– Trzeba głosić Ewangelię przez radio, telewizję, internet, przez ruchy, w miejscach pracy, w szkole, wszędzie, żeby każdy chrześcijanin stał się żywą stronicą Ewangelii – podkreśla abp Kondrusiewicz, metropolita mińsko-mohylewskim, który 20 lat temu organizował w Moskwie administraturę apostolską dla katolików w europejskiej części Rosji.
Dwadzieścia lat temu obejmował Ksiądz Arcybiskup funkcję administratora apostolskiego dla katolików obrządku łacińskiego europejskiej części Rosji, a następnie został ordynariuszem archidiecezji Matki Bożej w Moskwie. Jak Ekscelencja wspomina tamte czasy? Czy było trudno?
– Szczerze powiem, że kiedy przyjechałem do Moskwy, nie miałem gdzie mieszkać. Przyjął mnie u siebie jeden z polskich dziennikarzy. Mieszkałem tam około pięciu, sześciu miesięcy. Potem siostry zakonne oddały mi swoje mieszkanie. Po dwóch latach udało się kupić większe mieszkanie, które mogło spełniać rolę kurii. Kościół był wtedy jeden – św. Ludwika na Małej Łubiance. Katedra, której stulecie właśnie obchodzimy, podzielona była wtedy na cztery piętra, na których znajdowały się: fabryka, biura, sale kinowe itd. Wszystko było zawalone metalem, różnymi drutami, kołami zębatymi, czego tam nie było...
...nawet drzewa na dachu...
– ...ale one stanowiły dla mnie pewien symbol: mury żyły, ale my musieliśmy to biologiczne życie przemienić na życie duchowe. To było wielkie zadanie. Dzisiaj mamy tę katedrę, więcej parafii, jest seminarium w Sankt Petersburgu, Instytut Teologiczny w Moskwie, kilka wydawnictw, mocno rozbudowana Caritas. Kościół stał się żywy, stał się integralną cząstką społeczeństwa rosyjskiego. W niektórych przypadkach może dawać przykład innym Kościołom. Rozwija się i ma swoją pozycję w tym społeczeństwie, znajduje szybkie odpowiedzi na aktualne problemy.
Uroczystość odsłonięcia pomnika bł. Matki Teresy z Kalkuty w Moskwie zbiegła się ze zburzeniem domu dla bezdomnych, prowadzonego przez jej siostry...
– Matka Teresa bywała tutaj wielokrotnie. Miałem szczęście ją osobiście poznać. Z tym zburzonym domem byłem związany mocno. Kiedy przyjechałem do Moskwy, to tam się leczyłem, siostry mnie kurowały. W zburzeniu takiego domu zawiera się pewna niedorzeczność, ale Pan Bóg pisze prostymi liniami na krzywych liniach historii i nie można stwierdzić, że wszystko się skończyło. Jeszcze dwadzieścia lat temu było nie do pomyślenia, że ten kościół stanie się taki piękny, stanie się katedrą i tu będzie stolica metropolii Kościoła katolickiego w Rosji.
Jakie Ksiądz Arcybiskup widzi zadania dla Kościoła w Rosji na przyszłość, patrząc dziś z perspektywy Białorusi?
– Od czterech lat jestem w Mińsku. Pierwszy raz po tym okresie odwiedzam Moskwę. Zadania dla Kościoła na Białorusi i w Rosji są nieco podobne, ale jednocześnie różnią się.
Na Białorusi jest znacznie więcej katolików (około 15 proc.), parafii, księży, powołań. W Mińsku mamy cztery kościoły i dziewiętnaście zarejestrowanych parafii, dziewięć placów pod budowę nowych. Trzeba budować kościoły, co nie jest łatwe, nie tylko w Mińsku, ale też w innych miejscowościach.
W Moskwie istnieją dwa kościoły i jeden dom, który ma być przerobiony na świątynię. Arcybiskup Paolo Pezzi walczy o uzyskanie pozwoleń na budowę kościołów. Sytuacja może nie jest całkiem podobna, wszak sama Moskwa jest większa pod względem mieszkańców niż cała Białoruś!
Wielkie zadanie stoi przed duszpasterstwem powołań. Założyłem seminarium w Sankt Petersburgu. Najpierw od 1994 roku przez dwa lata mieściło się ono w Moskwie, a potem zostało przeniesione do historycznego budynku w Sankt-Petersburgu. Kiedy wyjeżdżałem cztery lata temu z Moskwy policzyłem, że z tego seminarium wyszło czterdziestu pięciu księży. Myślę, że to niemało jak na dziewięć lat istnienia, w tym sześć lat formacji. Dzisiaj wiemy, że jest bardzo krucho z powołaniami, chociaż w tym roku jest ich trochę więcej niż w ubiegłych latach.
W tej dziedzinie jest tutaj tak samo jak na Białorusi. Wszyscy wołają: „Dajcie księdza!”, ale ksiądz nie spadnie z księżyca, musi wyjść z waszej rodziny. I pojawia się następny problem – formacja rodzin. Trudno powiedzieć, czy ten problem jest większy na Białorusi czy w Rosji. Ile jest aborcji! W czasie mojego pobytu w Rosji oficjalne źródła podawały, że jest ich cztery miliony, nieoficjalnie mówiło się o siedmiu milionach. Przecież to są liczby równe populacjom całych krajów! Wzdrygamy się, słysząc o tym, że Herod chcąc zamordować Dzieciątko Jezus, kazał wymordować dzieci. Dzisiaj w gabinetach lekarskich Herodami stają się lekarze, którzy przecież składali przysięgę Hipokratesa: że będą chronić życie.
Następny problem to troska o młodzież. Z jednej strony ona lgnie do Kościoła, szuka Boga. Ale z drugiej strony ulega wpływowi świata, reklamy, obiecanek łatwego sukcesu. Przy trudnościach „ułatwia” sobie życie przez narkotyki. Rozprzestrzenia się AIDS. Jeżeli młodzieży nie będzie w Kościele, jeśli nie będzie dzieci w rodzinie, to nie będzie żadnych powołań. Nie tylko ubogim trzeba wspierać, tak jak robiła bł. Matka Teresa, która pomagała najbiedniejszym z biednych. To samo dotyczy młodzieży i rodzin. Pomoc dla nich ma być nie tyle materialna, ile duchowa. Musimy głosić ludziom Ewangelię.
Dochodzimy tu do sprawy środków społecznego przekazu...
– I w Rosji, i na Białorusi został w tej dziedzinie zrobiony bardzo wielki krok naprzód. Na Białorusi mamy bardzo dobre stosunki z mediami. Na Boże Narodzenie i na Wielkanoc są transmisje Mszy św. na żywo. W pierwszym programie radia jest też transmisja niedzielnej Mszy św. Media interesują się sprawami Kościoła. Kiedy wyszedłem na plac katedralny od razu obstąpili mnie dziennikarze, wiele kamer telewizyjnych. Musimy wykorzystywać media do ewangelizacji. Należy w nią angażować również ruchy kościelne. Istnieje w nich ogromny potencjał, nie do końca wykorzystany. Niech działają razem z hierarchami, z proboszczami, z parafią, z całym Kościołem. Dzisiaj nie dotrze się do każdego człowieka tylko z ambony. Trzeba głosić Ewangelię przez radio, telewizję, internet, przez ruchy, w miejscach pracy, w szkole, wszędzie, żeby każdy chrześcijanin stał się żywą stronicą Ewangelii. Wówczas ludzie będą mogli ją przeczytać, uzyskać wiarę ze słuchania.
Na koniec osobiste pytanie. Co Ksiądz Arcybiskup czuł po czterech latach nieobecności w Moskwie? Co w sercu „grało”? Można powiedzieć, że wrócił na „stare śmiecie”...
– Można powiedzieć, że to są bardzo dobre śmiecie! Jestem przyzwyczajony do przeniesień. Jeszcze przed przyjazdem do Moskwy pracowałem na Białorusi. Przez półtora roku byłem tam biskupem. Umówiłem się z władzami, że z Polski przyjedzie pięćdziesięciu księży, otworzyłem seminarium w Grodnie, czterdziestu dwóch seminarzystów przyszło na pierwszy rok. Dziewięćdziesiąt siedem kościołów odebrałem przez te półtora roku, wydałem pięćdziesiąt tysięcy egzemplarzy obrzędów Mszy św. po białorusku, dziewięćdziesiąt pięć tysięcy małego katechizmu. Wszystko szło bardzo dobrze. Nagle nadeszła decyzja o przeniesieniu do Moskwy. A cztery lata temu decyzja o powrocie na Białoruś. Zastałem tam zupełnie inny Kościół niż wtedy, kiedy wyjeżdżałem.
Jestem do zmian przyzwyczajony. Nigdy nie patrzę wstecz. Wszędzie trzeba pracować, tam, gdzie cię postawią. Jeden sieje, drugi zbiera. Oczywiście zazdroszczę Moskwie tej bardzo wielkiej katedry. W Mińsku może jest piękniejsza z architektonicznego punktu widzenia, choć trudno porównywać barok z gotykiem, ale za mała, za ciasna. Jest tam za to ogromna przestrzeń Ludu Bożego – domu, który składa się z żywych serc ludzkich. Modlę się za tamten i ten Kościół. Modląc się za każdy Kościół lokalny, modlę się za cały Kościół Powszechny, który jest naszą Matką, sakramentem zbawienia dla wszystkich ludzi.
Rozmawiał: Wojciech Raiter (KAI Moskwa)
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.