Zamachowiec-samobójca zaatakował w sobotę w Kabulu konwój międzynarodowych sił ISAF. Zginęło czworo Afgańczyków, w tym troje cywilów i policjant, oraz 10 żołnierzy ISAF-u - podały źródła w afgańskiej policji i MSW.
Przedstawiciel policji w Kabulu oświadczył, że atak nastąpił na zachodnich obrzeżach stolicy.
Według świadków cytowanych przez agencję AP, ładunek ukryty w samochodzie-pułapce był bardzo silny. Na skutek eksplozji zginęło dziecko, kobieta i mężczyzna; widać też było dwa ciała pod szczątkami pojazdów.
Jak poinformowały siły koalicji, w ataku obrażenia odnieśli żołnierze konwoju i wielu cywilów. Śmigłowce NATO przetransportowały część rannych do szpitala, pozostałym udzielono pierwszej pomocy na miejscu.
Do ataku chwilę później przyznali się talibowie.
Tego samego dnia doszło do jeszcze dwóch zamachów.
Pierwszy miał miejsce w prowincji Kandahar. Mężczyzna w mundurze afgańskiej armii zaczął strzelać do afgańskich i zagranicznych żołnierzy; zginęło dwóch Australijczyków oraz napastnik - podała dpa.
Drugi zamach udaremniono w prowincji Kunar na wschodzie Afganistanu, która stanowi matecznik bojowników wzdłuż granicy z Pakistanem.
Jak powiadomiła lokalna policja, strażnicy przed siedzibą wywiadu prowincji zauważyli podejrzanie zachowującą się kobietę i zaczęli strzelać, na co ona zdetonowała ładunek. Obyło się bez ofiar.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.