie muszą jechać na koniec świata" - podkreśliła. Jej zdaniem, patrząc z zewnątrz, praktyki mindfulness czy buddyjskiej medytacji mogą bardzo przypominać modlitwę kontemplacyjną. "Tym, co je odróżnia jest intencja. Jeśli moim celem jest spotkanie z Bogiem - to mamy do czynienia z kontemplacją chrześcijańską. Jeśli jest nim moja ogólna uważność na siebie czy wyciszenie umysłu - to praktykuję mindfulness" - wyjaśniła. Dodała, że efektem ubocznym modlitwy kontemplacyjnej może być wyciszenie i lepsze radzenie sobie ze stresem, jednak to nie jest celem, dla którego się ją praktykuje.
Myszka-Wieczerzak zastrzegła, że trudno jednoznacznie stwierdzić, czy powodem powrotu do kontemplacji w Kościele było rozprzestrzenienie się mody na mindfulness czy jogę.
"To naturalne, że różne nurty religijne na siebie oddziałują. Jeśli faktycznie to inne tradycje, świeckie lub religijne, stworzyły klimat, dzięki któremu Kościół katolicki przypomniał sobie o kontemplacji, to nie ma w tym nic złego. To dobrze, że na nowo odkryliśmy skarb, który był ukryty" - oceniła.
Iwona Żurek
Pekin zapowiedział podjęcie działań odwetowych, w tym skargi do Światowej Organizacji Handlu.
Kontemplacja może być lekarstwem na życie w wiecznym pędzie, ale...
Wcześniej uwolniono trzech Izraelczyków, którzy przez 484 dni byli przetrzymywani w Strefie Gazy.
Co najmniej 54 osoby zginęły, a 158 zostało rannych w ostrzale artyleryjskim targu.