Szanowna Pani Autorko, wymądrzanie się poprzez szukanie dziury w całym z pewnością nie jest drogą do Prawdy. Zachęcam do pogłębienia wiedzy: historycznej i teologicznej, a przy okazji przeczytania jakiegoś poradnika o zasadach pisania książek (pierwsza zasada: pisz na temat). Zwięzły opis jednej metody nie jest opasłym traktatem o wszelkich aspektach. Cóż, braków w logice i metodologii nie nadrobi nadęty ton i pretensje do bycia cenzorem katolickości.
Słyszała Pani o praktykach medytacyjnych anachoretów? A o Modlitwie Jezusowej?
@myśliwy: niestety myli Pan pojęcia. Autorka nie jest przeciwko medytacji jako takiej, ale przeciwko medytacji buddyjskiej, bo do tego sprawa się tutaj sprowadza. Nikt nie atakuje i nie neguje modlitwy Jezusowej czy medytacji mnichów egipskich z V i dalszych wieków. Proszę się tego nie obawiać. Modlitwa Jezusowa jest wielkim skarbem Kościoła. Ale ona koncentruje człowieka na Jezusie, a proponowana w książce medytacja koncentruje na sobie. Widzi Pan różnicę?
Redakcjo, bycie "przeciwko medytacji buddyjskiej, bo do tego sprawa się tutaj sprowadza" to eufemistyczne określenie paranoi? Są tacy, którzy w technice (w tym wypadku medytacji) widzą dziwne rzeczy (np. diabła, New Age). Są tacy, którym się wszystko ze wszystkim kojarzy, lecz nie mają wątpliwości, że wiedzą lepiej. Zideologizować można wszystko, zwłaszcza wykoślawiając intencje. Dogmatyzm należy do grupy cech wstydliwych (to dla ułatwienia).
Jeżeli uważacie, że stać Was na profesjonalny wywód komparatystyczny, to do roboty! W artykuliku powyżej lansujecie brednie i uproszczenia. Skoro lubicie...
Widzę różnicę zasadniczą, pomiędzy myśleniem i nauką, a propagandą i ideologią. Nawet w odniesieniu do religii.
tak wiec doczekalismy sie niezwykle merytorycznych argumentow, t.j. insynuacji paranoi, dogmatyzacji czy jakiegos ideologicznego wykoslawiania intencji. Zeby bylo smieszniej, wszystko to wypowiedziane jednym tchem z apelem o profesjonalny wywod :P Odnosze wrazenie, ze zaden wywod nie odniesie skuktu w przypadku @mysliwego, gdyz on juz wie lepiej co autorka miala na mysli i na wskros zna cechy i intencje innych ludzi. Z tym niestety nie da sie dyskutowac....
Najbardziej boli to i Redakcję i samą autorkę artykułu, że w książce tej są odniesienia do buddyzmu. Owszem są, sam medytuję najprostszą z nich - przeponowo-oddechową. I jak piszesz @myśliwy, kontekst tej krytyki odnosi się do tego, że zapożyczono medytację chrześcijańską z tradycji, która istniała na wiele wieków przed chrścijaństwem. Jak tak dalej pójdzie, to poprawni katolicy będą się doszukiwali diabła wszędzie, jak w różdżkarstwie, fen shui, bioterapii etc. Cóż w tym złego, że w naturalny sposób łączy się te techniki? Że nie wymienia się Jezusa itp.? Wolne żarty. Trzeba poznać osobiście, na czym w ogóle polega medytacja, na stabilizacji umysłowo-cielesnej, to tak w skrócie. Jeśli do medytacji podchodzi się z określoną intencją, nie ma potrzeby kojarzenia z Bogiem, Maryją, Jezusem itd. W trakcie tego procesu, lub po, kiedy ćwiczy się systematycznie, skojarzenia pojawiają się same, bez nadmiernego okraszania (przeładowania) atrybutami wiary. Nadmierne okraszanie prowadzić może do nerwic. Medytacja polega również na łagodnym procesie wejścia w wyższe stany świadomości, innymi słowy, na ewentualnym kontakcie z Bogiem. To trzeba znać od strony psychologicznej. Książka wspomniana podaje jedną z możliwości medytacji jakie są dostępne człowiekowi, i czepianie się świadczy o braku wiedzy w tej dziedzinie. Dla przypomnienia, całe chrześcijaństwo na przestrzeni wieków, aby mogło zaadoptować się do lokalnych warunków kulturowych i obyczajów, czerpało z tej kulturowości, czyli z pogaństwa, patrz Boże Narodzenie czy Wielkanoc. Również przypominam słowa Jezusa o modlitwie w odosobnieniu do Boga własnymi słowami. Jezus nie wyznaczał jak ta modlitwa ma wyglądać, dał w swym zaleceniu dwolność sposobu modlitwy. Więc proszę Redakcję aby więcej nie szukała dziury w całym , tylko dlatego, że ortodoksyjnie ocenia inne możliwości rozwoju duchowego. Bo to ogranicza możliwość relacji z Universum nazywanym Bogiem.
Nie znam ani tej książki, ani nie potrafię się wypowiedzieć w jakiej mierze jej recenzja się do niej odnosi. Znam natomiast bardzo dobrze praktyki modlitewne starożytnych mnichów i modlitwę Jezusową, która w swojej istocie przynależy do Kościoła Wschodniego. I mogę stwierdzić jedno - tekst zamieszczony przez myśliwego to kompletne bredzenie, posługiwanie się pojęciami o których nie ma się pojęcia w sposób zupełnie nieadekwatny. To tak jak gdyby ktoś (nie wiadomo kto) stwierdził, że najlepszą metodą usuwania kul z ran postrzałowych jest stosowanie dłuta i młotka. Proszę eksperymentować na sobie. Jeśli chodzi o modlitwę Jezusową, to z pewnością nie jest ona właściwa dla dzieci w wieku szkolnym. Do niej się w życiu dosyć długo dojrzewa. I nie jest to mantrowanie. Jak może tak bredzić ktoś, kto w każdym zdaniu wykazuje, że nie ma pojęcia o czym pisze? To jest czyste szkodnictwo i takie teksty nie powinny być dopuszczane. Takie psychozabiegi jak opisane w artykule powinny być niedopuszczalne w stosunku do nieukształtowanych młodych umysłów, podatnych na psychomanipulację. Potem z takiej zabawy wychodzą ludzie kompletnie poranieni i zagubieni, o zniszczonej psychice. To, że coś wydaje się proste, nie oznacza, że takie jest. Owszem modlitwa Jezusowa okazała się skuteczna dla św. Maksyma, który był jej propagatorem - po kilkunastu latach jej praktykowania w nieustannej walce z pokusami i diabłem. Kto dopuszcza takie podręczniki, jako katolickie? Ten rodzaj duchowości jest kompletnie obcy protestantom (może z wyjątkiem wspólnoty Taize, ale na zupełnie innych zasadach). Po co Państwo zamieszczacie takie bezsensowne, szkodliwe polemiki, czyste pieniactwo oderwane od tematu?
Wysłałem kilka miesięcy temu list do kurii w Katowicach, w którym opisałem swoje wątpliwości w odniesieniu do pewnych działań w diecezji związanych z medytacją. Grzecznie zapytałem, czy jest jakieś stanowisko abp katowickiego w tej kwestii, czy te działania mają miejsce za zgodą arcybiskupa. Pies z kulawą nogą nie odpisał, natomiast po mojej interwencji okazało się, że mój list został przesłany do... osób, których działalność opisałem. Więc już wiecie jaki jest oficjalny stosunek Kościoła ( a przynajmniej jego śląskiej cząstki).
Tej sprawy tak zostawić nie można. Absolutnie niemożna. Powiem tyle że kiedyś w pewnej sprawie, pisałem kilka maili do różnych osób w Episkopacie. Do kogo mogłem, i reakcja była. Zachęcam wszystkich do tego samego. Tym bardziej że Kościół już się konkretnie wypowiada:
Sprawa jest problematyczna. Niektóre zarzuty Autorki wydają się słuszne, niektóre przesadzone. Dlaczego to niby "buddyjskie" skupienie miałoby być szkodliwe dla modlitwy chrześcijańskiej? Przed poważnym postawieniem takiego zagadnienia należałoby się zastanowić miedzy innymi: 1. Czy studium poganina Arystotelesa doprowadziło świętego Tomasza z Akwinu do herezji? 2. Czy pogańskie pisanki są szkodliwe dla chrześcijańskiej Wielkanocy i czy szopka z góralami ma coś wspólnego z Betlejem? 3. Czy obrazy Matki Bożej w stroju damy z epoki renesansu albo Droga Krzyżowa na której rzymscy żołnierze występują w zbrojach średniowiecznych rycerzy nie niszczą naszego odbioru Ewangelii i nie przeszkadzają w modlitwie?
Tylko, że pisanki to kompletny akcydens, niemający nic wspólnego z istotą wiary. Podobnie obrazki. A Tomasz zawsze rozgraniczał to, co w Arystotelesie jest zgodne a co niezgodne z wiarą i nie afirmował go bezkrytycznie. Bo studiować można z różnym skutkiem. Nauki dalekowschodnie studiował Antoni De Mello - i popadł w herezję. Studiował je również ojciec Joachim Badeni - i odwrócił się od nich ku "tradycyjnej" nauce Kościoła. Ważne żeby zainteresowanie "buddyjskim skupieniem" nie przesłaniało chrześcijaństwa - ale jeśli coś jest nakierowane na Chrystusa, to już buddyjskie być nie może siłą rzeczy.
Szkoda że nie cytuje się KKK w mówiącego wprost "Nie ma reinkarnacji". Benedykt XVI, wybitny intelektualista, człowiek z ogromnym pragnieniem wiedzy, badał kiedyś również religie wschodu. Wniosek był krótki[już nie zacytuje dosłownie]-jedyne co chrześcijanin może przejąć z tych religii to gorliwość.
Bóg nie jest poznawalny technikami! To skrajnie mija się z chrześcijaństwem, z Bogiem można wejść w relację miłości. Ale nie technikami, to pod kult pomysłu podpada. Zrobię tak i tak[nie wiem wyprostuje się, gdzie indziej przepisze sto razy i zostawie karteczki gdzieś] i Bóg wtedy to i to.
Pewnie - Bóg jest poznawalny miłością, a nie poprzez "techniki medytacyjne",
natomiast zupełnie naturalne jest, że przygotowuje się swoje ciało umysł by nie przeszkadzały, czy wręcz sprzyjały trwaniu w obecności Boga i przezywaniu miłości
Czy mężczyzna chcąc spędzić z ukochaną kobitą wieczór zabierze ją na ruchliwy dworzec kolejowy i poczęstuje kanapką zapakowaną w papier i coca colą?
czy raczej przygotuje kolację, ustawi kwiaty i świece, wlączy muzykę i zadba o to, żeby im nikt nie przeszkadzał w "celebrowaniu" ich miłości
O to samo chodzi w technikach medytacyjnych - to jest przygotowanie się na spotkanie się z Bogiem, stworzenie sprzyjających warunków dla trwania na modlitwie.
Oczywiście, jesienna. Masz rację. Swoją drogą świetne porównanie. A jednak obawy wynikające z artykułu są jak najbardziej zasadne. Czy metody te prowadzą do spotkania z Bogiem osobowym, na jego warunkach? Czy może jednak do próby wiązania jego woli wypełnieniem rytułałów? A może do spotkania z samym sobą?
Przygotowanie siebie nie jest techniką. Wypływa z tego co człowiek chce robić. Jest AKTEM WOLI. "Czy mężczyzna chcąc spędzić z ukochaną kobitą wieczór zabierze ją na ruchliwy dworzec kolejowy i poczęstuje kanapką zapakowaną w papier i coca colą? "
Nie obrażaj KK! To porównanie jest niedopuszczalne. Nawet się nie odniosę. "czy raczej przygotuje kolację, ustawi kwiaty i świece, wlączy muzykę i zadba o to, żeby im nikt nie przeszkadzał w "celebrowaniu" ich miłości" KK to Ciało Chrystusa, to samo Ciało które umarło na krzyżu i zmartwychwstało. KK dba o Liturgie bo to najświętsze co ma, dba o świętość świątyni tak że nie pozwala nawet na imprezy czysto świeckie tam. Przede wszystkim- buddyzm mniej koncentruje się na tym jak dochodzi się do celu[buddyści spotykają na swojej drodze duchowej również demony o czym pisał Dalajlama]. My jesteśmy ŚWIĄTYNIĄ DUCHA ŚWIĘTEGO. A wiesz co spotka tego kto zniszczy taka Świątynie? Pisał o tym św Paweł.
Jeśli mantra to dobra rzecz na spotkanie z kobietą. To współczuje kobiecie. Równie dobrze można się nagrać na dyktafon i opowiadać. Nie żartuj, nie znam takiej kobiety. Z kobietą można zbudować relacje, robiąc określone rzeczy. Ale ZAWSZE BĘDĄC SOBĄ. W technice coś się robi, ale z innymi przeświadczeniami. A więcej powiedzą już świadectwa o. Verlinde. Poszukaj, nie będę pisać peanów bo by forum nie starczyło.
Porównanie do relacji miłości człowieka - Boga do relacji kobieta - mężczyzna nie jest mojego autorstwa ale można je spotkać w każdej książce o duchowości karmelitańskiej (i nie tylko - na to się powołuję, bo tą duchowość znam najlepiej
Mistyka chrześcijańska jest pełna porównań relacji dusza człowieka - Bóg do relacji "oblubienica" - "oblubieniec".
Nie szukać daleko - niedawno GN przedstawiał płytę "Chcę widzieć Boga" nagraną przez karmelitanki bose z tekstami utwórów zaczerpniętych m.in z pism ś. Teresy z Avila (doktora Kościoła) św. Jana od Krzyża (doktora kościoła) i innych.
z pieśni karmelitanek mówiących o relacji duszy do Boga:
tekst św. Teresy z Avila
...Jesteś ogrodem zamkniętym, siostro moja oblubienico. Ogrodem zamkniętym, żródłem zapieczętowanym...
...Tak czystą i piękną Pan łaczy się z Tobą w glebokim ukryciu. Nikt oprócz z nich dwojga nie przeniknie ich tajemnicy...
...sama z Nim,sam na sam, z Tym o którym wiem, że mnie miłuje...
...Pociągnij mnie za sobą, pobiegnijmy! Ty, którego miłuje dusza moja. Mój Umiłowany jest mój, a ja Jego, a ja jestem jego!...
św. Jan od Krzyża
...Ukaż mi swoją twarz daj usłyszeć twój głos przyjaciółko moja, słodki jest Twój glos i twarz pełna wdzięku...
...W sobie masz wszyskie skarby Twojego umiłowanego, którego pragniesz i szukasz Wesel się i raduj, gdy jest blisko...
bł. Elżeta od Trójcy Swiętej
...Być oblubienicą to żyć miłością żyć tylko Nim, w Nim i dla Niego Mieć wszystkie prawa do jego serca. Trwać przy nim serce przy sercu przez całe życie...
Jak widzisz moje porównanie jest głęboko osadzone w tradycji mistyków chrześcijańskich.
Ciężko się z Tobą Jesienna rozmawia. Karmelu porównać z buddyzmem nie sposób, bo jak pisał JPII tam gdzie Budda się kończy Karmel się zaczyna. Więc porównanie żadne. Zresztą wklejanie tu tych tekstów patrząc ten który ja wkleiłem[ szczególnie na to co sam podkreśliłem i wytłuściłem] jest bezsensowne. Widać Karmelu jednak w ogóle nie znasz niestety.
wyjaśnienie: - cytaty ze świętych Karmelu byly odpowiedzią na Twoje oburzenie, że relację milości człowieka i Boga porównałam do relacji miłości między kobietą a mężczyzną. Nie bylo w tym nic więcej poza obroną tego mojego porównania.
Ja nie porównuję strony duchowej się tu powstrzymuję bo nie czuję się kompetentna do wypowiadania się w tej kwestii
Moje porównanie jeżeli czegoś dotyczy - to strony "technicznej" medytacji
doprawdy, nie trzeba być buddystą, żeby wiedzieć, że:
- czlowiek, który dużo czasu spędza na modlitwie powinien siedzieć z wyprostowanym kręgosłupem (bo inaczej będzie ciągle szukał wygodnej pozycji a nie skupiał się na modlitwie).
- Że modlitwie nie sprzyja bieganie oczami po pomieszczeniu a raczej skupienie wzroku w jednym miejscu.
- Że modlitwa "dyskursywna" (angażująca myśli, ktore wyraża się słowami) przechodzi w modlitwę, gdzie wszysko wyraża się jednym słowem, że powtarzanie tego słowa pomaga wejść jeszcze głebiej w modlitwę (zresztą na tym wchodzenie w modlitwę się nie kończy - dalej jest modlitwa, ktorej nie wyrazi żadne słowo)
- Że dobrze jest miarowo oddychać powtarzając to słowo lub frazę, w ktorej wyraża się to co najważniejsze - bo jak tego się nie zrobi to oddech robi się niemiarowy, chaotyczny, i wypowiadane słowo zaczynają z sobą "konkurować" a to wytrąca to człowieka ze skupienia się na Bogu.
Do tego nie trzeba być buddystą, wystarczy się systematycznie dużo czasu poświęcać modlitwie, żeby to odkryć.
nie trzeba być buddystą, wystarczy się systematycznie dużo czasu poświęcać modlitwie, żeby to odkryć.
Scott jest raczej jednym z tych katolików którzy zamiast się modlić i nawiązywać osobistą relację z Bogiem, woli czytać książki co później przejawia się chęcią prostowania tych , którzy mówią inaczej niż w tych jego ksiązkach było napisane.
Albo jak @Moria, który miast podzielić się swoim osobistym doświadczeniem duchowym , wkleja cytaty niczym robot :P
W jednym z zakonów kontemplacyjnych - u karmelitanek (może w innych też, tego nie wiem), jest specjalna pozycja medytacyjna, którą wcale nie tak łatwo opanować jeżeli ma nie powodować dyskomfortu i chce się medytować dużej - postulantki i nowicjuszki uczą się tej pozycji.
Starsze siostry lub te co nie potrafią czy nie chcą opanować tej pozycji mogą się posługiwać specjalnie skonstruowanym stołeczkiem medytacyjnym. Ważny jest wyprostowany kręgosłup, to są bardzo praktyczne wskazówki - przy dłuższej modlitwie bolący kręgosłup i wiążące się z tyum ciągłe szukanie lepszej pozycji potrafi bardzo przeszkadzać w skupieniu.
Na modlitwę wzywa je gong.
Stosowana jest praktyka powtarzania wersetu z Pisma św, który w czasie modlitwy w wyjątkowy sposób zapadł w serce, zaleca się przy tym wyrównanie oddechu i wpisanie się z wypowiadanymn tekstem w rytm oddechu (względy czysto praktyczne - niestosowanioe tego zalecenia powioduje "szarpaninę "oddech-tekst" i bardzo rozprasza.
Starannie przygotowuje się taką medytację(przygotowanie blizsze, przygotoweanie dalsze).
Co w tym dziwnego, że czlowiek chce przygotować sobie miejsce, czas, przybrać odpowiednią pozycję, wyrównać oddech, skoncentrować wzrok by mu nic zewnętrznego nie przeszkadzało w w trwaniu w obecności Boga?
Od starożytności znana jest tzw. "Modlitwa Jezusowa", polegająca na wpisanym w rytm oddechu powtarzaniu setki, tysiące razy frazy "Panie Jezu Chryste, synu Boga żywego zmiłuj się nademną" lub "Jezusie synu Dawida ulituj się nademną".
Autorka nie zna tradycji medytacji chrześcijańskiej sięgającej starożytności i moim zdaniem szuka dziury w całym.
No cóż, można by powiedzieć : "stara herezja nie rdzewieje". Spokojnie oczekujmy że tak jak nauki "chrześcijanina wschodu" czyli A.de Mello wyladowały w koszu dzięki Kongregacji Nauki Wiary to i w końcu Ci wszyscy nawiedzeni podsuwający nam stołeczki do medytacji ( John Main) wyladują tam gdzie ich poprzednik. Potrafił o.Posacki naprostować myslenie benedyktynom z Tyńca - to i wykopiemy ze szkół elegancko opakowane herezje.
Bzdura Rohirrim, że książki de Mello, psychoterapeuty z Indii - zakonnika, wylądowaływ koszu, bo kongregacja skrytykowała jego twórczość, czyli ocenzurowała, jest na indeksie. Znam jego książkę "Przebudzenie", doskonała pozycja dla wielu ludzi, polecana nawet u ludzi, którzy wyszli z alkoholizmu, jak mi opowiadał kolega działąjący w AA, zktórym przegadałem wiele godzin na ten temat. W niej to (książce) można za każdym razem coś nowego odkryć dla siebie.
To, ze ksiazka niesie cos odkrywczego dla kazdego z osobna nie jest bynajmniej zadnym argumentem w kwestii czy wykoslawia badz tez nie nauke Jezusa. Tak samo, jak kwestia czy ksiazka jest komus polecana czy tez nie. Dalej, Kongregacja nie krytykuje czyjejs tworczosci w czambul bo tak sie jej podoba ale z konkretnych powodow, o ktorych jak mniemam masz bardzo blade pojecie. Dlatego prosilbym powstrzymywac sie od patetycznych okreslen typu ¨bzdura¨ w odniesieniu do faktow, jakie przytoczyl Rohirrim.
Stołeczków medytacyjnych używają starsze siostry w klasztorach, gdzie tradycyjną (stosowaną od wieków!) postawą przyjmowaną przy medytacji jest postawa siadu klęcznego (pośladki spoczywają na piętach).
do Rohirrim: Rohirrim zapomniał, że ks. dr A. Posacki przeprosił benedyktynów z Tyńca?
"W artykule autorstwa ks. dra A. Posackiego SI Refleksje po tynieckim spotkaniu z buddystami. Kultura czy kult? Dialog czy zdrada? opublikowanym w „Naszym Dzienniku” z dn 7-8 marca 2009 r. nr 56 (3377) znalazły się nieprawdziwe informacje, które podważają zasadność tez całego tekstu. cd. "google"
przeczytałam i warto przeczytać by wiedzieć do czego odnosi się to owo przepraszam. http://www.jp2w.pl/pl/42889/0/Kultura_czy_kult_Dialog_czy_zdrada.html
No dobrze, ale znów rozbijamy się o jedno rózróżnienie: w modlitwie Jezusowej w cetrum jest Synostwo Boże Jezusa. On jest Synem i tylko On może mnie poprowadzić do Ojca. W starożytności chrześcijańskiej uważano nawet, że poprzez tę modlitwę właśnie sam Jezus modli się w wiernych. Czyli znów chodzi o Niego, nie o nas. Dodatkowo wszelkie uczucia czy wizje mają być w tej modlitwie odrzucane. Jak odrzucenie uczuć ma mieć coś wspólnego z "relaksem", "samoakceptacją" itd.?
To, że skupienie medytacyjne sprzyja relaksacji to fakt potwierdzony naukowo, trudno się oburzać, że ktoś pisze o faktach nawet jak są to fakty mało istotne.
Medytacja jak najbardziej sprzyja samoakceptacji, przecież to oczywiste.
jeżeli Bóg akceptuje czlowieka takim jakim jest bo kocha go bezwarunkowo, z calą jego grzesznością, małością, niedoskonałością i człowiek przeżywa ten fakt gleboko na modlitwie to zaczyna akceptować sam siebie (skoro Bóg mnie akceptuje to jak móglbym nie akceptować sam siebie?).
Jedynie można mieć zastrzeżenia do słowa "samoakceptacja", które jest obce tradycji chrześcijańskiej (samo słowo, a nie jego znaczenie!)
Nie neguję faktu istnienia medytacji chrzescijańskiej ani się nie oburzam o nic, tylko jej związek z Dalekim Wschodem. To zupełnie inne drogi. Medytacja wschodnia jest introwertyczna, nakierowana na przebicie się poza iluzję własnego ja do prawdziwej natury, jak to uważają, świata. Nasza jest ekstatyczna, nakierowana na Stwórcę i relację osobową z Nim. Wschodnia chce wygaszenia podmiotu, nasza chce go potwierdzić u jego źródła. Wschodnia bazuje na techinkach, nasza na żywej miłości. Jest to jednak dość istotna różnica. Nie każda "medytacja" to jedno i to samo.
@uhuhuhu, równie dobrze można stwierdzić, że iluzją jest to, że wierzy się w coś, co przekazują inni, bez osobistego sprawdzenia i przeżycia. Więc daruj sobie ten sarkazm.
@uhuhuhu, równie dobrze można stwierdzić, że iluzją jest to, że wierzy się w coś, co przekazują inni, bez osobistego sprawdzenia i przeżycia. Więc daruj sobie ten sarkazm.
@ w odpowiedzi:Obrońco moralności: jaki sarkazm? Mówię tylko - "tak jak oni uważają prawdziwej natury". Oni uważają bo już na przykład nie ja albo nie mormoni. Równie dobrze można napisać, że "modlitwa jest relacją z, jak uhuhuhu uważa, Bogiem Trójjedynym". W tym, że się coś uważa nie ma niczego złego - zazwyczaj się w życiu uważa różne rzeczy - a doszukiwanie się podtekstów tam gdzie ich nie ma jest zazwyczaj sądem nad samym sobą. Poza tym: nie, nie można stwierdzić, że "iluzją jest to, że się w coś wierzy". Wierzy się naprawdę, albo się nie wierzy, wiara nie może być iluzją. Iluzją może być tylko to, w co się wierzy, to znaczy - można wierzyć w prawdę lub iluzję, tak gwoli spójności logicznej. Po trzecie: jeśli przeczytać moją wypowiedź ze zrozumieniem, to widać, że wyraźnie napisałem, że iluzją jest dla np. buddystów ja empiryczne, nie zaś, że oni wierzą w iluzję, a już na pewno, że ich wiara jest iluzją, bo jako się rzekło podobne stwierdzenia nie mają sensu. Po czwarte: istnienie Boga jest znacznie bardziej prawdopodobne, jeśli operować tylko w świetle naturalnego rozumu, niż np. reinkarnacja czy świat bez początku, czyli podstaw religii dalekowschodnich. Ale to inna bajka.
Myślę, że bardzo wypaczasz sprawę. Katolicy bardzo chcą podkreślać "inność" swojej religi, to co piszesz wpisuje się w ten nurt.
Jan Paweł II nazwał buddyzm "religią ateistyczną", "religią bez z Boga" - buddyści zaprotestowali. To, że nie wierzą w Boga chrześcijańskiego (tzn. będącego osobą, z ktorym nawiązuje się osobową relację) to nie znaczy, że nie wierzą w Boga w ogóle! Ich "Bóg" jest rozmyty, niepoznawalny, wymykającym się poznaniu, w zasadzie nie wiadomo czym jest, jest "wielkim NIC", nawet go tak w sposób jawny nie nazywają - ale jest.
Zrobiłam kiedyś eksperyment - czytałam ludziom mającym pojęcie o chrześcijaństwie i medytacyjnej tradycji wschodu fragmenty mistycznego dzieła "Chmura niewiedzy" (autor anonimowy - wyd. o Karmelitów Bosych) na jakim "wychowały się" pokolenia mnichów, pytając z jakiej tradycji ta ksiązka wyrosła.
Na 6 osób zapytanych, tylko jedna miała wątpliwości - reszta wskazała na buddyzm!
Na tyle na ile mogę wyciągać wnioski (trochę czytałam - ale nie pretenduję do miana eksperta) - im głębiej wchodzi się w medytację i i zjednoczenie z Bogiem tym bardziej zacierają się granice między doświadczeniem chrześcijanina i buddysty. Nie ja jedna to widzę....
Jesienna, ostatnie zdanie jest piękne :-) A poza tym, bo też czytałem o buddyzmie sporo, ktoś stwierdził, że ten kto przeszedł z buddyzmu na chrzescijaństwo, jest lepszym chrześcijaninem. W czasie medytacji, kiedy jesteśmy na wyższym poziomie świadomości (poznania), granice pojęć zacierają się, jesteśmy zjednoczeni z jednym Universum, Umysłem, Intelektem, Nadjaźnią, co inni nazywają też Bogiem. Wskazałbym na tych, którzy przeżyli śmierć kliniczną, i powrócili stamtąd, są odmienieni, niezależnie od wiary. Kiedy czytam tych co uważają, że są lepsi od innych, wyzywają ich od lemingów na przykład, naśmiewają, cytują etc., nie wiedzą co mówią, bardzo prymitywizują, to trzeba osobiście przeżyć.
Niczego nie wypaczam - jest dokładnie na odwrót! Buddyzm jest religią czysto ateistyczną, podkreślam - CZYSTO ATEISTYCZNĄ! Podstawową cechą buddyjskiego systemu jest to, że zamiast Boga jest tam sunjata, czyli ogarniająca wszystko pustka. Buddyzm wyszedł z negacji hinduzimu na zasadzie prostych antytez, np. w hinduzimie podstawą rzeczy jest pełnia (brahmana) w buddyzmie właśnie pustka (sunjata). W hinduizmie każdy człowiek oprócz karmana ma atmana, czyli iskrę tejże wszechrzeczy, w buddyzmie nie, jest tylko karman, który zostaje wygaszony w nirwanie, która jest ustaniem istnienia. Gdzie tu jaki Bóg? Tylko nicość - Bóg nie jest nicością i być nie może, wtedy nie jest Bogiem. Nie ma w buddyzmie żadnej nadjaźni, umysłu itd. Jest pustka. W buddyzmie byt jest pusty - to się tak tam dokładnie określa, można sobie poczytać gdziekolwiek dosłownie. W szkole chińskiej tę pustkę nazywa się t'chan. To jest rzecz elementarna i bez tego nie da się buddyzmu zrozumieć. Protest Dalajlamy w sytuacji wspomnianej nie wynikał z nazwania buddyzmu religią ateistyczną, tylko religią negacji - to jest ZUPEŁNIE CO INNEGO. Nie podkreślam innosci chrześcijaństwa - ono po prostu jest inne od buddyzmu, bo wychodzi od innych podstawowych założeń, choćby z osobowości Boga. I bardzo, bardzo niegodne pochwały jest poprawianie innych ludzi i mówienie o wypaczeniach, kiedy samemu się nie ogarnia podstaw.
Trochę nadinterpretujesz to co napisałam. Napisałam wyłacznie tyle, że subiektywne doświadczenia medytującego głęboko chrześcijanina i buddysty są takie same.
Co do tego czy faktycznie dotyczą tej samej rzeczywistości (Boga) się nie wypowiadałam.
Wydaje mi się, że tak, ale moje "wydawanie się" to za mało, żeby tak twierdzić i nie formułuję takiego twierdzenia.
Jesienna, tu nic nie ma z nadinterpretacji, na prawdę. Czytałem różne przeżycia tego stanu w wielu kulturach, ów "subiektywizm" jest bardzo podobny :-) A co do Twojego "wydawania się", śmiem twierdzić, że masz świetną intuicję, to się wyczuwa, stąd Twoje łagodne i wyrozumiałe podejście do tej dyskusji. A niby to dlaczego nie miałabyś cokolwiek stwierdzać, jeżeli to czujesz? :-) Bardzo dobrze rozmawia mi się z Tobą...
Jesienna, tu nic nie ma z nadinterpretacji, na prawdę. Czytałem różne przeżycia tego stanu w wielu kulturach, ów "subiektywizm" jest bardzo podobny :-) A co do Twojego "wydawania się", śmiem twierdzić, że masz świetną intuicję, to się wyczuwa, stąd Twoje łagodne i wyrozumiałe podejście do tej dyskusji. A niby to dlaczego nie miałabyś cokolwiek stwierdzać, jeżeli to czujesz? :-) Bardzo dobrze rozmawia mi się z Tobą...
Dostrzegłem komentarz ostatni dopiero po napisaniu poprzedniego posta, więc w oparciu o niego postaram się sformułować moje wątpliwości jeszcze raz, może mniej agresywnie: zgadzam się, że na pewnym poziomie doświadczenia medytacyjne Dalekiego Wschodu i chrześcijanstwa są takie same. Ale czy na każdym? Proponuję rzecz rozważyć na przykładzie: czy szczyt medytacyjnego życia św. Teresy z Avila, mistyczne zaślubiny z Panem, ma taki sam sens jak satori, którego doznał Siddaharta Gautama pod drzewem Bodhi? Myślę, że odpowiedź nie jest trudna. Zatem jakby uprzedzając w takiej mierze, w jakiej mogę kolejne nieporozumienia: nie uważam, że ktokolwiek jest lemingiem. Nie uważam, żeby buddyzm był religią z gruntu złą:). Co więcej, nie uważam, żeby medytacja buddyjska była jakimś fałszem czy zniewoleniem. Wręcz przeciwnie - buddyzm daje to, co obiecuje. Tylko, że obiecuje radykalnie inne rzeczy niż Jezus z Nazaretu, bo nie ma Objawienia i to trzeba brać pod uwagę, gdy się wchodzi z nim w dialog. Będzie niezdarna metafora: wiosłujemy podobnie, ale płyniemy w przeciwnych kierunkach - my do życia wiecznego, buddyści do nirwany. Nie krytykuję samego aktu medytacji, wręcz przeciwnie - uważam, że podobne pogłębione formy modlitwy są potrzebne. Ale może się tak zdarzyć, że ktoś pomiesza tradycjei zacznie np. nirwanę utożsamiać z obecnością Boga w sobie. To chyba nie byłoby porządane, a?:)
esienna, tu nic nie ma z nadinterpretacji, na prawdę. Czytałem różne przeżycia tego stanu w wielu kulturach, ów "subiektywizm" jest bardzo podobny :-) A co do Twojego "wydawania się", śmiem twierdzić, że masz świetną intuicję, to się wyczuwa, stąd Twoje łagodne i wyrozumiałe podejście do tej dyskusji. A niby to dlaczego nie miałabyś cokolwiek stwierdzać, jeżeli to czujesz? :-) Bardzo dobrze rozmawia mi się z Tobą...
"I bardzo, bardzo niegodne pochwały jest poprawianie innych ludzi i mówienie o wypaczeniach, kiedy samemu się nie ogarnia podstaw."
Nie pretenduję do roli eksperta bo nim nie jestem, jeżeli coś przekręciłam (dotyczy sprzeciwu buddystów), przepraszam.
Co do reszty jest mi znana, choć może nie tak dobrze jak Tobie, podtrzymuję, że nazwanie buddyzmu religią ateistyczną to ogromne uproszczenia graniczące z fałszem. No chyba, że przyjmiemy za ateizm brak Boga osobowego.
sceptycznie odnoszę się do mozliwości zrozumienia religii wschodu przez człowieka wychowanego w kulturze wyrosłej z chrześcijaństwa na poziomie głębszym niż religioznawczy. A na takim poziomie jest Twoja (czy przytoczona przez Ciebie) analiza.
Jesteśmy skazani na sytuację asymetryczną - z jednej strony znajomość chrześcijaństwa również na poziomie doświadczenia religijnego - z drugiej strony religioznawcza trywializacja (to nie zarzut) religii wschodu.
Dlatego uważam, że musimy być bardzo ostrożni w formulowaniu wniosków i mieć świadomość ograniczeń naszych mozliwości zrozumienia. Tym bardziej, że poruszamy się w tym wątku dyskusji w obszarze głębszego doświadczenia religijnego właśnie.
Będzie niezdarna metafora: wiosłujemy podobnie, ale płyniemy w przeciwnych kierunkach - my do życia wiecznego, buddyści do nirwany. Nie krytykuję samego aktu medytacji, wręcz przeciwnie - uważam, że podobne pogłębione formy modlitwy są potrzebne. Ale może się tak zdarzyć, że ktoś pomiesza tradycjei zacznie np. nirwanę utożsamiać z obecnością Boga w sobie. To chyba nie byłoby porządane, a?:
Metafora jest świetna.
Stawiając sprawię na tym poziomie na jakim stawiasz, oczywiście masz rację. W swoich podstawach chrześcijaństwo jest skrajnie różne od buddyzmu. Na poziomie doświadczenia mistycznego te różnice nie są już tak wyraźne.
Już pisałam - nie chcę się wypowiadać czy podobieństwo tych doświadczeń (dla mnie pośrednim dowodem na to podobieństwo są gorączkowe próby udawadniania, że tego podobieństwa nie ma) wypływa z dotykania tej samej rzeczywistości czy z czego innego. Ale samo podobieństwo jest dla mnie bezsporne.
Co do pewnego niebezpieczeństwa pomieszania chrześcijański religii wschodu się zgadzam - jeżeli to pomieszanie na zachodzi na poziomie fundamentów wiary wychodzi z tego jakaś religijna hybryda, jakiś religijny "potworek".
Natomiast na poziomie glębszego doświadczenia religijnego - hm... No nie wiem...
Może tam jest właśnie miejsce, gdzie to co jesteśmy wstanie ogarnąć rozumem i nazwać (i chrześcijanie i buddyści) przestaje mieć znaczenie? Nie wiem...
Ateizm jest brakiem Boga osobowego. Dokładnie tym, także nie ma potrzeby się denerwować:). Zresztą a propos buddyjskiej modlitwy wyczytałem dawno temu zdanie jakiegoś praktykującego dharmę, że ciekawą w niej sprawą jest to, że nie ma z kim rozmawiać. A to jest bardzo ważna kwestia - jeśli nie ma z kim rozmawiać, na poziomie duchowym, to naprawdę jest to zupełnie inna rzecz niż u nas. Po drugie: żadne zaangażowanie emocjonalne nie zastąpi wiedzy. Nie można nazywać systematycznych studiów nad buddyzmem trywializacją. Generalnie w kulturach dalekowschodnich treści doktrynalne traktuje się bardziej powierzchownie, tym niemniej pokazują one kierunek, w którym się idzie. I ważne jest, żeby wiedzieć, co buddyzm mówi np. o antropologii, bo to pokazuje, że mimo pewnych podobieństw jednak bardzo się różnimy. Skutek jest zawarty w fundamentach przecież: o to mi właśnie chodzi. Jak się zaczyna od Chrystusa, to się skończy na Chrystusie, ale jak nie to nie. nie czci się Jezusa czcząc pustkę i tego się nie przeszkoczy. Chyba że będziemy próbowali wmówić buddystom, że tak naprawdę modlą się do naszego Pana, nawet o tym nie wiedząc - ale to dopiero byłaby trywializacja i wręcz neokolonializm. Myślę zresztą, że jakkolwiek medytacja jest ważna, to trzeba pamiętać, że Zbawiciel nie nauczył nas jogi, tylko "Ojcze nasz" i tym właśnie się wyróżniamy: nie tylko od buddystów, ale od całego świata. Świadomie przyjęliśmy Boga za Ojca w Jego Synu - i ta wiara jest źródłem nowego życia. Dlatego ważne jest, żeby, primo: zachować odpowiednią hierarchię, secundo: głosić tę radość. Także buddystom:D. Z pozdrowieniem.
Książki nie czytałem, więc nie będę mógł poprawnie skomentować jej. Ale na pewno komentarz pani Agnieszki zwraca uwagę na to, że chrześcijaństwo jest różnie przeżywane w różnych częściach świata. I tak jak nie powinno się np. w Afryce narzucać naszego sposobu modlitwy, tak i powinno się uważać na importowanie np. medytacji ze wschodu, gdzie ona jest wrośnięta w tamtą kulturę. Na pewno wprowadzenie tego do szkoły byłoby by ryzykowne, bo doświadczenia na dzieciach są zawsze obarczone ryzykiem i potrzeba wiele lat by zobaczyć tego rezultat. Ja osobiście chrześcijaństwo widzę w relacji do bliźniego, służba drugiemu człowiekowi, choć oczywiście Pan Bóg daje się człowiekowi doświadczyć na różne sposoby. Matka Teresa też uczyła swoje siostry, by najpierw przebywały przed Jezusem a potem słuźyły potrzebującym.
bp prof. A. Siemieniewski - Nowa Era: nowoczesna mistyka czy pseudomistyczna iluzja? Od 1:00:31 bp Siemieniewski wykazuje w czym w temacie medytacji chrześcijańskiej myli się o. Laurence Freeman http://www.sluzew.dominikanie.pl/wiara_i_okolice/mp3/2012/05_bp_Andrzej_Siemieniewski.mp3
A to ciekawe - nie mogę wpisać adresu internetowego. To spróbujmy tak: http://www.sluzew.dominikanie.pl/wiara_i_okolice/ rozdział: New Age - nowe tchnienie Ducha czy manowce duchowości? trzeci wykład
Książki nie czytałem, ale artykuł wydaje się histeryczny. Modlitwa Jezusowa też jest wypowiadana w sprzężeniu z oddechem. Różaniec i koronkę też można odmawiać w ten sposób. To nie jest chrześcijańskie? Miś? Książka mabyć dedykowana dla dzieci, a nie dorosłych. Pozycja w modlitwie - w karmelu też tak jest. Czy w książce Autorzy odwołują się do pojęć z kręgu toksycznych duchowości new age? Czy zaprzeczają bóstwu Jezusa? Czy sugerują,że modlitwa mabyć wbrew,czy mimo wskazaniom Kościoła? Jeżeli nie, to nie róbmy problemu tam, gdzie go NIE MA.
Każdą brednię zniosę ale wara od szkół i dzieciaków. Nie dość że tacy jedni chcą nam "uświadamiać" dzieci (tacy którzy wywodzą się od faceta który założył partię pod wezwaniem swojego nazwiska ) - to jeszcze teraz znaleźli się tacy co to chcą nasze dzieci "oswiecać". Ręce byscie sobie mogli podać.
Satanistyczne strony pokroju frondy i ludzi tam sie wypowiadajacych przesiąknietych nienawiścią i pogardą wobec ludzi radze wszystkim unikać - wchodząc tam, człowiek otwiera furtkę diabłu co może grozić demonicznym opętaniem (jak w przypadku osób tam sie wypowiadajacych)
chrzescijanska medytacja powinna byc zawsze skierowana na Boga i prowadzic do poznania Boga a przez to siebie. Medytacja otwiera i jesli nie jest skierowana na Boga to jest to bardzo niebiezpieczne nie tylko dla dzieci ale i doroslych. medytacja to nie kontemplacja, medytacje czlowiek moze zaczac sam, do kontemplacji podnosi Bog. Jesli ktos ma prowadzic dzieci w medytacji to powinien to byc pawdziwie wierzacy czlowiek, dobrze przygotowany i sam idacy drogo duchowa w prawdzie.
Wypada chyba przestrzec chrześcijan, którzy z entuzjazmem otwierają się na rozmaite propozycje pochodzące z tradycji religijnych Dalekiego Wschodu, a dotyczących na przykład technik i metod medytacji oraz ascezy. W pewnych środowiskach stało się to wręcz rodzajem mody, którą przejmuje się dość bezkrytycznie. Trzeba, ażeby najpierw dobrze poznali własne duchowe dziedzictwo, żeby także za stanowili się, czy mogą się tego dziedzictwa ze spokojnym sumieniem wyrzekać" Jan Paweł II "Przekroczyc próg nadziei"
Za każdym razem, gdy słabnie świadomość chrześcijańska, gdy Kościół zostaje zanegowany (...)wierni szukają instynktownie jakiegoś substytutu, by zapełnić pustkę. Stąd na przykład ów miraż Indii, który tyle ofiar zebrał wśród młodzieży; stąd zalew najróżniejszych religii wschodnich,(...) stąd pleniące się sekty, niekiedy ściśle zamknięte (...);stąd sięgające nawet klasztorów (pragnę wierzyć, że są to rzadkie przypadki), i to pomimo tylu nie całkiem bezowocnych wysiłków, pewne zapomnienie naszej jakże płodnej Tradycji duchowej, tak Zachodu jak i Wschodu (chrześcijańskiego), niekontrolowany zwrot ku psychoanalizie lub też innym metodom, z których najpoważniejsze nie są w żaden sposób zgodne z przeżytą wiarą.”
kard. Henri de Lubac SJ (1896 - 1991)
„Nie można by zadać Kościołowi bardziej wewnętrznej i śmiertelnej rany, niż gdyby zakony opuściły eksponowane miejsce swojej chrześcijańskiej medytacji, którą sprawują zastępczo dla całego Kościoła i świata, aby wycofać się za parawan medytacji niechrześcijańskiej […] Nie można by nazwać tego inaczej, jak zdradą ukrzyżowanej miłości Bożej..."
Autorka artykułu pisała wyłącznie mając na względzie dobro naszych dzieci i wnuków, które pragniemy wychować zgodnie z naszą wiarą katolicką opartą na nauce Kościoła.Podobnie jak ona myślą ludzie Kościoła, duchowni. Odsyłam do kwartalnika PASTORES nr59 z 2013/ do kupienia w każdym empiku/, w którym ks.W.Bartkowicz w słowie od Redakcji pisze: "Czy można sobie wyobrazić "gorszącą" modlitwę?Św.Jakub skierował do braci ostrzeżenie:"żle się modlicie"...(por.Jk 4,3).Chodzi o modlitwę, która nie tylko nie przynosi owoców, ale może wręcz przynosić szkodę modlącemu się.Czy taką modlitwą jest Freemanowska medytacja (ks.bp A.Siemieniewski)? W/w biskup w artykule Medytacja "chrześcijańska" na manowcach pisze: "Jak w praktyce wygląda ta forma medytacji prowadzona przez wspólnotę WCCM?"Wybieramy słowo, frazę modlitewną-nazywamy ją dziś mantrą(...)i powtarzamy [ją]bezustannie(...)...Pamiętaj jednak kiedy medytujesz,nie zastanawiasz sie jednak nad znaczeniem tego słowa,(...)...Freeman cytuje Kasjana, pomijając treść rzekomej mantry, która, oczywiście, jest o wiele za długa jak na nośnik dzwięku bez pojęciowego znaczenia:"Boże,wejrzyj ku wspomożeniu memu;Panie pośpiesz ku ratunkowi memu!".W oczywisty sposób nie chodzi tu o jakąś formułę,której brzmienie jest nieistotne, na której treść mamy nie zwracać uwagi.Wręcz przeciwnie,Kasjan z naciskiem naucza, że właśnie znaczenie tej krótkiej formuły niesie cały sens tak praktykowanej modlitwy.... Tak więc wcale nie jest prawdą, jakoby starożytni chrześcijanie modlili się tak, jak uczy tego o.Freeman oraz szkoła WCCM.Wydaje się, że jest to zupełna nowość na terenie chrześcijańskim.I że jestto nowość bazująca bardziej na tradycji hinduizmu niż na tradycji chrześcijańskiej.A jeśli tak, to wypada to jawnie przyznać, w przeciwnym razie trudno uniknąć zarzutu wprowadzania w błąd."... /Pastores 59 (2)2013 str od 151 do 156/.
Pozwolę sobie tylko zauważyć, że książka ma imprimatur i tego faktu nie można pomijać. Jak twierdzi autorka tego tekstu.
Redakcja portalu wiara.pl otrzymała informację o spotkaniu na temat tej książki - jutro w Warszawie. Zainteresowani mogą dowiedzieć się więcej...
SPOTKANIE „MEDYTACJA CHRZEŚCIJAŃSKA W SZKOLE” 06 kwietnia 2013 r. Centrum Myśli Jana Pawła II Foksal 11, Warszawa
9.15-9.45 Rozpoczęcie: Dlaczego się tutaj zebraliśmy? Krótkie przedstawienie się uczestników.
9:45-10.30 Współczesne odkrycie tradycji Medytacji Chrześcijańskiej w Kościele Zachodnim – ks. Rafał Figiel
10.30 - 10.45 Przerwa kawowa
10.45 - 11.15 WCCM – 1 część filmu Pielgrzymka 11.15 - 11.35 Medytacja 11.35 - 12.15 Pytania i odpowiedzi
12.15 - 12.30 Przerwa na kawę
12.30 - 14.15 Co zrobiliśmy, co zamierzamy? – świadectwa uczestników • "Czego nauczyły mnie spotkania z młodzieżą, czyli jak skutecznie prezentować medytację chrześcijańską w gimnazjum, liceum i na uniwersytecie?"- Bernard Fruga Bernard Fruga zawodowo łączy pasję edukacyjną kierując polskim oddziałem Franklin Covey Education oraz działalność biznesową konsultanta i trenera zarządzania projektami. Od 2009 związany z komorowską grupą medytacji chrześcijańskiej
• "Dzielenie się drogą prowadzącą do medytacji w szkole"- Marek Małaszczuk Marek Małaszczuk, katecheta w warszawskim zespole szkół prowadzonym przez Stowarzyszenie Kultury i Edukacji- Szkoła Podstawowa na ul. Okopowej, Gimnazjum i Liceum na ul. Foksal • „Medytacja - z pamiętnika dyrektora”- Henryk Cichecki Henryk Cichecki, dyrektor Zespołu Szkół Usług i Przedsiębiorczości w Płocku im. bł. abpa Antoniego Juliana Nowowiejskiego; od 24 lat nauczyciel języka polskiego
- "Udział medytacji chrześcijańskiej w kształtowaniu formacji duchowej młodzieży przygotowującej się do sakramentu bierzmowania "- Magdalena Oborska Magdalena Oborska, teolog aktywnie działający w swojej parafii, terapeutka
Proponuję odwiedzić http://www.fc.edu.pl albo http://www.franklincovey.com i zastanowić się, czy chcecie uczyć się modlitwy od tej przedstawiciela tej firmy.
"Ubrał się diabeł w ornat i ogonem na Mszę dzwoni" - nic nowego pod słońcem. Dziwię się tylko że to imprimatur nie uznaje "teolożki" tylko kobietę-teologa. Cóż za niedopatrzenie... Dla mnie do bólu interesujące jest jedno pytanie z tego sabatu czyli "co zamierzamy". I co na to władze kościelne,
No Imprimatur znaczy tyle że ktoś w kurii to przejrzał. Jeśli oczywiście go ma. Narazie mamy konkretną wypowiedź bp. Libery.
Krótko:
"All meditation techniques need to be purged of presumption and pretentiousness. Christian prayer is not an exercise in self-contemplation, stillness and self-emptying, but a dialogue of love, one which “implies an attitude of conversion, a flight from 'self' to the 'You' of God”.)61( It leads to an increasingly complete surrender to God's will, whereby we are invited to a deep, genuine solidarity with our brothers and sisters."
Some local New Age groups refer to their meetings as “prayer groups”. Those people who are invited to such groups need to look for the marks of genuine Christian spirituality, and to be wary if there is any sort of initiation ceremony. Such groups take advantage of a person's lack of theological or spiritual formation to lure them gradually into what may in fact be a form of false worship. Christians must be taught about the true object and content of prayer – in the Holy Spirit, through Jesus Christ, to the Father – in order to judge rightly the intention of a “prayer group”. Christian prayer and the God of Jesus Christ will easily be recognised.)93( Many people are convinced that there is no harm in 'borrowing' from the wisdom of the East, but the example of Transcendental Meditation (TM) should make Christians cautious about the prospect of committing themselves unknowingly to another religion (in this case, Hinduism), despite what TM's promoters claim about its religious neutrality. There is no problem with learning how to meditate, but the object or content of the exercise clearly determines whether it relates to the God revealed by Jesus Christ, to some other revelation, or simply to the hidden depths of the self.
Sekularyzacja jest wręcz zagrożeniem duchowym. Polecam też posłuchać o. Verlinde. Z tego co słyszałem, ten temat jest poruszony wśród polskich biskupów i chyba gdzieś nawet było info na ten temat. Poczekajmy, osobiście odradzam. Święci, jak np. Jan od Krzyża, Teresa z Avilla, Tereska od Dzieciątka Jezus i wielu innych (DOKTORÓW KOŚCIOŁA, MISTRZÓW MODLITWY) nic nie mówiło o pozycji, mantrze,itp., a jedynei o wygodnym i cichym miejscu, co byśmy się nie rozpraszali. Najważniejsza są wiara, nadzieja i miłość. Posłuszeństwo, pokora. Nie ma technik w dojościu do Boga, to Bóg sam do nas dochodzi. My nic nie możemy.
Biskup Piotr Libera zajął się sprawą w swojej diecezji, więc może nie jest tak źle. http://www.diecezjaplocka.pl/index.php?akcja=art_zobacz&art_id=225&id_news=1542
Minus dla biskupa. Bo co z braćmi w biskupstwie, którzy WCCM aprobują? W Kościele rzymskokatolickim żaden biskup raczej nie powiniem poddawać w wątpliwość decyzji innego biskupa (patrz Dekret biskupa z Włoch zatwierdzający Wspólnotę zgodnie z Prawem Kanonicznym), tylko dlatego, że ten jest z Włoch, Niemiec, czy Hong Kongu lub Australii lub Filipin. Jeżeli ktoś ma wątpliwości, winny być one rozstrzygane na tym samym poziomie lub wyżej, tzn. przynajmniej bezpośrednio z danymi biskupami lub kardynałami, a nie komunikatami prasowymi w polskim internecie.
Nie wiem czy mówili o pozycji - ale napewno tego uczą w kl;asztorach kontemplacyjnych. Powtarzanie wersetu z Pisma św. lub innego krótkiego tekstu jest praktyką sięgającą początków chrześcijaństwa.
Oczywiście, że tak, bardzo ładnie mówi o tym biskup Siemieniewski (link już się pojawił w komentarzach gdzieś powyżej). Cytuje nawet Jana Kasjana i Ewagriusza Pontyjskiego przybliżając ich pojmowanie modlitwy. Przy okazji demaskuje kłamstwa i manipulacje niejakiego Freemana i jego guru( o jakie urocze słowo)J. Maina
"Nie sądźcie, by ta modlitwa zjednoczenia podobna była do snu, jak poprzednie, do snu, mówię, bo w tamtej modlitwie smaków Bożych i w poprzedzającej ją modlitwie odpocznienia dusza jest jakby na wpół uśpiona, nie czując się ani zupełnie senna, ani zupełnie rozbudzona. Tu, przeciwnie, dusza jest całkiem rozbudzona ku Bogu, a całkiem uśpiona, i to głęboko uśpiona, dla rzeczy tego świata i dla samej siebie (bo w rzeczy samej, w tej chwili, póki trwa zjednoczenie, pozostaje jakby bez zmysłów i choćby chciała, nie może myśleć o niczym). Nie potrzebuje tu więc sztucznymi sposobami zawieszać myśli.
byłeś blisko św. Teresa z Avila. Z Jej pism wyczytałem, że nie można wyzbywać się upostaciowienia Boga. Właśnie poprzez postać ludzką Jezusa możemy dotrzeć do spotkania z prawdziwym Bogiem.
Nieraz próbuje się tu nawiązać do mistyków chrześcijańskich czy to z Europy północnej (Eckhart, Tauler, Suzo,
Ruysbroeck), czy też późniejszej mistyki hiszpańskiej (św. Teresa z Avila i św. Jan od Krzyża). Jeżeli jednak św. Jan od
Krzyża w swojej Drodze na Górę Karmel oraz w Nocy ciemnej mówi o potrzebie oczyszczenia, oderwania się od świata
zmysłowego, to jednak to oderwanie nie jest celem samym w sobie. ,,By dojść do tego, w czym nie masz upodobania,
musisz iść przez to, w czym nie masz upodobania. By dojść do tego, czego nie poznajesz, musisz iść przez to, czego nie
poznajesz. By dojść do tego, czego nie posiadasz, musisz iść przez to, czego nie posiadasz'' (Droga na Górę Karmel, I, 13,
11). Te klasyczne teksty Jana od Krzyża bywają nieraz rozumiane na azjatyckim Wschodzie jako potwierdzenie dla
tamtejszych metod ascetycznych. Jednakże Doktor Kościoła nie proponuje samego tylko oderwania się od świata.
Proponuje oderwanie się od świata dla zjednoczenia z tym, co jest poza-światowe, a to, co jest poza-światowe, nie jest
,,nirwaną'', ale jest Osobą, jest Bogiem. Zjednoczenie z Nim urzeczywistnia się nie na drodze samego oczyszczenia, ale
poprzez miłość. Mistyka karmelitańska zaczyna się w tym miejscu, gdzie kończą się rozważania Buddy i jego wskazówki co do życia
duchowego. Św. Jan od Krzyża w czynnym i biernym oczyszczeniu duszy ludzkiej, w owych swoistych nocach ciemności
zmysłów i ducha, widzi przede wszystkim przygotowanie do tego, ażeby duszę ludzką mógł przeniknąć żywy płomień
miłości. Taki jest też tytuł jego głównego dzieła (Żywy płomień Miłości).
Przecież książka nie propaguje medytacji buddyjskiej a chrześcijańską. A że zacytowane fragmenty skupiają się na technice? To też jest w jakiś sposób ważne (chociaż nie należy do istoty sprawy).
Jesienna, uzupełnię tylko z moich wypowiedzi, że zanim powstał mistycyzm chrześcijański w różnych jego przejawach, kontemplacje czy medytacje, to w kulturze hinduskiej dawno istniały klasztory zakonne, gdzie praktykowano różne techniki. Więc mistycym chrześcijański przejął na swój grunt owe praktyki i przerobił na własne. Kontakty z różnymi kulturami, przy migracjach ludności, wymianie handlowej, przenosiły różne zwyczaje, asymilując je do własnych potrzeb. W czasach judaizmu z okresu nowej ery i przed, zakładane były klasztory buddyjskie, co z pewnością miało potem przełożenie na powstanie klasztorów kontemplacyjnych w chrześcijaństwie. Mówienie, że chrześcijaństwo samo z siebie wytworzyło sposoby medytacyjne jest nieporozumieniem, musiałoby powstać całkowicie i rozwijać się odizolowane od reszty świata, a to było przecież niemożliwe. Więc myślę, że niepotrzebnie w GN podniesiono larum.
A poza tym, warto poza tytułami artykułów czytać również ich treść. Lemingi nie mają tego w zwyczaju, ale myślę że powinnaś.
Gdyby chodziło o medytację związaną ze ST, karmelem itp... Ale miesza się elementy wschodnich religii, fakt można kłaniać się demonom i mówić że jest ok- ale nie jest. Znak krzyża to nie gimnastyka nadgarstka, co nie? W religiach wschodu, pewne pozycje, praktyki mają bardzo konkretne znaczenie, są niebezpieczne duchowo. Odesłałem Cię już do fachowca jak nikt w Europie, nie każ mi tu wklejać tego bo forum braknie.
Wydaje mi się, że raczej tradycje medytacyjne powstawały niezależnie od siebie (choć nie można całkiem pomionąć faktu, że jakoś tam na siebie wpływały).
Myślę, że człowiek, ktory szuka jakiejś głębi (chrześcijanie Boga) prędzej czy później dochodzi do medytacji (nawet gdy tego tak nie nazywa) oraz odkrywan techniki, które w medytacji pomagają (u chrześcijan ułatwiają głębokie modlitewne skupienie na Bogu).
myślisz, ze nazwanie kogoś lemingiem ułatwia dyskusję? jak myślisz, czy osoba nazwana z lemingiem będzie bardzie czy mniej skłonna przyjąc Twoje argumenty?
Do tego co napisałeś odniosę się później. Chciałabym dokładnie i raz jeszcze przeczytać tekst. Ale generalnie rzecz biorąc zupełnie się w tej dyskusji rozmijamy. Mam wrażenie jakbymśmy dyskutowali o czymś innym.... Nie twierdzę, że przyczyna takiego stanu rzeczy leży wyłącznie po Twojej stronie.
Wyzywanie innych od lemingów jest przejawem demonicznego opetania - a przynajmniej jego początków - co nastepnie przekształca sie w pogardę, nienawiść a niekiedy w fizyczną agresję czyli wszystko to co diabeł lubi najbardziej.
Bardzo się cieszę z tego artykułu na temat medytacji chrześcijańskiej, a konkretnie dotyczy to wspólnoty WCCM. Bardzo ważne jest, by o tym mówić. Miałam możliwość zetknięcia się z tą wspólnotą, znam osobiście osoby odpowiedzialne za nią w Polsce. Nie są to osoby przejrzyste, mówiąc delikatnie. Swoje duchowe korzenie mają w praktykach buddyjskich, jeden z nich kilka razy w roku udaje się do Chin na "rekolekcje" u swojego buddyjskiego mistrza i niektóre elementy wprowadza w czasie spotkań "medytacji chrześcijańskiej". Uczestniczyłam kilka razy w spotkaniach prowadzonych przez tą osobę myśląc, że mam do czynienia z modlitwą Jezusową. W pewnym momencie dowiedziałam się, że imienia Jezus nie mogę wymawiać (chociaż oficjalnie dopuszcza się to jednak w praktyce tak nie jest), jedynie maranatha. Na spotkania zaczęły przychodzić osoby praktykujące medytację transcendentalną. Zaczęłam wgłębiać się w informacje związane z tą wspólnotą i byłam przerażona. Osobiście uważam, że może to prowadzić do zagrożeń duchowych. Podam tylko jeden przykład, a mam ich więcej. Informacja z kalendarium WCCM - rekolekcje:
Miejsce: Łukęcin, Dom Zakonny Ojców Paulinów Gość: Wojciech Karczmarzyk, oblat benedyktyński WCCM Rekolekcje: Człowiek, który się staje - w kierunku integracji Termin: 07 - 09 czerwca 2013 Wojtek medytuje od 15 lat (...) ukończył 2 letni kurs nauczycielski jogi i rozpoczął studia Integracji Strukturalnej, by później kontynuować je w Monachium. Wojtek przez ostatnie 3 lata regularnie prowadził zajęcia z ciałem w Centrum Medytacji Chrześcijańskiej w Londynie i podczas wielkanocnych rekolekcji medytacyjnych na Bere Island.
Cieszę się, że zrobiło się głośno wokół tematu, bardzo obawiałam się, że w Polsce zacznie się serwować to dzieciom. Jestem przekonana, że imprimatur zostało przyznane z niewiedzy. Przypuszczam, że dopomógł temu fakt, że WCCM w Kielcach jest związany z bardzo prężnie działającym ośrodkiem duszpasterskim przy kościele ojców kapucynów. Niestety spotkania najczęściej odbywają się przy klasztorach i parafiach - jestem przekonana, że z niewiedzy. Poza tym niektóre nazwiska osób duchownych, ich artykuły i wypowiedzi są wykorzystywane przez WCCM bez ich widzy, a czasem wberw woli - sama tego doświadczyłam. Na własnej skórze także mogłam się przekonać o manipulacyjnych metodach stosowanych przez osoby będące liderami wspólnoty. Bardzo się też cieszę z wyraźnego oddzielenia ideli medytacji WCCM od modlitwy Jezusowej, która jest mi bardzo bliska. Jest bardzo dobry artykuł pod tym linkiem: http://www.fronda.pl/blogi/konradtomasz/wccm-bledy,32215.html?page=2&#comments-anchor
Dobrze pamiętam, jak w trakcie rekolekcji w seminarium duchownym, pewien kapłan mówił nam, że jedyna medytacja właściwa chrześcijaństwu to medytacja Słowa Bożego, ściślej mówiąc nad tekstem tegoż Słowa. Niedługo po tych rekolekcjach wpadła mi w ręce książka wspomnianego o. Johna Maina i lekko się zdziwiłem prezentowaną w tej książce wizją medytacji, która delikatnie mówiąc, z medytacją Słowa Bożego miała niewiele wspólnego. Podobnie jest w przypadku omawianej tutaj medytacji. Myślę, że to jest bardzo ciekawy temat na artykuł w "Gościu" i gdyby przypadkiem ks. Tomasz Jaklewicz (który jest bardzo kompetentny) czytał te słowa i śledził wymianę poglądów prowadzoną na tym forum, to zwracam się z ogromną prośbą o podjęcie się tematu medytacji na łamach "Gościa". Taki artykuł mógłby wyklarować wiele niejasności, które narosły przy dyskusji.
Wiem, że są w Polsce ludzie, którzy praktykują modlitwę Jezusową i bliska jest im duchowość ojców pustyni. Bardzo bym nie chciała, żeby w tym całym zamieszaniu, które niestety niesie WCCM,ucierpiała ta piękna i bardzo owocna praktyka. Pozdrawiam serdecznie!!!
D. T. Suzuki „D. T. Suzuki zestawiając chrześcijaństwo i buddyzm w wydaniu zen stwierdza bardzo stanowczo, że „nawet z grubsza biorąc, nie ma cienia podobieństwa między ćwiczeniami zen a tymi, które proponuje założyciel Towarzystwa Jezusowego [Ćwiczenia duchowe św. Ignacego Loyoli]” Odwołuje się też do samego tekstu Ewangelii, co bynajmniej nie pomaga w znajdowaniu podobieństw między doświadczeniem duchowym obu religii: „Gdy słowa Chrystusa brzmią: "Ojciec twój, który widzi w skrytości, ten ci odda jawnie" – wówczas dostrzegamy jak bardzo buddyzm i chrześcijaństwo różnią się między sobą. Dopóki poświęcamy choć jedną myśl komukolwiek, Bogu, diabłu albo temu, że nasze uczynki są znane i zostaną nagrodzone, zen powie: "Nie należysz jeszcze do naszego grona" […] Zen chce, aby nawet ten ostatni ślad świadomości Boga uległ, o ile to możliwe, zatarciu” D. T. Suzuki:"Ilekroć spojrzę na wizerunek ukrzyżowanego Chrystusa, myślę o głębokiej różnicy dzielącej chrześcijaństwo od buddyzmu. Na Zachodzie podkreśla się silnie osobowe Ja. Na Wschodzie nie ma żadnego Ja […] W buddyzmie potrzebujemy jedynie oświecenia, a nie Ukrzyżowanego […] Buddyzm wyjaśnia, że od samego początku nie ma żadnego Ja, które miałoby być ukrzyżowane” Źródło: WIELE ŚCIEŻEK NA RÓŻNE SZCZYTY - KS. A. SIEMIENIEWSKI
Bardzo się cieszę z tego artykułu na temat medytacji chrześcijańskiej, a konkretnie dotyczy to wspólnoty WCCM. Bardzo ważne jest, by o tym mówić. Miałam możliwość zetknięcia się z tą wspólnotą, znam osobiście osoby odpowiedzialne za nią w Polsce. Nie są to osoby przejrzyste, mówiąc delikatnie. Swoje duchowe korzenie mają w praktykach buddyjskich, jeden z nich kilka razy w roku udaje się do Chin na "rekolekcje" u swojego buddyjskiego mistrza i niektóre elementy wprowadza w czasie spotkań "medytacji chrześcijańskiej". Uczestniczyłam kilka razy w spotkaniach prowadzonych przez tą osobę myśląc, że mam do czynienia z modlitwą Jezusową. W pewnym momencie dowiedziałam się, że imienia Jezus nie mogę wymawiać (chociaż oficjalnie dopuszcza się to jednak w praktyce tak nie jest), jedynie maranatha. Na spotkania zaczęły przychodzić osoby praktykujące medytację transcendentalną. Zaczęłam wgłębiać się w informacje związane z tą wspólnotą i byłam przerażona. Osobiście uważam, że może to prowadzić do zagrożeń duchowych. Podam tylko jeden przykład, a mam ich więcej. Informacja z kalendarium WCCM - rekolekcje:
Miejsce: Łukęcin, Dom Zakonny Ojców Paulinów Gość: Wojciech Karczmarzyk, oblat benedyktyński WCCM Rekolekcje: Człowiek, który się staje - w kierunku integracji Termin: 07 - 09 czerwca 2013 Wojtek medytuje od 15 lat (...) ukończył 2 letni kurs nauczycielski jogi i rozpoczął studia Integracji Strukturalnej, by później kontynuować je w Monachium. Wojtek przez ostatnie 3 lata regularnie prowadził zajęcia z ciałem w Centrum Medytacji Chrześcijańskiej w Londynie i podczas wielkanocnych rekolekcji medytacyjnych na Bere Island.
Cieszę się, że zrobiło się głośno wokół tematu, bardzo obawiałam się, że w Polsce zacznie się serwować to dzieciom. Jestem przekonana, że imprimatur zostało przyznane z niewiedzy. Przypuszczam, że dopomógł temu fakt, że WCCM w Kielcach jest związany z bardzo prężnie działającym ośrodkiem duszpasterskim przy kościele ojców kapucynów. Niestety spotkania najczęściej odbywają się przy klasztorach i parafiach - jestem przekonana, że z niewiedzy. Poza tym niektóre nazwiska osób duchownych, ich artykuły i wypowiedzi są wykorzystywane przez WCCM bez ich widzy, a czasem wberw woli - sama tego doświadczyłam. Na własnej skórze także mogłam się przekonać o manipulacyjnych metodach stosowanych przez osoby będące liderami wspólnoty. Bardzo się też cieszę z wyraźnego oddzielenia ideli medytacji WCCM od modlitwy Jezusowej, która jest mi bardzo bliska. Jest bardzo dobry artykuł pod tym linkiem: http://www.fronda.pl/blogi/konradtomasz/wccm-bledy,32215.html?page=2&#comments-anchor
A co na to samo wydawnictwo? No i odpowiedzialni za katechizację w szkołach? Bo to chyba oni winni się wypowiedzieć? A swoją drogą - takie "wpychanie" różnych medytacji bocznymi drzwiami nawet wprost do Kościoła to nic nowego....
JP II dopominał się w "Fides et ratio" o poszanowanie dla zarówno dla "ratio" jak i "fides": "wiara i rozum są jak dwa skrzydła unoszące człowieka ku kontemplacji prawdy". Ostatnio ks. prof. Keller wyraził opinię, że tego szacunku dla "ratio" w polskim Kościele nie zbywa. Kiedy brak "ratio", wiara popada w bezrefleksyjny fideizm. Tocząca się dyskusja o medytacji zdaje się być tego dobrym przykładem.
Zgadzam się z tezami autorki artykułu i dziwię się tym, którzy nie widzą niebezpieczeństwa tej medytacji. Widać na tym przykładzie, jak diabeł łowi w mętnej wodzie. niektórym Jezuitom, zwłąszzca śmiałym tezom ks. Prusaka, świadczącym o ignorancji i nieznajomości tematu. Zalecam studium pism Ewagriusza z Pontu, który pisze o oszustwach złego, przedtawiającego argumenty rozumowe, na poparcie zwojego kłamstwa. Wielu się na nie nabiera. Trzeba ewangelizować, a nie szerzyć metody wyciszenia i harmonii. To podobne do chrześcijaństwa, ale chrześcijaństwo jest relacją Osobową z Bogiem, a nie metodą na wyciszenie...
Pozwolę sobie przytoczyć tu cytat z "Autobiografii" o. J.Badeniego: "..przeczytałem wiele prac poświęconych buddyzmowi, zgromadziłem nawet małą bibliotekę zen. Po latach wszystko to spaliłem, kopciło się w piecu dość długo. Dlaczego zdecydowałem się na taki gest? Być może buddyzm nie szkodzi niektórym jezuitom i benedyktynom, bo to oni przyczynili się do jego popularności w świecie chrześcijańskim, ale dla mnie okazał się infekcją umysłową, ponieważ poczułem się zarażony buddyjską tajemnicą anonimową. My, chrześcijanie, różnimy się od wyznawców owej wschodniej religii tym, ze wiemy, oni zaś mówią, że nic nie wiedzą. (...)W dziełach buddyjskich znajdowałem ziarna prawdy, ale podane w sposób, moim zdaniem, szkodliwy dla chrześcijaństwa, przestraszyłem się więc, że prawda Wschodu może głęboko opanować umysł zachodni i wydrążyć chrześcijaństwo od spodu. Buddyzm stanowi niewątpliwe zagrożenie dla naszej wiary, w każdym razie - osobiście poczułem, że wschodnia anonimowość jest dla mnie silniejszym zagrożeniem niż wszelkie pokusy szatańskie." - O. Joachim rozwija potem ten temat szeroko. Polecam wszystkim zainteresowanym...
Oli i Marii polecam wnikliwe przeczytanie opinii n.t. medytacji buddyjskiej i skąd wzięła się medytacja chrześcijańska. Przecież nie z powietrza. Jeśli będziecie ideologizować, doszukiwać się ciemnych sił (szatańskich) w samorealizacji, to nic Was nie przekona. Mariaż różnych kultur ze starszymi jest naturalnym procesem poznawczym w cywilizacji. Chrześcijaństwo nie jest wyjątkiem wśród innych systemów filozoficzno-religijnych. Jest kompilacją tych systemów, przerobionych do własnych potrzeb. Gdyby nie praca misyjna Pawła z Tarsu poza judaizmem, dopasowana do kultury greckiej i dalsze rozwijanie jego chrześcijaństwa, to same Ewangelie w swej okrojonej treści dawno by zginęły w mrokach historii. Szanujcie to co poprzednie pokolenia wypracowały dla następnych, dla innych wierzeń. Niebezpieczeństwo zawsze istnieje we wszystkim, można się otruć powietrzem, jak i też chlebem. Czyli dla niektórych osób modlitwa jak i medytacja może okazać się też niedobra, to zależy od stanu psychicznego człowieka. Nie ma więc potrzeby potępiania w czambuł innych systemów (buddyzmu), tylko dlatego, że się nie podoba. Jasne? W dokumencie końcowym Soboru Watykańskiego II w deklaracji Nostra Aetate, o religiach niechrześcijańskich w punkcie DRN 2 jest napisane o buddyzmie tak m.in.: "Buddyzm, w różnych swych formach, uznaje całkowitą niewystarczalność tego zmiennego świata i naucza sposobów, którymi ludzie w duchu pobożności i ufności mogliby albo osiągnąć stan doskonałego wyzwolenia, albo dojść, czy to o własnych siłach, czy z wyższą pomocą, do najwyższego oświecenia. Podobnie też inne religie, istniejące na całym świecie, różnymi sposobami starają się wyjść naprzeciw niepokojowi ludzkiego serca, wskazując drogi, to znaczy doktryny oraz nakazy praktyczne, jak również sakralne obrzędy. Kościół katolicki nic nie odrzuca z tego, co w religiach owych prawdziwe jest i święte." Jeśli zatem Sobór sprzed 50 lat nie ma już znaczenia, to wszelka dyskusja o innych systemach jest pozbawiona sensu, bo i tak ortodoksyjni katolicy wiedzą swoje(sic!) Na koniec ciekawostka, właśnie dzięki medytacji miałem wizję senną w realistycznych obrazach o Janie Pawle II, na pół roku przed jego śmiercią, choć nie myślałem o nim. I kiedy wszystko zmierzało do końca od lutego 2005 r., byłem przekonany, że ten koniec się zbliża, obserwowałem doniesienia prasowe o stanie jego zdrowia myśląc o podtrzymywaniu przy życiu, że to wszystko nie ma sensu. Nie jest tak, że jakaś religia wyjaśnia wszystkie stany duchowe człowieka w sposób całkowity i raz na zawsze. Zalecam więcej umiaru w ocenach w dorobku naszej cywilizacji w poznaniu naszej natury - duchowej natury.
o. Joseph-Marie Verlinde "Jedyna Droga, Prawda i Życie"] http://www.katolik.pl/index1.php?st=artykuly&id=675
-------------------------------------- Wszystkie tradycje religijne wymagają od nas szacunku, jako pewne świadectwo wysiłku człowieka poszukującego Boga. Ale na końcu czasów Bóg objawił się, ponieważ widział, że człowiek starając się odnaleźć Go po omacku, gubi się. Pan Jezus mówił, że jeśli niewidomy prowadzi niewidomego, to obaj wpadną w dół, i dodał: Ja jestem światłością świata, kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności.
Wielkie tradycje religijne są owocami wysiłku człowieka, który szuka Boga, ale nie może osiągnąć swojego celu ze względu na grzech, który go zaślepia. Zachwycony pięknem natury człowiek zaczyna mylić Boga ze stworzeniem i oddaje boską część naturze. Stąd rodzą się wszelkie rodzaje pogaństwa, a także różne bardziej rozwinięte formy naturalizmu, z których najbardziej znanymi są tradycje hinduizmu, buddyzmu i taoizmu.
Człowiek nie szukałby Boga, gdyby On sam nie złożył w nim tego pragnienia. W pewien sposób Bóg zawsze wychodzi na spotkanie człowieka, który naprawdę Go poszukuje, a więc w tych tradycjach nie wszystko jest fałszywe. Są elementy prawdy - Ojcowie Kościoła mówili, że są tam ziarna prawdy nawiązujące do Chrystusa, które ku Niemu kierują, a w Jezusie odnajdują swoją pełnię. Ale obok tych prawd jest wiele błędów i, jak już zauważyliśmy, nieprzyjaciel chce zagarnąć te tradycje dla siebie. Jednak Hindus, który z przekonania pozostaje w religii, w której się urodził, będzie zbawiony dzięki tym ziarnom prawdy, tym słowom prawdy, które są obecne w jego religii mimo błędów, które także się w niej znajdują. Bóg widzi zawsze dobrą intencję swoich dzieci. Hindus idąc za swoją tradycją, podąża za tym, co uważa za najprawdziwsze i nie wiedząc o tym, kieruje się ku Chrystusowi, nawet jeśli Go nie zna. Odkryje Go dopiero, kiedy stanie przed Nim twarzą w twarz.
Inna jest jednak sytuacja chrześcijanina, który poznawszy już pełnię prawdy, zwraca się do prawd częściowych, zwraca się do religii przedchrześcijańskich. Dla takiego człowieka opuszczenie chrześcijaństwa dla innej tradycji jest apostazją, tzn. zaparciem się wiary. Wówczas cześć oddawana tym częściowym prawdom staje się bałwochwalstwem. Bożek nigdy nie jest kłamstwem. Bożek jest częściową prawdą, która jest uznana za absolut, której oddaje się boską cześć. A więc jeśli Hindus może być zbawiony dzięki niektórym prawdom swojej religii, to sytuacja jest zupełnie inna dla chrześcijanina, który cofa się do tamtych tradycji. Stąd wynikają problemy, które przeżywają ludzie Zachodu zwracający się ku tradycjom wschodnim.
Moje osobiste doświadczenie nauczyło mnie, że przejście przez rytuał inicjacji, to wydanie samego siebie w ręce nieprzyjaciela. Dla chrześcijanina jest to naprawdę zaparcie się Chrystusa, bo w rytuale inicjacji - mówię tutaj o inicjacjach buddyjskich czy też hinduskich - kandydat przynosi kilka symbolicznych przedmiotów, np. kwiaty, owoce, białą chusteczkę, kadzidło i inne przedmioty, reprezentujące całą jego osobę. Ten zaś, kto dokonuje rytu inicjacji, ofiarowuje wszystkie te przedmioty któremuś z bóstw tradycji hinduskiej, które pochłaniają naszą uwagę i odwracają nas od Chrystusa. Są to uosobione siły natury, które Ojcowie Kościoła nazywali wprost demonami, my zaś mówimy o duchach demonicznych. Kiedy więc uczestniczymy w rycie inicjacyjnym, zgadzamy się na - wynikające z niego - przymierze z tymi duchami.
Dlatego wszystkim osobom, które przeszły tego typu inicjację, radzę wyspowiadać się z grzechu apostazji i - jeśli jakieś problemy będą się pojawiać dalej - poprosić o modlitwę o uwolnienie. Sprawa jest poważna. Doświadczenie egzorcystów dowodzi bowiem, iż inicjacje powodują bardzo silne związania. Ale Pan Jezus jest zwycięski we wszystkim i gdy prosimy, by uwolnił nas z więzów, którymi związaliśmy się przez swoją nieświadomość czy przez nieuwagę, także głosimy Jego zwycięstwo.
Antysmoku, ja już znalazłem, ale oczywiście dociekam, rozmawiam itp. Oczywiście ta wizja nie była jedyną w moich przeżyciach, były inne zdarzenia, które ugruntowały moje spojrzenie na rzeczywistość. Nie zamykam się na świat, nie trwam w okowach jednoznaczych i nie zmiennych pojęć i definicji. Z tego miejsca chciałbym pozdrowić serdecznie Jesienną, bowiem masz wspaniałą intuicję, jesteś wyrozumiała na skomplikowany świat i naszą ludzką naturę, i ciekawa tego wwszystkiego. Kłaniam się Tobie... :-)
Bardzo Pani dziękuję za ten komentarz. Miałam w rękach tę publikację i zrodziły się we mnie podobne wątpliwości i obawy... Mariaż chrześcijaństwa i kultów wschodnich może być dla nas tak sam w skutkach, jakim był kiedyś dla Izraelitów kult pogański na terenie Świątyni...
Zachęcam do udziału w spotkaniu gdzie gościem będzie ks. bp. Grzegorz Ryś oraz świeccy i duchowni - praktykujący (b.ważne) ta formę modlitwy . Jest więc możliwość jakiejś merytorycznej i sensownej dyskusji na żywo.
Kiedy: 24 kwietnia 2013, 19:00
Gdzie: parafia Matki Bożej Ostrobramskiej, Kraków, ul. Meissnera 20, kaplica św. Kalasancjusza lub w kościele (przy większej frekwencji).
Prowadzenie: o. Włodzimierz Zatorski OSB, podprzeor klasztoru w Tyńcu, oblaci WCCM Maksymilian Kapalski i Wojtek Karczmarzyk oraz członkowie grupy krakowskiej.
„Nietrudno jest ulec wierze w mity łatwego sukcesu i władzy; niebezpieczne jest przyjęcie mglistych koncepcji sacrum, przedstawiających Boga pod postacią energii kosmicznej lub w inny sposób, niezgodny z nauką katolicką. Młodzi przyjaciele, nie ulegajcie fałszywym iluzjom i chwilowym modom, po których nierzadko pozostaje tragiczna pustka duchowa!(…) Adoracja prawdziwego Boga jest formą autentycznego oporu wobec bałwochwalstwa jakiegokolwiek rodzaju.”
Jan Paweł II Orędzie Ojca Świętego na XX Światowy Dzień Młodzieży 2005 r.
--------------------------------
"Często ten, kto potrzebuje nadziei, wierzy, że można zaspokoić tę potrzebę przelotnie i nietrwale. I tak nadzieję, ograniczoną do przestrzeni ziemskiej, zamkniętej na transcendencję, utożsamia się na przykład z rajem obiecywanym przez naukę i technikę albo z różnymi formami mesjanizmu, ze szczęśliwością natury hedonistycznej, jaką daje konsumpcjonizm, czy też urojoną i sztuczną, dostarczaną przez narkotyki, albo z pewnymi formami millenaryzmu, z oczarowaniem wschodnimi filozofiami, z poszukiwaniem ezoterycznych form duchowości, z różnymi prądami New Age 19. To wszystko okazuje się jednak głęboko złudne i niezdolne zaspokoić tego pragnienia szczęścia, którego ludzkie serce nie przestaje odczuwać w swej głębi.”
19. Por. Propositio 5 a; Papieska Rada ds. Kultury i Papieska Rada ds. Dialogu Międzyreligijnego, Jezus Chrystus dawca wody żywej. Chrześcijańska refleksja nad New Age, Watykan 2003.
POSYNODALNA ADHORTACJA APOSTOLSKA ECCLESIA IN EUROPA OJCA ŚWIĘTEGO JANA PAWŁA II (fragment)
"Wielu jednak zwraca się do koncepcji i technik, które pochodzą ze Wschodu i które nie dają się pogodzić, mimo pewnych pozorów, z autentyczną modlitwą chrześcijańską. Jest ona zawsze doświadczeniem dramatycznym, ponieważ jest stosunkiem osób do Boga Trójjedynego, do Boga Osób. Tymczasem współczesna myśl zachodnia i wiele religijności wschodnich proponują człowieka jako kres ostateczny, jako Boga dla siebie samego. Wiele modlitw, które pochodzą ze Wschodu, pozwala człowiekowi opanować siebie samego, ale bez przekroczenia siebie: niejako usiłowanie [bycia jak bogowie]."
W środę 10.10. 2012 roku jako pierwszy mówca podczas Synodu Biskupów w Rzymie abp Canterbury Rowan Williams (patron WCCM) mówił o „głębokim związku między kontemplacją i dziełem ewangelizacji”. W obecności papieża Benedykta XVI, 259 kardynałów i biskupów z całego świata oraz przedstawicieli 15 innych Kościołów abp Williams w następujących słowach odniósł się do pracy naszej Wspólnoty:
"W praktyce, może on [związek między kontemplacją i dziełem ewangelizacji] sugerować, że wszędzie tam, gdzie podejmowane są inicjatywy dotarcia do niepraktykującej części chrześcijańskiego lub postchrześcijańskiego społeczeństwa, trzeba się mocno zastanowić jak oprzeć owe wyjście do świata na ekumenicznie ugruntowanej praktyce kontemplacyjnej. Oprócz sztandarowego przykładu form liturgicznych wypracowanych przez wspólnotę Taizé, ruchy takie jak Światowa Wspólnota Medytacji Chrześcijańskiej ze swymi silnymi korzeniami w tradycji benedyktyńskiej otwierają przed nami w tym względzie nowe możliwości. Co więcej, Wspólnota ta włożyła wiele pracy w udostępnienie swych praktyk kontemplacyjnych dzieciom i młodzieży, przez co zasługuje na jak największe wsparcie.
Obserwując w szkołach anglikańskich w Wielkiej Brytanii z jak wielkim zapałem i zaangażowaniem dzieci reagują na zaproszenie do medytacji w tradycji tej Wspólnoty, widzę w niej wielki potencjał do wprowadzania młodych ludzi na głębiny naszej wiary. Z kolei dla tych, którzy oddalili się od regularnych praktyk sakramentalnych naszej religii, praktyki Taizé lub WCCMu są często szansą powrotu do sakramentalnego serca wiary. Ludzie, niezależnie od wieku, odnajdują w tych praktykach możliwość życia bardziej po ludzku, z mniejszą zachłannością i tempem, z wygospodarowaniem w nim miejsca na zatrzymanie się i ciszę, czy możliwość patrzenia na życie jako na proces dojrzewania. Ale przede wszystkim praktyki te wskazują na sposób życia ze świadomością, że istnieje w nim trwała radość możliwa do osiągnięcia poprzez dyscyplinę samo-ograniczania się, radość która jest zupełnie inna od poczucia zadowolenia z zaspokojenia tego czy innego impulsu chwili.''
Opinie autorytetów od duchowości są na www.wccm.pl w dziale Konferencje: Bede Griffiths OSB, David Wood, Eileen O'Hea CSJs, Ernest O.Larkin OCAM, Frans De Ridder CICM,Gerald Rossebery, Gerry Pierse CSSR, Glenda Meakin,Jan Bereza OSB, John Main OSB, ks. Joseph Pereira, Kim Nataraja, Laurence Freeman OSB,Thomas Keating OCSO, Robert Kennedy SJ, William Johnston SJ (kolejność alfabetyczna wg imion). To jest fragment dekretu biskupa Bresci: "po uważnym rozważeniu celów tego Stowarzyszenia, zgodności doktrynalnej jego nauczania i działalności i po zasięgnięciu opinii kompetentnego doradcy teologicznego, uważając, że jego członkowie w sposób wybitny przyczyniają się do apostolatu chrześcijańskiego, propagując nade wszystko bogactwo duchowości i medytacji chrześcijańskiej oraz wykazują postawę dialogu i poszanowania wobec wszystkich; ustanawiam [...]" Na stronie wccm.org jest pełna lista patronów WCCMu, hierarchów różnych wyznań i autorytetów od duchowości.
Polecam zapoznać się z treścią zeszytu 1/2013 miesięcznika Charaktery zatytułowanego "Medytacja. Dla kogo? po co? jak?", którego redaktorem jest Bogdan Białek mianowany niedawno koordynatorem Szkoły Medytacji w Polsce. Czytamy tam np.:„Praktykujący i niepraktykujący katolicy, protestanci i Żydzi odkrywają, że buddyjska medytacja to stroma, ale dobrze oznakowana pradawna ścieżka” (s. 59). Według mnie ten cytat świetnie ilustruje tendencje i intencje autorów zeszytu i pewnie WCCM-u. Jest także zamieszczony spis „filmów z duszą”, gdzie obok tytułów: „Tryptyk rzymski”, „Wielka cisza” jest także film „Zmierzch” (s. 115) Chciałabym wiedzieć, że się mylę. Tymczasem od dłuższego czasu nurtuje mnie ta sprawa i odbieram ją jako realne zagrożenie duchowe.
Polecam zapoznać się z treścią zeszytu 1/2013 miesięcznika Charaktery zatytułowanego "Medytacja. Dla kogo? po co? jak?", którego redaktorem jest Bogdan Białek mianowany niedawno koordynatorem Szkoły Medytacji w Polsce. Czytamy tam np.:„Praktykujący i niepraktykujący katolicy, protestanci i Żydzi odkrywają, że buddyjska medytacja to stroma, ale dobrze oznakowana pradawna ścieżka” (s. 59). Według mnie ten cytat świetnie ilustruje tendencje i intencje autorów zeszytu i pewnie WCCM-u. Jest także zamieszczony spis „filmów z duszą”, gdzie obok tytułów: „Tryptyk rzymski”, „Wielka cisza” jest także film „Zmierzch” (s. 115) Chciałabym wiedzieć, że się mylę. Tymczasem od dłuższego czasu nurtuje mnie ta sprawa i odbieram ją jako realne zagrożenie duchowe.
Z tego całego grona czytałem tylko o. Thomas'a Keating'a OCSO. Napisał dobrą książkę:"Otwarty umysł, otwarte serce". O Janie Berezie OSB, John Main OSB, ks. Joseph Pereira, Laurence Freeman OSB... słyszałem ale bym ich nie polecał. Od tej duchowości trzymam się z daleka. Preferuję kontemplacyjną "duchowość pustych rąk".
1. Specom od cytatów i krytyki (ale raczej nie od praktyki) polecam bardzo prosty tekst z Rozmów Jana Kasjana którego nauczaniu bazuje WCCM. Poziom katechezy w Polsce jest taki, że ludzie wierzą w obrazy (słowo "w" jest kluczem bo zamiast Boga polskich katolików można postawić chociażby osławionego Potwora Spagetti i wyjdzie na to samo), a biskupom zależy tylko na uzasadnieniu swojej władzy a nie prowadzeniu wiernych do odpowiedzialności za siebie i świat (taki jaki jest a nie znowu wyobrażony czy narzucony przez autorytety).
2. Myśle, że główny problem polega na tym, że namnożyło się tyle obrazów Boga, które nijak mają się do rzeczywistości/codzienności (Bóg to tajemnica a nie zapchajdziura czy gwarant katolickiego porządku społecznego). Żyjemy w XXI wieku gdzie dominuje naukowy, odczarowany obraz świata (czym się rózni oddech medytującego jogina od chrześcijańskiego Hezychasty wprowadzającego umysł oddechem do serca - pytane jest głupie, ale tak wierzy większość ludzi) a nie średniowiecze wypełnione duchami, które tylko czyhają na nasze duszyczki (niski poziom katechezy utrzymuje raczej to drugie, paranoiczne widzenie świata). Żyjemy też po II wojnie światowej i z tego co wiem to nie szatan latał po Oświęcimiu z karabinem w ręku tylko ludzie ludziom zgotowali ten los. Myślę, że emocje, lęki, paranoje na punkcie zagrożeń duchowych i szatana charakterystyczne dla polaków związane są z umieraniem Boga z obrazków, gwaranta panującego ustroju wtłaczanych na katechezie - pora dorosnąć!!!
3. Od takiej gazety jak Gość Niedzielny wymagałbym jednak trochę rzetelności (autorka pisze o swoich odczuciach), rozsądku Od komentujących speców też wymagałbym tego samego.
4. Poniżej tekst z Jana Kasjana.Każda poważna tradycja mistyczna (nieważne czy chrześcijańska [Jan Kasjan,John Main, Hezychazm, Jan od Krzyża, mistycy nadreńscy], czy niechrześcijańska) mówi jasno i wyraźnie "żadnych wyobrażeń, czy obrazów".
(...) W czasie wspólnej modlitwy starzec załamał się jednak na duchu. Spostrzegł bowiem, że z jego serca zniknął gdzieś obraz Boga, ukształtowany na wzór człowieka, który dotąd przywoływał na modlitwie. Wybuchnął więc gorzkim płaczem i z wielkim szlochem rzucił się na ziemię, wołając: »Biada mi biednemu! Zabrali mi mojego Boga! Do kogo mam się teraz zwrócić, kogo uwielbiać, kogo błagać?«” („Rozmowy z ojcami”, t.1, „Rozmowy” 10.3).
Witam! Mam wrażenie, że przyczyną, dla której autorka wypowiada się w tym duchu jest fakt, że zaczęła od książki, która mam wrażenie, mało mówi o teorii, a wiele o praktyce.
Innymi słowy - książka "medytacja w szkole" jest praktyczna, przekazuje konkretną metodę do zaimplementowania w szkole. Nie ma miejsca na szerokie podłoże historyczne czy teologiczne (to tylko 120 stron), więc dla kogoś niezaznajomionego z tematem może nie mieć po prostu dość argumentów. Książka, z którą ja zaczynałem, była "Modlitwa prowadząca do środka", o. Basila Penningtona - jest to jedna z najważniejszych książek w moim życiu. Wiele mi uporządkowała... no i miała tak ze 300 stron, z czego kilkadziesiąt na temat samych chrześcijańskich korzeni :)
Medytacja ma dla mnie dwa nurty - chrześcijański oraz dalekowschodni. Ponieważ ten drugi jest w obecnych czasach zdecydowanie bardziej widoczny, jakiekolwiek próby mówienia o medytacji chrześcijańskiej automatycznie wywołują skojarzenia z tym drugim nurtem, kojarzą się z zapożyczaniem, z synkretyzmem. A tak nie jest - medytacja chrześcijańska jest naszym własnym dorobkiem, dorobkiem pierwszych wieków chrześcijaństwa, dorobkiem Ojców Pustyni. Niestety, teraz odkrywając ją na nowo, trudno jest się uwolnić od dalekowschodnich skojarzeń.
Konkretnie patrząc już tekst krytycznie: "Książka wprowadza w jedną, sztywną metodę medytacji. Jeden scenariusz. (...) Mantra jest najważniejsza, jak gdyby wypowiadanie jakiegoś choćby „najświętszego” słowa miało moc sprawczą, jakby to słowo było magiczną formułą." - nieprawda. Mantra nie ma mocy sprawczej, co więcej, słowo jest w pewnym sensie "bez znaczenia". Ma służyć tak naprawdę wyłącznie oderwaniu się od myślenia - nie da się oderwać na zasadzie "od teraz nie myślę", potrzebny jest jakiś punkt zaczepienia jako odskocznia i tym jest słowo. Natomiast jest nawet dobrze, gdy przestajemy zwracać na nie uwagę, wracając do niego tylko przy rozproszeniu. Nasz ojciec rekolekcjonista ujął to jako "my wychodzimy na górę, słowo zostaje w dolinie". To jest właśnie taki "niuans", który być może na 120 stronach nie wybrzmiał wyraźnie.
"świeca, miś, krzyż, ikona (nauczyciel wymienia je w tej kolejności!). Czyżby miś był ważniejszy od krzyża?" - Dla mnie to jest trochę dziwny argument się, autorka powtarza też ten zabieg później, przy wymienianiu owoców modlitwy. To tak jakby mówić, że skoro mówimy, "w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego" to Duch jest najmniej ważny... Celem medytacji jest doświadczenie Boga. Wszystko inne to efekt uboczny. I to też jest wyraźnie w nauce medytacji powiedziane...
„Nigdzie [autor] nie wspomina o słuchaniu Boga, o szukaniu Jego woli, o pójściu za Nim, które obejmuje również wymagania skierowane do rozumu i woli człowieka (...)" - bo to, mówiąc wprost, nie do końca ta forma modlitwy. Każda forma modlitwy kładzie nacisk na inne elementy i bardzo się cieszę, że medytacja nie stawia na szukanie, słuchanie, dążenie - medytacja stawia na bycie. I to jest kapitalne. Jestem. Nie muszę biegać, starać się, działać - Bóg Jest. Ja jestem. On mnie podtrzymuje w istnieniu. Modli się we mnie. Jego Wola się spełnia...
"Co prawda autor zaleca nauczycielom: „Nie sugeruj, że medytacja jest jedynym sposobem modlitwy ani że jest jej najlepszym sposobem. Jest wiele sposobów modlitwy i wszystkie one mogą nas doprowadzić do autentycznej komunikacji z Bogiem” (s. 24), ale medytacja jest przedstawiona jako wartość sama w sobie, bez związku z innymi sposobami modlitwy" W opracowaniach o różańcu, Mszy Świętej, modlitwie wstawienniczej, modlitwie uwolnienia, Lectio Divina, też główny nacisk położony jest na owoce tej metody modlitwy, która jest w danym opracowaniu omawiana. Nie wiem, czy w innych książkach, np. na temat różańca, znajdziemy długie pasaże nt. wartości Mszy Świętej, mam wrażenie, że nie o to chodzi. Dla mnie jest oczywistym, że medytacja jest jedną z form, tak samo jak w przypadku ćwiczeń fizycznych - ćwiczymy mięśnie brzucha, mięśnie pleców, rozciągamy się, mamy treningi wytrzymałościowe etc. a każdy człowiek, w Duchu Świętym znajduje swoją własną drogę ćwiczeń. Przetrenowanie brzucha też szkodzi, dlatego jeśli nie czytam Pisma albo nie przyjdę co jakiś czas na Mszę w tygodniu to mocno mi tego brakuje, mimo, że staram się co rano medytować. Inna analogia to jedzenie - potrzebujemy zarówno białek, jak i węglowodanów, jak i tłuszczów. Potrzebujemy do Boga mówić, ale potrzebujemy też odczuć, że nawet jak nie mówimy, to On i tak Jest....
"Skąd przeciwstawienie 'medytacji chrześcijańskiej' oraz 'medytacji myślnej i prowadzonej' (s. 25) – czyżby medytacja myślna lub prowadzona nie mogła być chrześcijańska?" - domyślam się, że autor pierwszego terminu używa po prostu na określenie opisywanej metody, stąd takie zestawienie, nie uważam, że sugeruje ono, że medytacja myślna nie jest chrześcijańska. Natomiast pokazuje to zasadniczy wyróżnik tej medytacji - brak nastawienia na myślenie i prowadzenie.
"Czy jednak rozwiązaniem ma być medytacja, mająca posmak nowości i powołująca się na tradycję, a do tego opatrzona przymiotnikiem „chrześcijańska”?" Nawet jeśli nie rozwiązaniem, to bardzo pięknym i w pełni starochrześcijańskim uzupełnieniem i uruchomieniem w poznawaniu Boga zmysłów, które w świecie zachodnim już dawno odłożyliśmy do lamusa...
Mantra nie ma mocy sprawczej, co więcej, słowo jest w pewnym sensie "bez znaczenia". Ma służyć tak naprawdę wyłącznie oderwaniu się od myślenia - nie da się oderwać na zasadzie "od teraz nie myślę", potrzebny jest jakiś punkt zaczepienia jako odskocznia i tym jest słowo. Natomiast jest nawet dobrze, gdy przestajemy zwracać na nie uwagę, wracając do niego tylko przy rozproszeniu
Otóż to, propagatorzy medytacji argumentują, że jest to modlitwa chrześcijańska, bo używa się w niej słów związanych z chrześcijaństwem. Jednakże wszyscy, któzy omawiają tę technikę powtarzają, to co powiedziałeś powyżej: "słowo jest w pewnym sensie bez znaczenia". Na czym więc polega chrześcijańskość tej formy jesli jest zupełnie obojętne jakiego słowa użyjemy jako mantry? Mogę mówić Jezus, mogę mówić szatan, mogę mówić Allah i tak efekt będzie ten sam, zwłaszcza jak uda mi się oderwać od wszelkich mysli i pojęć, któe włąśnie w modlitwie powiniennem powierzyć Bogu..
Jeszcze raz podkreślam, że w medytacji według WCCM nie można używać słowa Jezus, a jedynie maranatha (chociaż w niektórych wypowiedziach, a nawet w podręczniku pada stwierdzenie, że można - praktyka pokazuje coś innego). Według ojców pustyni nie jest obojętne jakich słów używa się w czasie modlitwy. Według wypowiedzi Bartka Węgrzyna medytacja nie jest modlitą, a jedynie jakimś wypowiadaniem pustego dźwięku, co ma dopomóc w "oderwaniu się". To zupełnie nie medytacja w duchu chrześcijańskim, w duchu ojców pustyni, na których powołuje się WCCM. Chrześcijanin wypowiadając święte słowo, czy mówiąc inaczej akt strzelisy, wzywa samego Boga, aby był z nim i by działał w nim, przemieniał go itd. Słowo nie służy tylko do tego, by "odrwać" się od tego, co przeszkadza w modlitwie, ale także po to, by mocno przylgnąć, do Tego, z którym chcę spędzić jakiś kawałek czasu. To słowo ma mi pomóc skoncentrować uwagę na Nim, na Jego obecności. To jest sens modlitwy według mnie i tak rozumiem trwanie przed Bogiem.
Być może rozmawiamy o dwóch różnych swiatach ( chociaż nie sądzę) W każdym bądź razie rajd po mediach oraz cykl spotkań, które organizuje WCCM wyraźnie odnosi się do takiego rozumienia medytacji , która czerpie ze źródeł buddyjskich w medytacji - wprost bez żadnych niedomówień ( proszę poczytać na stronie WCCM-u). Więc albo nie wie Pan o tym z jakiego powodu przetacza się ta dyskusja przez media albo nie jest Pan szczery. Mój główny sprzeciw wobec tzw. medytacji chrześcijańskiej odnosi się do to tej części planów związanych z "zaimplementowaniem w szkole" tej praktyki. Jakim prawem ? Dlaczego wizja oparta o stołek medytacyjny miałaby być sztancą dla milionów dzieci? Tyle troski o uszanowanie inności w postach Pana oraz osób popierających ten rodzaj medytacji . Dlaczego jednak ma to się przekładać na wprowadzenie tego jako OBOWIĄZKU - tak to chyba trzeba rozumieć - w szkołach ?
W wyborze mantry wystarczy zdrowy rozsądek i wiara. Chrześcijanin wybierze święte słowo chrześcijańskie, muzułmanin Allah, a człowiek dobrej woli nieidentyfikujący się z żadną religią, słowo Pokój, Miłość, Dobro itd. Tak się dzieje od lat podczas medytacji w dialogu międzykulturowym, w ośrodkach przymusowego odosbnienia, czy też centrach odwykowych, gdzie medytują ludzie różnych wyznań...
Mantra jest narzędziem. Wypowiadanie mantry prowadzi nas do głębi serca, gdzie modli się w nas Trójca Święta. I już tam nie wypowiada się żadnych słów, nie jest potrzebne żadne narzędzie, które nas tam prowadzi. Mantra jest metodą, a nie celem. Nie należy jej ani wyolbrzymiać, ani zmniejszać jej znaczenia. Po prostu takie jest doświadczenie medytujących chrześcijan wg metody o. Johna. Możesz siedzieć w milczeniu, ale Twoje myśli będą Cię prowadziły na manowce, będziesz się zajmować wyłącznie sobą lub dasz się ponieść obrazom, fantazji. A to wszystko są tylko rozproszenia. Medytacja mantryczna to jest uważna obecność wobec Boga, którego Królestwo jest w nas i pośród nas. Jeżeli boli Cię słowo mantra, zastąp je formułą, słowem modlitewnym, świętą frazą.
Specom od cytatów i krytyki (ale raczej nie od praktyki) polecam bardzo prosty tekst z Rozmów Jana Kasjana którego nauczaniu bazuje WCCM.
Myśle, że główny "problem" w zrozumieniu nauczania WCCM polega na tym, że namnożyło się tyle obrazów Boga, które nijak mają się do rzeczywistości/codzienności (Bóg to tajemnica a nie tylko zapchajdziura czy gwarant }katolickiego porządku społecznego"). Żyjemy w XXI wieku gdzie dominuje naukowy, odczarowany obraz świata a nie średniowiecze wypełnione duchami, które tylko czyhają na nasze duszyczki (niski poziom katechezy utrzymuje raczej to drugie, paranoiczne widzenie świata).
Żyjemy też po II wojnie światowej i z tego co wiem to nie szatan latał po Oświęcimiu z karabinem w ręku tylko ludzie ludziom zgotowali ten los. Zamiast straszyć lepiej szukać dróg przemiany, nawrócenia.
Trochę rozsądku;)
Autorka pisze tylko o swoich odczuciach, a z forum znowu toczy się katolicki jad :(
Oto tekst z Jana Kasjana:
W czasie wspólnej modlitwy starzec załamał się jednak na duchu. Spostrzegł bowiem, że z jego serca zniknął gdzieś obraz Boga, ukształtowany na wzór człowieka, który dotąd przywoływał na modlitwie. Wybuchnął więc gorzkim płaczem i z wielkim szlochem rzucił się na ziemię, wołając: »Biada mi biednemu! Zabrali mi mojego Boga! Do kogo mam się teraz zwrócić, kogo uwielbiać, kogo błagać?«” („Rozmowy z ojcami”, t.1, „Rozmowy” 10.3).
Przedstawione przez Ciebie obrazy Boga nie maja nic wspólnego ani a nauką Koscioła ani jego przeżywaniem przez pokolenia chrześcijan. Raczej dowodzi twojej niewiedzy i złej woli. Jeżeli taki jest obraz Koscioła wśród mantrujących chrześcijan - tym bardziej wzbudza to moje obawy
Przedstawione przez Ciebie obrazy Boga nie maja nic wspólnego ani a nauką Koscioła ani jego przeżywaniem przez pokolenia chrześcijan. Raczej dowodzi twojej niewiedzy i złej woli. Jeżeli taki jest obraz Koscioła wśród mantrujących chrześcijan - tym bardziej wzbudza to moje obawy
Pani Agnieszko bardzo dziękuję za recenzję książki. Z książką zetknęłam się już wcześniej ale nie doczytałam jej do końca. Nie mogłam. Zwątpiłam czy podpisujący imprimatur to czytał i czy jest księdzem katolickim. Main , Freeman, a za nimi ich naśladowcy w medytacji twierdzą że to jest modlitwa Jezusowa, modlitwa sercem , medytacja chrześcijańska. Tak twierdzą. Szukałam potwierdzenia w źródłach chrześcijańskich. Bp Siemieniewski bardzo jasno pokazał jak Freeman interpretuje i manipuluje. Dla mnie bp Siemieniewski jest osobą przejrzystą i wiarygodną. Komu nie pasuje niech szuka innych autorytetów. Bóg wielokrotnie w Piśmie Świętym mówi o odpowiedzialności indywidualnej za podejmowane decyzje i wybory. Wspomniany biskup , podaje konkrety. Odsłania kłamstwo i manipulacje Freemana: (http://www.sluzew.dominikanie.pl/wiara_i_okolice/ audycja z dn 24 05 2012, odpowiedź na zadane z sali pytanie odnośnie medytacji)
Dlaczego chcą koniecznie wciągnąć w medytacje dzieci i młodzież?
Trzy lata temu na temat powyższej medytacji rozmawiałam z jezuitą, który w ten sposób medytował. Zrobił na mnie wrażenie jakbym była zagrożeniem dla jego medytacji. Potem rozmawiałam z osobą, która z nim współpracowała od kilku lat i potwierdziła moje spostrzeżenia. Jak to określiła : od rozpoczęcia medytacji jest ślepo i bezkrytycznie zapatrzony w guru ( Freemana). To co mówił guru było najważniejsze . Dominikanin z Gdańska też medytował tą techniką, doszedł do wniosku że Bóg to pustka a następnie wystąpił z zakonu. Widzę jak osoby medytujące wg benedyktynów, Freemana i ich uczniów są bardziej skupieni na sobie, bardziej obojętni na otaczające ich życie i nie są zdolni do medytowania Pisma Świętego. To są obserwacje nie tylko moje ale wielu osób nie praktykujących ani medytacji, ani jogi . To widzę i tego doświadczam. To co medytujący opowiadają o medytacji, o swoim rozwoju duchowym itd. to jest jedno, a to jak są odbierani w swoich środowiskach to zupełnie inna sprawa. Nie zamierzam nikogo do niczego przekonywać. Rozejrzyj się w swoim środowisku, w miejscu pracy, we wspólnocie. Mogę jedynie zwrócić się do tych co jeszcze nie podjęli medytacji w wyżej podawany sposób żeby rozważnie i bez pośpiechu rozeznawali a póki tego nie zrobią żeby chronili swoje dzieci. Znajoma była na spotkaniu z Freemanem i początkowo nawet chciała medytować. Gdy rozpoczęła się medytacja doświadczyła przenikliwego zła , ciemności wtedy zaczęła modlić się do Matki Boskiej. Medytacja transcendentalna, joga , zen - to jest to samo co proponuje Freeman. Tylko że on nazywa to medytacją chrześcijańską, modlitwą serca, modlitwą Jezusową. Nazwa nazwą a technika jest taka sama. Co do postawy wyprostnej zalecanej w medytacji to polecam , niech każdy sam przekona się na własnej skórze i taką postawę przyjmie. Ciężar ciała przenoszony jest na okolicę genitaliów. Okolica ta jest bardzo dobrze unerwiona i ukrwiona i przy takiej postawie niezależnie od nastawień można mieć pobudzenie dość przyjemne. Przyjemne doznania cielesne, czasem oderwanie od trosk można pomylić z rozwojem duchowym. Lekarze o zdrowotnych zagrożeniach medytacją : dsprojekt.ovh.org/drszeluga/files/Artykul%2012.doc rozmowa z zakonnicą, która przez wiele lat pracowała w Indiach. Wyjaśnia w prosty sposób, co dzieje się z organizmem w czasie jogi czyli medytowania podawanego przez Freemana . Warto wysłuchać. http://www.radiomaryja.pl/multimedia/porady-pedagoga-i-psychologa-joga-prawda-i-mity/
Jezus mówi o krótkiej modlitwie : Mt 6,7-15 Kto dla mnie jest autorytetem? Czy w życiu chcę kierować się rozumem czy bezrefleksyjnie wierzyć osobom, których intencji nie znam?
Pani Agnieszko bardzo dziękuję za recenzję książki. Z książką zetknęłam się już wcześniej ale nie doczytałam jej do końca. Nie mogłam. Zwątpiłam czy podpisujący imprimatur to czytał i czy jest księdzem katolickim. Main , Freeman, a za nimi ich naśladowcy w medytacji twierdzą że to jest modlitwa Jezusowa, modlitwa sercem , medytacja chrześcijańska. Tak twierdzą. Szukałam potwierdzenia w źródłach chrześcijańskich. Bp Siemieniewski bardzo jasno pokazał jak Freeman interpretuje i manipuluje. Dla mnie bp Siemieniewski jest osobą przejrzystą i wiarygodną. Komu nie pasuje niech szuka innych autorytetów. Bóg wielokrotnie w Piśmie Świętym mówi o odpowiedzialności indywidualnej za podejmowane decyzje i wybory. Wspomniany biskup , podaje konkrety. Odsłania kłamstwo i manipulacje Freemana: (http://www.sluzew.dominikanie.pl/wiara_i_okolice/ audycja z dn 24 05 2012, odpowiedź na zadane z sali pytanie odnośnie medytacji)
Dlaczego chcą koniecznie wciągnąć w medytacje dzieci i młodzież?
Trzy lata temu na temat powyższej medytacji rozmawiałam z jezuitą, który w ten sposób medytował. Zrobił na mnie wrażenie jakbym była zagrożeniem dla jego medytacji. Potem rozmawiałam z osobą, która z nim współpracowała od kilku lat i potwierdziła moje spostrzeżenia. Jak to określiła : od rozpoczęcia medytacji jest ślepo i bezkrytycznie zapatrzony w guru ( Freemana). To co mówił guru było najważniejsze . Dominikanin z Gdańska też medytował tą techniką, doszedł do wniosku że Bóg to pustka a następnie wystąpił z zakonu. Widzę jak osoby medytujące wg benedyktynów, Freemana i ich uczniów są bardziej skupieni na sobie, bardziej obojętni na otaczające ich życie i nie są zdolni do medytowania Pisma Świętego. To są obserwacje nie tylko moje ale wielu osób nie praktykujących ani medytacji, ani jogi . To widzę i tego doświadczam. To co medytujący opowiadają o medytacji, o swoim rozwoju duchowym itd. to jest jedno, a to jak są odbierani w swoich środowiskach to zupełnie inna sprawa. Nie zamierzam nikogo do niczego przekonywać. Rozejrzyj się w swoim środowisku, w miejscu pracy, we wspólnocie. Mogę jedynie zwrócić się do tych co jeszcze nie podjęli medytacji w wyżej podawany sposób żeby rozważnie i bez pośpiechu rozeznawali a póki tego nie zrobią żeby chronili swoje dzieci. Znajoma była na spotkaniu z Freemanem i początkowo nawet chciała medytować. Gdy rozpoczęła się medytacja doświadczyła przenikliwego zła , ciemności wtedy zaczęła modlić się do Matki Boskiej. Medytacja transcendentalna, joga , zen - to jest to samo co proponuje Freeman. Tylko że on nazywa to medytacją chrześcijańską, modlitwą serca, modlitwą Jezusową. Nazwa nazwą a technika jest taka sama. Co do postawy wyprostnej zalecanej w medytacji to polecam , niech każdy sam przekona się na własnej skórze i taką postawę przyjmie. Ciężar ciała przenoszony jest na okolicę genitaliów. Okolica ta jest bardzo dobrze unerwiona i ukrwiona i przy takiej postawie niezależnie od nastawień można mieć pobudzenie dość przyjemne. Przyjemne doznania cielesne, czasem oderwanie od trosk można pomylić z rozwojem duchowym. Lekarze o zdrowotnych zagrożeniach medytacją : dsprojekt.ovh.org/drszeluga/files/Artykul%2012.doc rozmowa z zakonnicą, która przez wiele lat pracowała w Indiach. Wyjaśnia w prosty sposób, co dzieje się z organizmem w czasie jogi czyli medytowania podawanego przez Freemana . Warto wysłuchać. http://www.radiomaryja.pl/multimedia/porady-pedagoga-i-psychologa-joga-prawda-i-mity/
Jezus mówi o krótkiej modlitwie : Mt 6,7-15 Kto dla mnie jest autorytetem? Czy w życiu chcę kierować się rozumem czy bezrefleksyjnie wierzyć osobom, których intencji nie znam?
Pani Agnieszko bardzo dziękuję za recenzję książki. Z książką zetknęłam się już wcześniej ale nie doczytałam jej do końca. Nie mogłam. Zwątpiłam czy podpisujący imprimatur to czytał i czy jest księdzem katolickim. Main , Freeman, a za nimi ich naśladowcy w medytacji twierdzą że to jest modlitwa Jezusowa, modlitwa sercem , medytacja chrześcijańska. Tak twierdzą. Szukałam potwierdzenia w źródłach chrześcijańskich. Bp Siemieniewski bardzo jasno pokazał jak Freeman interpretuje i manipuluje. Dla mnie bp Siemieniewski jest osobą przejrzystą i wiarygodną. Komu nie pasuje niech szuka innych autorytetów. Bóg wielokrotnie w Piśmie Świętym mówi o odpowiedzialności indywidualnej za podejmowane decyzje i wybory. Wspomniany biskup , podaje konkrety. Odsłania kłamstwo i manipulacje Freemana: (http://www.sluzew.dominikanie.pl/wiara_i_okolice/ audycja z dn 24 05 2012, odpowiedź na zadane z sali pytanie odnośnie medytacji)
Dlaczego chcą koniecznie wciągnąć w medytacje dzieci i młodzież?
Trzy lata temu na temat powyższej medytacji rozmawiałam z jezuitą, który w ten sposób medytował. Zrobił na mnie wrażenie jakbym była zagrożeniem dla jego medytacji. Potem rozmawiałam z osobą, która z nim współpracowała od kilku lat i potwierdziła moje spostrzeżenia. Jak to określiła : od rozpoczęcia medytacji jest ślepo i bezkrytycznie zapatrzony w guru ( Freemana). To co mówił guru było najważniejsze . Dominikanin z Gdańska też medytował tą techniką, doszedł do wniosku że Bóg to pustka a następnie wystąpił z zakonu. Widzę jak osoby medytujące wg benedyktynów, Freemana i ich uczniów są bardziej skupieni na sobie, bardziej obojętni na otaczające ich życie i nie są zdolni do medytowania Pisma Świętego. To są obserwacje nie tylko moje ale wielu osób nie praktykujących ani medytacji, ani jogi . To widzę i tego doświadczam. To co medytujący opowiadają o medytacji, o swoim rozwoju duchowym itd. to jest jedno, a to jak są odbierani w swoich środowiskach to zupełnie inna sprawa. Nie zamierzam nikogo do niczego przekonywać. Rozejrzyj się w swoim środowisku, w miejscu pracy, we wspólnocie. Mogę jedynie zwrócić się do tych co jeszcze nie podjęli medytacji w wyżej podawany sposób żeby rozważnie i bez pośpiechu rozeznawali a póki tego nie zrobią żeby chronili swoje dzieci. Znajoma była na spotkaniu z Freemanem i początkowo nawet chciała medytować. Gdy rozpoczęła się medytacja doświadczyła przenikliwego zła , ciemności wtedy zaczęła modlić się do Matki Boskiej. Medytacja transcendentalna, joga , zen - to jest to samo co proponuje Freeman. Tylko że on nazywa to medytacją chrześcijańską, modlitwą serca, modlitwą Jezusową. Nazwa nazwą a technika jest taka sama. Co do postawy wyprostnej zalecanej w medytacji to polecam , niech każdy sam przekona się na własnej skórze i taką postawę przyjmie. Ciężar ciała przenoszony jest na okolicę genitaliów. Okolica ta jest bardzo dobrze unerwiona i ukrwiona i przy takiej postawie niezależnie od nastawień można mieć pobudzenie dość przyjemne. Przyjemne doznania cielesne, czasem oderwanie od trosk można pomylić z rozwojem duchowym. Lekarze o zdrowotnych zagrożeniach medytacją : dsprojekt.ovh.org/drszeluga/files/Artykul%2012.doc rozmowa z zakonnicą, która przez wiele lat pracowała w Indiach. Wyjaśnia w prosty sposób, co dzieje się z organizmem w czasie jogi czyli medytowania podawanego przez Freemana . Warto wysłuchać. http://www.radiomaryja.pl/multimedia/porady-pedagoga-i-psychologa-joga-prawda-i-mity/
Jezus mówi o krótkiej modlitwie : Mt 6,7-15 Kto dla mnie jest autorytetem? Czy w życiu chcę kierować się rozumem czy bezrefleksyjnie wierzyć osobom, których intencji nie znam?
Odpowiadając na bredzenie myśliwego wybite na sam początek dyskusji nie miałem pojęcia o jej rozległości. Jeszcze raz zwracam uwagę na szkodliwość uczenia dzieci praktyk medytacyjnych, które z założenia nie są przeznaczone dla dzieci. Mistrzowie duchowości, zakładają, że rzeczywisty pożytek pewne metody przynoszą bliżej pięćdziesiątki. Bardziej tu jest potrzebny kierownik duchowy, niż nauczyciel technik medytacyjnych, guru. Szczególnie szkodliwe są wypowiedzi jesiennej i osób jej pokroju. W istocie rzeczy zrównują one medytację chrześcijańska opartą w swojej istocie na Słowie Bożym, z medytacjami religii wschodnich, zwłaszcza buddyjskiej. Występuje tu jakaś apoteoza buddyzmu zupełnie niezrozumiała na portalu katolickim, przemycana często między wierszami. Buddyzmu, medytacji buddyjskiej, nie sposób sprowadzić do techniki. Nie trzeba wielkiej filozofii, wystarczy poszukać na stronach buddyjskich, że jest on formą satanizmu, czczeniem bałwanów i zawiera najgroźniejszą, jak dla mnie w tym wszystkim ideę reinkarnacji, stanowiącą całkowite zaprzeczenie wszystkiego co wiemy o Bogu i co stanowi istotę chrześcijaństwa. Ogromna dyskusja, bardzo groźna, bez kontroli i wprowadzająca ogromne pomieszanie pojęć, mimo dosyć nieudolnych prób Redakcji ogarnięcia tego wszystkiego. O to chodziło?
Nie zrównuję medytacji chrześcijańskiej z buddyjską, (nieuważnie czytasz moje posty), widzę tylko pewne podobieństwa (być może ograniczające się do podobnych odczuć natury neurofizjologicznej). Nie piszę nic ponad to. Kwestię tego co dzieje się w jednej i drugiej medytacji na poziomie duchowym pozostawiam otwartą - po prostu nie wiem. I tyle.
Z deklaracji soborowej nostrae aetate
(już zresztą cytowanej w tym wątku)
O hinduiźmie:
Tak więc w hinduizmie ludzie badają i wyrażają boską tajemnicę poprzez niezmierną obfitość mitów i wnikliwe koncepcje filozoficzne, a wyzwolenia z udręk naszego losu szukają albo w różnych formach życia ascetycznego, albo w głębokiej medytacji, albo w uciekaniu się do Boga z miłością i ufnością.
O buddyźmie:
Buddyzm, w różnych swych formach, uznaje całkowitą niewystarczalność tego zmiennego świata i naucza sposobów, którymi ludzie w duchu pobożności i ufności mogliby albo osiągnąć stan doskonałego wyzwolenia, albo dojść, czy to o własnych siłach, czy z wyższą pomocą, do najwyższego oświecenia.
o stosunku Kościoła do innych religii (w tym do buddyzmu i hinduizmu:
Kościół katolicki nic nie odrzuca z tego, co w religiach owych prawdziwe jest i święte. Ze szczerym szacunkiem odnosi się do owych sposobów działania i życia, do owych nakazów i doktryn, które chociaż w wielu wypadkach różnią się od zasad przez niego wyznawanych i głoszonych, nierzadko jednak odbijają promień owej Prawdy, która oświeca wszystkich ludzi.
A teraz pytanie do Ciebie.
- co wg. Ciebie w hinduiźmie i buddyźmie jest prawdziwe i święte, co wyraża boską tajemnicę ?
- do czego w tych religiach odnosi się sformulowanie: odbijają promień Prawdy, która oświeca wszyskich ludzi.
Wpisz sobie kościół wiara murgrabia w google, to świadectwo dotyczące wchodzenia w buddyzm na gruncie zachodniej kultury. Na tym gruncie nie jest i nie będzie możliwe korzystanie z tego "dobrodziejstwa". A tak szerzej to po co komu w drodze odpowiedniej praktyki rozbudzać PYCHĘ i rządzę bycia samym Bogiem, do takich granic, że nie możliwe jest to później do ostudzenia. Szatan w ten sposób mami ludzi. Nienawidzi nas dlatego to robi. On znajduje się między życiem i śmiercią, wegetuje. My, żyjemy i możemy żyć wiecznie w doskonałej relacji z Bogiem, w Komunii, będąc członkami Chrystusowego Ciała - Świętego Kościoła. On nie może doświadczać miłości Boga. My, doświadczamy wciąż, a do tego cudownego przebaczenia i uzdrowienia ze zranień grzechu. Jest zazdrosny, mściwy i chce nas pozabijać z nienawiści. Powodów ma wiele, a że jest od nas inteligentniejszy to często-gęsto mu to NIESTETY się udaje. Nie przejmowałbym się jednak nim, a Bogiem. Martwiłbym się nie o niego, a O Jezusa i to kim jest w naszym życiu Pan Nasz, Jezus.
oczywiście, że medytacja to nie tylko siedzenie w lotosie i powtarzanie mantr. są przeróżne techniki, aleitak nie jest to ważne. medytacja to bycie "tu i teraz", nie jest to wchodzenie w jakis dziwny, nieznany, obcy, niedobry stan. ale porzucenie natrętnych myśli i pragnień, które przeszkadzają nam w odbiorze rzeczywistości. nie jesteśmy wówczas "w pełni" zjednoczeni z Bogiem. chodzi o zapomnienie o sobie, tak jak mówił Chrystus o zaparciu się siebie. robimy wówczas miejsce w naszym wewnętrznym sanktuarium dla Boga. I tak jeśli będziemy w pełni tu i teraz, możemy medytować zmywając naczynia, słuchając drugiej osoby, podziwiając widok zza okna, przystępując do sakramentu. Wszystkie korzysci płynące z medytacji nie powinny być główną motywacją do niej. może na początku są, ale trzeba pamiętać, ze medytacja to droga, która sama w sobie jest celem. to Obecność. Pokój Wam, Namaste.
Autorka niestety nie zna tradycji Kościoła. Wypowiada się jak jakiś autorytet. Przedmiotem nauki medytacji jest medytacja a nie wiedza o Kościele, sakramentach, doktrynie. To chyba normalne, że jak kogos zapraszamy na kawę to nie stawiamy mu piwa tylko kawę. Jest jakieś niesamowite zacietrzewienie w zwalczaniu medytacji, a przecież (jak jej nie zwał) jest ona sercem Koscioła Prawosławnego, to nieco zmodyfikowana modlitwa Jezusowa. To, że wccm dodaje komentarze psychologiczne przyczynia sie jedynie do łatwiejszej akceptacji tej modlitwy przez niewierzących. To własnie nauczanie doktryny zniechęca ludzi do Koscioła, ludzie szukają Boga a nie doktryny. Doktryna jest ważna, ale ma charakter pomocniczy, chyba juz dość ludzi zapłaciło najwyższą cenę za obronę doktryny.
Artykuł nieobiektywny. Nadmierna bezsensowana krytyka medytacji."Siedzienie po ciemku..." widzać, że osoba, która to pisała nie zna sie na medytacji.Medytacja jest treningiem umysłu to że wygląda na bezczyność nie musi oznaczać, że nią jest. Krytyka blogości jest chyba jeszcze smiesniejsza. Każda stan spokoju moze wywołać blogość, jest to jeden z oczywistych efektów ubocznych medytacji. Zreszta medytacja to jeden wielki stereotyp na Zachodzie. Bezczynosc to pierwszy a drugi ktory jest tutaj chyba najistotniejszy to.... pozycja lotosu. Jesli ktos tak siedzi to medytuje. A co jesli rozmysla lub modli sie po katolicku? ;) Dla wiekszosci informacja ze medytacja to stan umyslu a nie pozycja to prawdziwy szok. Mozna tak pisac w nieskonczonosc. Jako buddysta polecam podstawowa metode medtacji ktora napisal ajahn brahm jest to fragment jego ksiazaki ale mimo wszystko idealne na poczatek. Co do chrzescijan jesli wola slowo modlitwa ok ale niech sie modla caly dzien bo tutaj tkwi sukces niewazne od wyznania stan "medytacji, modlitwy" trzeba utrzymywac cale zycie. A od lotosu chyba sie nie umiera ;)
wymądrzanie się poprzez szukanie dziury w całym z pewnością nie jest drogą do Prawdy. Zachęcam do pogłębienia wiedzy: historycznej i teologicznej, a przy okazji przeczytania jakiegoś poradnika o zasadach pisania książek (pierwsza zasada: pisz na temat). Zwięzły opis jednej metody nie jest opasłym traktatem o wszelkich aspektach. Cóż, braków w logice i metodologii nie nadrobi nadęty ton i pretensje do bycia cenzorem katolickości.
Słyszała Pani o praktykach medytacyjnych anachoretów? A o Modlitwie Jezusowej?
bycie "przeciwko medytacji buddyjskiej, bo do tego sprawa się tutaj sprowadza" to eufemistyczne określenie paranoi?
Są tacy, którzy w technice (w tym wypadku medytacji) widzą dziwne rzeczy (np. diabła, New Age). Są tacy, którym się wszystko ze wszystkim kojarzy, lecz nie mają wątpliwości, że wiedzą lepiej. Zideologizować można wszystko, zwłaszcza wykoślawiając intencje. Dogmatyzm należy do grupy cech wstydliwych (to dla ułatwienia).
Jeżeli uważacie, że stać Was na profesjonalny wywód komparatystyczny, to do roboty! W artykuliku powyżej lansujecie brednie i uproszczenia. Skoro lubicie...
Widzę różnicę zasadniczą, pomiędzy myśleniem i nauką, a propagandą i ideologią. Nawet w odniesieniu do religii.
Trzeba poznać osobiście, na czym w ogóle polega medytacja, na stabilizacji umysłowo-cielesnej, to tak w skrócie. Jeśli do medytacji podchodzi się z określoną intencją, nie ma potrzeby kojarzenia z Bogiem, Maryją, Jezusem itd. W trakcie tego procesu, lub po, kiedy ćwiczy się systematycznie, skojarzenia pojawiają się same, bez nadmiernego okraszania (przeładowania) atrybutami wiary. Nadmierne okraszanie prowadzić może do nerwic. Medytacja polega również na łagodnym procesie wejścia w wyższe stany świadomości, innymi słowy, na ewentualnym kontakcie z Bogiem. To trzeba znać od strony psychologicznej.
Książka wspomniana podaje jedną z możliwości medytacji jakie są dostępne człowiekowi, i czepianie się świadczy o braku wiedzy w tej dziedzinie.
Dla przypomnienia, całe chrześcijaństwo na przestrzeni wieków, aby mogło zaadoptować się do lokalnych warunków kulturowych i obyczajów, czerpało z tej kulturowości, czyli z pogaństwa, patrz Boże Narodzenie czy Wielkanoc.
Również przypominam słowa Jezusa o modlitwie w odosobnieniu do Boga własnymi słowami. Jezus nie wyznaczał jak ta modlitwa ma wyglądać, dał w swym zaleceniu dwolność sposobu modlitwy.
Więc proszę Redakcję aby więcej nie szukała dziury w całym , tylko dlatego, że ortodoksyjnie ocenia inne możliwości rozwoju duchowego. Bo to ogranicza możliwość relacji z Universum nazywanym Bogiem.
W drodze powrotnej postaraj się troszkę zrozumieć.
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,13839,o-doswiadczeniach-i-trudnosciach-egzorcystow.html
Zachęcam do przeczytania dokumentu "Jezus Chrystus Dawcą Wody Żydej" to dokument Watykanu, w Polsce przemilczany mocno. Podejmuje tematykę New Age.
(link trzeba skopiować do przeglądarki)
http://www.deon.pl/czytelnia/ksiazki/art,23,medytacja-chrzescijanska-glod-glebi-serca.html
Dlaczego to niby "buddyjskie" skupienie miałoby być szkodliwe dla modlitwy chrześcijańskiej?
Przed poważnym postawieniem takiego zagadnienia należałoby się zastanowić miedzy innymi:
1. Czy studium poganina Arystotelesa doprowadziło świętego Tomasza z Akwinu do herezji?
2. Czy pogańskie pisanki są szkodliwe dla chrześcijańskiej Wielkanocy i czy szopka z góralami ma coś wspólnego z Betlejem?
3. Czy obrazy Matki Bożej w stroju damy z epoki renesansu albo Droga Krzyżowa na której rzymscy żołnierze występują w zbrojach średniowiecznych rycerzy nie niszczą naszego odbioru Ewangelii i nie przeszkadzają w modlitwie?
Bóg nie jest poznawalny technikami! To skrajnie mija się z chrześcijaństwem, z Bogiem można wejść w relację miłości. Ale nie technikami, to pod kult pomysłu podpada. Zrobię tak i tak[nie wiem wyprostuje się, gdzie indziej przepisze sto razy i zostawie karteczki gdzieś] i Bóg wtedy to i to.
natomiast zupełnie naturalne jest, że przygotowuje się swoje ciało umysł by nie przeszkadzały, czy wręcz sprzyjały trwaniu w obecności Boga i przezywaniu miłości
Czy mężczyzna chcąc spędzić z ukochaną kobitą wieczór zabierze ją na ruchliwy dworzec kolejowy i poczęstuje kanapką zapakowaną w papier i coca colą?
czy raczej przygotuje kolację, ustawi kwiaty i świece, wlączy muzykę i zadba o to, żeby im nikt nie przeszkadzał w "celebrowaniu" ich miłości
O to samo chodzi w technikach medytacyjnych
- to jest przygotowanie się na spotkanie się z Bogiem,
stworzenie sprzyjających warunków dla trwania na modlitwie.
Moim zdaniem autorka nie napisała niczego co dawałoby powody do niepokoju, a przecież wybierała fragmenty "pod temat" tezy artykułu.
"Czy mężczyzna chcąc spędzić z ukochaną kobitą wieczór zabierze ją na ruchliwy dworzec kolejowy i poczęstuje kanapką zapakowaną w papier i coca colą? "
Nie obrażaj KK! To porównanie jest niedopuszczalne. Nawet się nie odniosę.
"czy raczej przygotuje kolację, ustawi kwiaty i świece, wlączy muzykę i zadba o to, żeby im nikt nie przeszkadzał w "celebrowaniu" ich miłości"
KK to Ciało Chrystusa, to samo Ciało które umarło na krzyżu i zmartwychwstało. KK dba o Liturgie bo to najświętsze co ma, dba o świętość świątyni tak że nie pozwala nawet na imprezy czysto świeckie tam.
Przede wszystkim- buddyzm mniej koncentruje się na tym jak dochodzi się do celu[buddyści spotykają na swojej drodze duchowej również demony o czym pisał Dalajlama].
My jesteśmy ŚWIĄTYNIĄ DUCHA ŚWIĘTEGO. A wiesz co spotka tego kto zniszczy taka Świątynie? Pisał o tym św Paweł.
Jeśli mantra to dobra rzecz na spotkanie z kobietą. To współczuje kobiecie. Równie dobrze można się nagrać na dyktafon i opowiadać. Nie żartuj, nie znam takiej kobiety.
Z kobietą można zbudować relacje, robiąc określone rzeczy. Ale ZAWSZE BĘDĄC SOBĄ. W technice coś się robi, ale z innymi przeświadczeniami. A więcej powiedzą już świadectwa o. Verlinde. Poszukaj, nie będę pisać peanów bo by forum nie starczyło.
Porównanie do relacji miłości człowieka - Boga do relacji kobieta - mężczyzna nie jest mojego autorstwa ale można je spotkać w każdej książce o duchowości karmelitańskiej (i nie tylko - na to się powołuję, bo tą duchowość znam najlepiej
Mistyka chrześcijańska jest pełna porównań relacji dusza człowieka - Bóg do relacji "oblubienica" - "oblubieniec".
Nie szukać daleko - niedawno GN przedstawiał płytę "Chcę widzieć Boga" nagraną przez karmelitanki bose z tekstami utwórów zaczerpniętych m.in z pism ś. Teresy z Avila (doktora Kościoła) św. Jana od Krzyża (doktora kościoła) i innych.
z pieśni karmelitanek mówiących o relacji duszy do Boga:
tekst św. Teresy z Avila
...Jesteś ogrodem zamkniętym,
siostro moja oblubienico.
Ogrodem zamkniętym,
żródłem zapieczętowanym...
...Tak czystą i piękną
Pan łaczy się z Tobą
w glebokim ukryciu.
Nikt oprócz z nich dwojga
nie przeniknie ich tajemnicy...
...sama z Nim,sam na sam,
z Tym o którym wiem, że mnie miłuje...
...Pociągnij mnie za sobą, pobiegnijmy!
Ty, którego miłuje dusza moja.
Mój Umiłowany jest mój, a ja Jego,
a ja jestem jego!...
św. Jan od Krzyża
...Ukaż mi swoją twarz
daj usłyszeć twój głos
przyjaciółko moja, słodki jest Twój glos
i twarz pełna wdzięku...
...W sobie masz wszyskie skarby
Twojego umiłowanego,
którego pragniesz i szukasz
Wesel się i raduj, gdy jest blisko...
bł. Elżeta od Trójcy Swiętej
...Być oblubienicą to żyć miłością
żyć tylko Nim, w Nim i dla Niego
Mieć wszystkie prawa do jego serca.
Trwać przy nim serce przy sercu
przez całe życie...
Jak widzisz moje porównanie jest głęboko osadzone w tradycji mistyków chrześcijańskich.
jak bardzo znam...
wyjaśnienie: - cytaty ze świętych Karmelu byly odpowiedzią na Twoje oburzenie, że relację milości człowieka i Boga porównałam do relacji miłości między kobietą a mężczyzną. Nie bylo w tym nic więcej poza obroną tego mojego porównania.
Ja nie porównuję strony duchowej się tu powstrzymuję bo nie czuję się kompetentna do wypowiadania się w tej kwestii
Moje porównanie jeżeli czegoś dotyczy - to strony "technicznej" medytacji
doprawdy, nie trzeba być buddystą, żeby wiedzieć, że:
- czlowiek, który dużo czasu spędza na modlitwie powinien siedzieć z wyprostowanym kręgosłupem (bo inaczej będzie ciągle szukał wygodnej pozycji a nie skupiał się na modlitwie).
- Że modlitwie nie sprzyja bieganie oczami po pomieszczeniu a raczej skupienie wzroku w jednym miejscu.
- Że modlitwa "dyskursywna" (angażująca myśli, ktore wyraża się słowami) przechodzi w modlitwę, gdzie wszysko wyraża się jednym słowem, że powtarzanie tego słowa pomaga wejść jeszcze głebiej w modlitwę (zresztą na tym wchodzenie w modlitwę się nie kończy - dalej jest modlitwa, ktorej nie wyrazi żadne słowo)
- Że dobrze jest miarowo oddychać powtarzając to słowo lub frazę, w ktorej wyraża się to co najważniejsze - bo jak tego się nie zrobi to oddech robi się niemiarowy, chaotyczny, i wypowiadane słowo zaczynają z sobą "konkurować" a to wytrąca to człowieka ze skupienia się na Bogu.
Do tego nie trzeba być buddystą, wystarczy się systematycznie dużo czasu poświęcać modlitwie, żeby to odkryć.
nie trzeba być buddystą, wystarczy się systematycznie dużo czasu poświęcać modlitwie, żeby to odkryć.
Scott jest raczej jednym z tych katolików którzy zamiast się modlić i nawiązywać osobistą relację z Bogiem, woli czytać książki co później przejawia się chęcią prostowania tych , którzy mówią inaczej niż w tych jego ksiązkach było napisane.
Albo jak @Moria, który miast podzielić się swoim osobistym doświadczeniem duchowym , wkleja cytaty niczym robot :P
Starsze siostry lub te co nie potrafią czy nie chcą opanować tej pozycji mogą się posługiwać specjalnie skonstruowanym stołeczkiem medytacyjnym. Ważny jest wyprostowany kręgosłup, to są bardzo praktyczne wskazówki - przy dłuższej modlitwie bolący kręgosłup i wiążące się z tyum ciągłe szukanie lepszej pozycji potrafi bardzo przeszkadzać w skupieniu.
Na modlitwę wzywa je gong.
Stosowana jest praktyka powtarzania wersetu z Pisma św, który w czasie modlitwy w wyjątkowy sposób zapadł w serce, zaleca się przy tym wyrównanie oddechu i wpisanie się z wypowiadanymn tekstem w rytm oddechu (względy czysto praktyczne - niestosowanioe tego zalecenia powioduje "szarpaninę "oddech-tekst" i bardzo rozprasza.
Starannie przygotowuje się taką medytację(przygotowanie blizsze, przygotoweanie dalsze).
Co w tym dziwnego, że czlowiek chce przygotować sobie miejsce, czas, przybrać odpowiednią pozycję, wyrównać oddech, skoncentrować wzrok by mu nic zewnętrznego nie przeszkadzało w w trwaniu w obecności Boga?
Od starożytności znana jest tzw. "Modlitwa Jezusowa",
polegająca na wpisanym w rytm oddechu powtarzaniu setki, tysiące razy frazy "Panie Jezu Chryste, synu Boga żywego zmiłuj się nademną" lub "Jezusie synu Dawida ulituj się nademną".
Autorka nie zna tradycji medytacji chrześcijańskiej sięgającej starożytności i moim zdaniem szuka dziury w całym.
Znam jego książkę "Przebudzenie", doskonała pozycja dla wielu ludzi, polecana nawet u ludzi, którzy wyszli z alkoholizmu, jak mi opowiadał kolega działąjący w AA, zktórym przegadałem wiele godzin na ten temat. W niej to (książce) można za każdym razem coś nowego odkryć dla siebie.
Dalej, Kongregacja nie krytykuje czyjejs tworczosci w czambul bo tak sie jej podoba ale z konkretnych powodow, o ktorych jak mniemam masz bardzo blade pojecie. Dlatego prosilbym powstrzymywac sie od patetycznych okreslen typu ¨bzdura¨ w odniesieniu do faktow, jakie przytoczyl Rohirrim.
z aktualnej strony Benedyktynów z Tyńca
"Tynieckie warsztaty relaksacyjno-medytacyjne"
Rohirrim zapomniał, że ks. dr A. Posacki przeprosił benedyktynów z Tyńca?
"W artykule autorstwa ks. dra A. Posackiego SI Refleksje po tynieckim spotkaniu z buddystami. Kultura czy kult? Dialog czy zdrada? opublikowanym w „Naszym Dzienniku” z dn 7-8 marca 2009 r. nr 56 (3377) znalazły się nieprawdziwe informacje, które podważają zasadność tez całego tekstu.
cd. "google"
przeczytałam i warto przeczytać by wiedzieć do czego odnosi się to owo przepraszam.
http://www.jp2w.pl/pl/42889/0/Kultura_czy_kult_Dialog_czy_zdrada.html
Medytacja jak najbardziej sprzyja samoakceptacji, przecież to oczywiste.
jeżeli Bóg akceptuje czlowieka takim jakim jest bo kocha go bezwarunkowo, z calą jego grzesznością, małością, niedoskonałością i człowiek przeżywa ten fakt gleboko na modlitwie to zaczyna akceptować sam siebie (skoro Bóg mnie akceptuje to jak móglbym nie akceptować sam siebie?).
Jedynie można mieć zastrzeżenia do słowa "samoakceptacja", które jest obce tradycji chrześcijańskiej (samo słowo, a nie jego znaczenie!)
Poza tym: nie, nie można stwierdzić, że "iluzją jest to, że się w coś wierzy". Wierzy się naprawdę, albo się nie wierzy, wiara nie może być iluzją. Iluzją może być tylko to, w co się wierzy, to znaczy - można wierzyć w prawdę lub iluzję, tak gwoli spójności logicznej.
Po trzecie: jeśli przeczytać moją wypowiedź ze zrozumieniem, to widać, że wyraźnie napisałem, że iluzją jest dla np. buddystów ja empiryczne, nie zaś, że oni wierzą w iluzję, a już na pewno, że ich wiara jest iluzją, bo jako się rzekło podobne stwierdzenia nie mają sensu.
Po czwarte: istnienie Boga jest znacznie bardziej prawdopodobne, jeśli operować tylko w świetle naturalnego rozumu, niż np. reinkarnacja czy świat bez początku, czyli podstaw religii dalekowschodnich. Ale to inna bajka.
Myślę, że bardzo wypaczasz sprawę.
Katolicy bardzo chcą podkreślać "inność" swojej religi, to co piszesz wpisuje się w ten nurt.
Jan Paweł II nazwał buddyzm "religią ateistyczną",
"religią bez z Boga" - buddyści zaprotestowali. To, że nie wierzą w Boga chrześcijańskiego (tzn. będącego osobą, z ktorym nawiązuje się osobową relację) to nie znaczy, że nie wierzą w Boga w ogóle! Ich "Bóg" jest rozmyty, niepoznawalny, wymykającym się poznaniu, w zasadzie nie wiadomo czym jest, jest "wielkim NIC", nawet go tak w sposób jawny nie nazywają - ale jest.
Zrobiłam kiedyś eksperyment - czytałam ludziom mającym pojęcie o chrześcijaństwie i medytacyjnej tradycji wschodu fragmenty mistycznego dzieła "Chmura niewiedzy" (autor anonimowy - wyd. o Karmelitów Bosych) na jakim "wychowały się" pokolenia mnichów, pytając z jakiej tradycji ta ksiązka wyrosła.
Na 6 osób zapytanych, tylko jedna miała wątpliwości - reszta wskazała na buddyzm!
Na tyle na ile mogę wyciągać wnioski (trochę czytałam - ale nie pretenduję do miana eksperta) - im głębiej wchodzi się w medytację i i zjednoczenie z Bogiem tym bardziej zacierają się granice między doświadczeniem chrześcijanina i buddysty. Nie ja jedna to widzę....
A poza tym, bo też czytałem o buddyzmie sporo, ktoś stwierdził, że ten kto przeszedł z buddyzmu na chrzescijaństwo, jest lepszym chrześcijaninem.
W czasie medytacji, kiedy jesteśmy na wyższym poziomie świadomości (poznania), granice pojęć zacierają się, jesteśmy zjednoczeni z jednym Universum, Umysłem, Intelektem, Nadjaźnią, co inni nazywają też Bogiem. Wskazałbym na tych, którzy przeżyli śmierć kliniczną, i powrócili stamtąd, są odmienieni, niezależnie od wiary.
Kiedy czytam tych co uważają, że są lepsi od innych, wyzywają ich od lemingów na przykład, naśmiewają, cytują etc., nie wiedzą co mówią, bardzo prymitywizują, to trzeba osobiście przeżyć.
Napisałam wyłacznie tyle, że subiektywne doświadczenia medytującego głęboko chrześcijanina i buddysty są takie same.
Co do tego czy faktycznie dotyczą tej samej rzeczywistości (Boga) się nie wypowiadałam.
Wydaje mi się, że tak, ale moje "wydawanie się" to za mało, żeby tak twierdzić i nie formułuję takiego twierdzenia.
A co do Twojego "wydawania się", śmiem twierdzić, że masz świetną intuicję, to się wyczuwa, stąd Twoje łagodne i wyrozumiałe podejście do tej dyskusji.
A niby to dlaczego nie miałabyś cokolwiek stwierdzać, jeżeli to czujesz? :-)
Bardzo dobrze rozmawia mi się z Tobą...
A co do Twojego "wydawania się", śmiem twierdzić, że masz świetną intuicję, to się wyczuwa, stąd Twoje łagodne i wyrozumiałe podejście do tej dyskusji.
A niby to dlaczego nie miałabyś cokolwiek stwierdzać, jeżeli to czujesz? :-)
Bardzo dobrze rozmawia mi się z Tobą...
Zatem jakby uprzedzając w takiej mierze, w jakiej mogę kolejne nieporozumienia: nie uważam, że ktokolwiek jest lemingiem. Nie uważam, żeby buddyzm był religią z gruntu złą:). Co więcej, nie uważam, żeby medytacja buddyjska była jakimś fałszem czy zniewoleniem. Wręcz przeciwnie - buddyzm daje to, co obiecuje. Tylko, że obiecuje radykalnie inne rzeczy niż Jezus z Nazaretu, bo nie ma Objawienia i to trzeba brać pod uwagę, gdy się wchodzi z nim w dialog. Będzie niezdarna metafora: wiosłujemy podobnie, ale płyniemy w przeciwnych kierunkach - my do życia wiecznego, buddyści do nirwany. Nie krytykuję samego aktu medytacji, wręcz przeciwnie - uważam, że podobne pogłębione formy modlitwy są potrzebne. Ale może się tak zdarzyć, że ktoś pomiesza tradycjei zacznie np. nirwanę utożsamiać z obecnością Boga w sobie. To chyba nie byłoby porządane, a?:)
A co do Twojego "wydawania się", śmiem twierdzić, że masz świetną intuicję, to się wyczuwa, stąd Twoje łagodne i wyrozumiałe podejście do tej dyskusji.
A niby to dlaczego nie miałabyś cokolwiek stwierdzać, jeżeli to czujesz? :-)
Bardzo dobrze rozmawia mi się z Tobą...
@uhuhuhu piszesz:
"I bardzo, bardzo niegodne pochwały jest poprawianie innych ludzi i mówienie o wypaczeniach, kiedy samemu się nie ogarnia podstaw."
Nie pretenduję do roli eksperta bo nim nie jestem, jeżeli coś przekręciłam (dotyczy sprzeciwu buddystów), przepraszam.
Co do reszty jest mi znana, choć może nie tak dobrze jak Tobie, podtrzymuję, że nazwanie buddyzmu religią ateistyczną to ogromne uproszczenia graniczące z fałszem. No chyba, że przyjmiemy za ateizm brak Boga osobowego.
sceptycznie odnoszę się do mozliwości zrozumienia religii wschodu przez człowieka wychowanego w kulturze wyrosłej z chrześcijaństwa na poziomie głębszym niż religioznawczy. A na takim poziomie jest Twoja (czy przytoczona przez Ciebie) analiza.
Jesteśmy skazani na sytuację asymetryczną - z jednej strony znajomość chrześcijaństwa również na poziomie doświadczenia religijnego - z drugiej strony religioznawcza trywializacja (to nie zarzut) religii wschodu.
Dlatego uważam, że musimy być bardzo ostrożni w formulowaniu wniosków i mieć świadomość ograniczeń naszych mozliwości zrozumienia. Tym bardziej, że poruszamy się w tym wątku dyskusji w obszarze głębszego doświadczenia religijnego właśnie.
@uhuhuhu
Będzie niezdarna metafora: wiosłujemy podobnie, ale płyniemy w przeciwnych kierunkach - my do życia wiecznego, buddyści do nirwany. Nie krytykuję samego aktu medytacji, wręcz przeciwnie - uważam, że podobne pogłębione formy modlitwy są potrzebne. Ale może się tak zdarzyć, że ktoś pomiesza tradycjei zacznie np. nirwanę utożsamiać z obecnością Boga w sobie. To chyba nie byłoby porządane, a?:
Metafora jest świetna.
Stawiając sprawię na tym poziomie na jakim stawiasz, oczywiście masz rację. W swoich podstawach chrześcijaństwo jest skrajnie różne od buddyzmu. Na poziomie doświadczenia mistycznego te różnice nie są już tak wyraźne.
Już pisałam - nie chcę się wypowiadać czy podobieństwo tych doświadczeń (dla mnie pośrednim dowodem na to podobieństwo są gorączkowe próby udawadniania, że tego podobieństwa nie ma) wypływa z dotykania tej samej rzeczywistości czy z czego innego. Ale samo podobieństwo jest dla mnie bezsporne.
Co do pewnego niebezpieczeństwa pomieszania chrześcijański religii wschodu się zgadzam - jeżeli to pomieszanie na zachodzi na poziomie fundamentów wiary wychodzi z tego jakaś religijna hybryda, jakiś religijny "potworek".
Natomiast na poziomie glębszego doświadczenia religijnego - hm... No nie wiem...
Może tam jest właśnie miejsce, gdzie to co jesteśmy wstanie ogarnąć rozumem i nazwać (i chrześcijanie i buddyści) przestaje mieć znaczenie? Nie wiem...
Po drugie: żadne zaangażowanie emocjonalne nie zastąpi wiedzy. Nie można nazywać systematycznych studiów nad buddyzmem trywializacją. Generalnie w kulturach dalekowschodnich treści doktrynalne traktuje się bardziej powierzchownie, tym niemniej pokazują one kierunek, w którym się idzie. I ważne jest, żeby wiedzieć, co buddyzm mówi np. o antropologii, bo to pokazuje, że mimo pewnych podobieństw jednak bardzo się różnimy. Skutek jest zawarty w fundamentach przecież: o to mi właśnie chodzi. Jak się zaczyna od Chrystusa, to się skończy na Chrystusie, ale jak nie to nie. nie czci się Jezusa czcząc pustkę i tego się nie przeszkoczy. Chyba że będziemy próbowali wmówić buddystom, że tak naprawdę modlą się do naszego Pana, nawet o tym nie wiedząc - ale to dopiero byłaby trywializacja i wręcz neokolonializm.
Myślę zresztą, że jakkolwiek medytacja jest ważna, to trzeba pamiętać, że Zbawiciel nie nauczył nas jogi, tylko "Ojcze nasz" i tym właśnie się wyróżniamy: nie tylko od buddystów, ale od całego świata. Świadomie przyjęliśmy Boga za Ojca w Jego Synu - i ta wiara jest źródłem nowego życia. Dlatego ważne jest, żeby, primo: zachować odpowiednią hierarchię, secundo: głosić tę radość. Także buddystom:D. Z pozdrowieniem.
Ale na pewno komentarz pani Agnieszki zwraca uwagę na to, że chrześcijaństwo jest różnie przeżywane w różnych częściach świata. I tak jak nie powinno się np. w Afryce narzucać naszego sposobu modlitwy, tak i powinno się uważać na importowanie np. medytacji ze wschodu, gdzie ona jest wrośnięta w tamtą kulturę.
Na pewno wprowadzenie tego do szkoły byłoby by ryzykowne, bo doświadczenia na dzieciach są zawsze obarczone ryzykiem i potrzeba wiele lat by zobaczyć tego rezultat.
Ja osobiście chrześcijaństwo widzę w relacji do bliźniego, służba drugiemu człowiekowi, choć oczywiście Pan Bóg daje się człowiekowi doświadczyć na różne sposoby. Matka Teresa też uczyła swoje siostry, by najpierw przebywały przed Jezusem a potem słuźyły potrzebującym.
To spróbujmy tak:
http://www.sluzew.dominikanie.pl/wiara_i_okolice/
rozdział: New Age - nowe tchnienie Ducha czy manowce duchowości?
trzeci wykład
WCCM - błędy
http://www.fronda.pl/blogi/konradtomasz/wccm-bledy,32215.html
Jan Paweł II "Przekroczyc próg nadziei"
Za każdym razem, gdy słabnie świadomość chrześcijańska, gdy Kościół zostaje zanegowany (...)wierni szukają instynktownie jakiegoś substytutu, by zapełnić pustkę. Stąd na przykład ów miraż Indii, który tyle ofiar zebrał wśród młodzieży; stąd zalew najróżniejszych religii wschodnich,(...) stąd pleniące się sekty, niekiedy ściśle zamknięte (...);stąd sięgające nawet klasztorów (pragnę wierzyć, że są to rzadkie przypadki), i to pomimo tylu nie całkiem bezowocnych wysiłków, pewne zapomnienie naszej jakże płodnej Tradycji duchowej, tak Zachodu jak i Wschodu (chrześcijańskiego), niekontrolowany zwrot ku psychoanalizie lub też innym metodom, z których najpoważniejsze nie są w żaden sposób zgodne z przeżytą wiarą.”
kard. Henri de Lubac SJ (1896 - 1991)
„Nie można by zadać Kościołowi bardziej wewnętrznej i śmiertelnej rany, niż gdyby zakony opuściły eksponowane miejsce swojej chrześcijańskiej medytacji, którą sprawują zastępczo dla całego Kościoła i świata, aby wycofać się za parawan medytacji niechrześcijańskiej […] Nie można by nazwać tego inaczej, jak zdradą ukrzyżowanej miłości Bożej..."
kard. Hans Urs von Balthasar (1905 – 1988)
Odsyłam do kwartalnika PASTORES nr59 z 2013/ do kupienia w każdym empiku/, w którym ks.W.Bartkowicz w słowie od Redakcji pisze: "Czy można sobie wyobrazić "gorszącą" modlitwę?Św.Jakub skierował do braci ostrzeżenie:"żle się modlicie"...(por.Jk 4,3).Chodzi o modlitwę, która nie tylko nie przynosi owoców, ale może wręcz przynosić szkodę modlącemu się.Czy taką modlitwą jest Freemanowska medytacja (ks.bp A.Siemieniewski)?
W/w biskup w artykule Medytacja "chrześcijańska" na manowcach pisze:
"Jak w praktyce wygląda ta forma medytacji prowadzona przez wspólnotę WCCM?"Wybieramy słowo, frazę modlitewną-nazywamy ją dziś mantrą(...)i powtarzamy [ją]bezustannie(...)...Pamiętaj jednak kiedy medytujesz,nie zastanawiasz sie jednak nad znaczeniem tego słowa,(...)...Freeman cytuje Kasjana, pomijając treść rzekomej mantry, która, oczywiście, jest o wiele za długa jak na nośnik dzwięku bez pojęciowego znaczenia:"Boże,wejrzyj ku wspomożeniu memu;Panie pośpiesz ku ratunkowi memu!".W oczywisty sposób nie chodzi tu o jakąś formułę,której brzmienie jest nieistotne, na której treść mamy nie zwracać uwagi.Wręcz przeciwnie,Kasjan z naciskiem naucza, że właśnie znaczenie tej krótkiej formuły niesie cały sens tak praktykowanej modlitwy....
Tak więc wcale nie jest prawdą, jakoby starożytni chrześcijanie modlili się tak, jak
uczy tego o.Freeman oraz szkoła WCCM.Wydaje się, że jest to zupełna nowość na terenie chrześcijańskim.I że jestto nowość bazująca bardziej na tradycji hinduizmu niż na tradycji chrześcijańskiej.A jeśli tak, to wypada to jawnie przyznać, w przeciwnym razie trudno uniknąć zarzutu wprowadzania w błąd."...
/Pastores 59 (2)2013 str od 151 do 156/.
Redakcja portalu wiara.pl otrzymała informację o spotkaniu na temat tej książki - jutro w Warszawie. Zainteresowani mogą dowiedzieć się więcej...
SPOTKANIE „MEDYTACJA CHRZEŚCIJAŃSKA
W SZKOLE”
06 kwietnia 2013 r.
Centrum Myśli Jana Pawła II
Foksal 11, Warszawa
9.15-9.45 Rozpoczęcie: Dlaczego się tutaj zebraliśmy? Krótkie przedstawienie się uczestników.
9:45-10.30 Współczesne odkrycie tradycji Medytacji Chrześcijańskiej w Kościele Zachodnim – ks. Rafał Figiel
10.30 - 10.45 Przerwa kawowa
10.45 - 11.15 WCCM – 1 część filmu Pielgrzymka
11.15 - 11.35 Medytacja
11.35 - 12.15 Pytania i odpowiedzi
12.15 - 12.30 Przerwa na kawę
12.30 - 14.15 Co zrobiliśmy, co zamierzamy? – świadectwa uczestników
• "Czego nauczyły mnie spotkania z młodzieżą, czyli jak skutecznie prezentować medytację chrześcijańską w gimnazjum, liceum i na uniwersytecie?"- Bernard Fruga
Bernard Fruga zawodowo łączy pasję edukacyjną kierując polskim oddziałem Franklin Covey Education oraz działalność biznesową konsultanta i trenera zarządzania projektami. Od 2009 związany z komorowską grupą medytacji chrześcijańskiej
• "Dzielenie się drogą prowadzącą do medytacji w szkole"- Marek Małaszczuk
Marek Małaszczuk, katecheta w warszawskim zespole szkół prowadzonym przez Stowarzyszenie Kultury i Edukacji- Szkoła Podstawowa na ul. Okopowej, Gimnazjum i Liceum na ul. Foksal
• „Medytacja - z pamiętnika dyrektora”- Henryk Cichecki
Henryk Cichecki, dyrektor Zespołu Szkół Usług i Przedsiębiorczości w Płocku im. bł. abpa Antoniego Juliana Nowowiejskiego; od 24 lat nauczyciel języka polskiego
- "Udział medytacji chrześcijańskiej w kształtowaniu formacji duchowej młodzieży przygotowującej się do sakramentu bierzmowania "- Magdalena Oborska
Magdalena Oborska, teolog aktywnie działający w swojej parafii, terapeutka
14.15 - 15.15 Dyskusja ogólna
15.15 – 15.30 Medytacja na zakończenie
http://www.franklincovey.com
i zastanowić się, czy chcecie uczyć się modlitwy od tej przedstawiciela tej firmy.
(a może, co jest "tak", bo nie wiem, czy polecasz, czy odradzasz...)
Dziwię się tylko że to imprimatur nie uznaje "teolożki" tylko kobietę-teologa. Cóż za niedopatrzenie...
Dla mnie do bólu interesujące jest jedno pytanie z tego sabatu czyli "co zamierzamy".
I co na to władze kościelne,
No Imprimatur znaczy tyle że ktoś w kurii to przejrzał. Jeśli oczywiście go ma. Narazie mamy konkretną wypowiedź bp. Libery.
Krótko:
"All meditation techniques need to be purged of presumption and pretentiousness. Christian prayer is not an exercise in self-contemplation, stillness and self-emptying, but a dialogue of love, one which “implies an attitude of conversion, a flight from 'self' to the 'You' of God”.)61( It leads to an increasingly complete surrender to God's will, whereby we are invited to a deep, genuine solidarity with our brothers and sisters."
Some local New Age groups refer to their meetings as “prayer groups”. Those people who are invited to such groups need to look for the marks of genuine Christian spirituality, and to be wary if there is any sort of initiation ceremony. Such groups take advantage of a person's lack of theological or spiritual formation to lure them gradually into what may in fact be a form of false worship. Christians must be taught about the true object and content of prayer – in the Holy Spirit, through Jesus Christ, to the Father – in order to judge rightly the intention of a “prayer group”. Christian prayer and the God of Jesus Christ will easily be recognised.)93( Many people are convinced that there is no harm in 'borrowing' from the wisdom of the East, but the example of Transcendental Meditation (TM) should make Christians cautious about the prospect of committing themselves unknowingly to another religion (in this case, Hinduism), despite what TM's promoters claim about its religious neutrality. There is no problem with learning how to meditate, but the object or content of the exercise clearly determines whether it relates to the God revealed by Jesus Christ, to some other revelation, or simply to the hidden depths of the self.
http://www.vatican.va/roman_curia/pontifical_councils/interelg/documents/rc_pc_interelg_doc_20030203_new-age_en.html
jakie wrażenia, jakie refleksje?
Sekularyzacja jest wręcz zagrożeniem duchowym.
Polecam też posłuchać o. Verlinde.
Z tego co słyszałem, ten temat jest poruszony wśród polskich biskupów i chyba gdzieś nawet było info na ten temat. Poczekajmy, osobiście odradzam. Święci, jak np. Jan od Krzyża, Teresa z Avilla, Tereska od Dzieciątka Jezus i wielu innych (DOKTORÓW KOŚCIOŁA, MISTRZÓW MODLITWY) nic nie mówiło o pozycji, mantrze,itp., a jedynei o wygodnym i cichym miejscu, co byśmy się nie rozpraszali. Najważniejsza są wiara, nadzieja i miłość. Posłuszeństwo, pokora. Nie ma technik w dojościu do Boga, to Bóg sam do nas dochodzi. My nic nie możemy.
http://www.diecezjaplocka.pl/index.php?akcja=art_zobacz&art_id=225&id_news=1542
Ciekawe czy ktoś będzie wiedział kto to napisał?
Nieraz próbuje się tu nawiązać do mistyków chrześcijańskich czy to z Europy północnej (Eckhart, Tauler, Suzo,
Ruysbroeck), czy też późniejszej mistyki hiszpańskiej (św. Teresa z Avila i św. Jan od Krzyża). Jeżeli jednak św. Jan od
Krzyża w swojej Drodze na Górę Karmel oraz w Nocy ciemnej mówi o potrzebie oczyszczenia, oderwania się od świata
zmysłowego, to jednak to oderwanie nie jest celem samym w sobie. ,,By dojść do tego, w czym nie masz upodobania,
musisz iść przez to, w czym nie masz upodobania. By dojść do tego, czego nie poznajesz, musisz iść przez to, czego nie
poznajesz. By dojść do tego, czego nie posiadasz, musisz iść przez to, czego nie posiadasz'' (Droga na Górę Karmel, I, 13,
11). Te klasyczne teksty Jana od Krzyża bywają nieraz rozumiane na azjatyckim Wschodzie jako potwierdzenie dla
tamtejszych metod ascetycznych. Jednakże Doktor Kościoła nie proponuje samego tylko oderwania się od świata.
Proponuje oderwanie się od świata dla zjednoczenia z tym, co jest poza-światowe, a to, co jest poza-światowe, nie jest
,,nirwaną'', ale jest Osobą, jest Bogiem. Zjednoczenie z Nim urzeczywistnia się nie na drodze samego oczyszczenia, ale
poprzez miłość.
Mistyka karmelitańska zaczyna się w tym miejscu, gdzie kończą się rozważania Buddy i jego wskazówki co do życia
duchowego. Św. Jan od Krzyża w czynnym i biernym oczyszczeniu duszy ludzkiej, w owych swoistych nocach ciemności
zmysłów i ducha, widzi przede wszystkim przygotowanie do tego, ażeby duszę ludzką mógł przeniknąć żywy płomień
miłości. Taki jest też tytuł jego głównego dzieła (Żywy płomień Miłości).
JPII "Przekroczyć próg nadziei"
Przecież książka nie propaguje medytacji buddyjskiej a chrześcijańską. A że zacytowane fragmenty skupiają się na technice? To też jest w jakiś sposób ważne (chociaż nie należy do istoty sprawy).
Więc mistycym chrześcijański przejął na swój grunt owe praktyki i przerobił na własne.
Kontakty z różnymi kulturami, przy migracjach ludności, wymianie handlowej, przenosiły różne zwyczaje, asymilując je do własnych potrzeb.
W czasach judaizmu z okresu nowej ery i przed, zakładane były klasztory buddyjskie, co z pewnością miało potem przełożenie na powstanie klasztorów kontemplacyjnych w chrześcijaństwie.
Mówienie, że chrześcijaństwo samo z siebie wytworzyło sposoby medytacyjne jest nieporozumieniem, musiałoby powstać całkowicie i rozwijać się odizolowane od reszty świata, a to było przecież niemożliwe.
Więc myślę, że niepotrzebnie w GN podniesiono larum.
A poza tym, warto poza tytułami artykułów czytać również ich treść. Lemingi nie mają tego w zwyczaju, ale myślę że powinnaś.
Gdyby chodziło o medytację związaną ze ST, karmelem itp... Ale miesza się elementy wschodnich religii, fakt można kłaniać się demonom i mówić że jest ok- ale nie jest. Znak krzyża to nie gimnastyka nadgarstka, co nie? W religiach wschodu, pewne pozycje, praktyki mają bardzo konkretne znaczenie, są niebezpieczne duchowo. Odesłałem Cię już do fachowca jak nikt w Europie, nie każ mi tu wklejać tego bo forum braknie.
Wydaje mi się, że raczej tradycje medytacyjne powstawały niezależnie od siebie (choć nie można całkiem pomionąć faktu, że jakoś tam na siebie wpływały).
Myślę, że człowiek, ktory szuka jakiejś głębi (chrześcijanie Boga) prędzej czy później dochodzi do medytacji (nawet gdy tego tak nie nazywa) oraz odkrywan techniki, które w medytacji pomagają (u chrześcijan ułatwiają głębokie modlitewne skupienie na Bogu).
myślisz, ze nazwanie kogoś lemingiem ułatwia dyskusję? jak myślisz, czy osoba nazwana z lemingiem będzie bardzie czy mniej skłonna przyjąc Twoje argumenty?
Do tego co napisałeś odniosę się później.
Chciałabym dokładnie i raz jeszcze przeczytać tekst.
Ale generalnie rzecz biorąc zupełnie się w tej dyskusji rozmijamy. Mam wrażenie jakbymśmy dyskutowali o czymś innym.... Nie twierdzę, że przyczyna takiego stanu rzeczy leży wyłącznie po Twojej stronie.
Marian Zawada OCD
http://www.karmel.pl/hagiografia/ahumada/baza.php?id=07
http://wpolityce.pl/artykuly/49885-zywy-swiadek-zaswiatow-w-polsce-kiedy-czlowiek-umiera-dusza-wchodzi-w-piekny-swiat-przypominajacy-ziemie
Miejsce: Łukęcin, Dom Zakonny Ojców Paulinów
Gość: Wojciech Karczmarzyk, oblat benedyktyński WCCM
Rekolekcje: Człowiek, który się staje - w kierunku integracji
Termin: 07 - 09 czerwca 2013
Wojtek medytuje od 15 lat (...) ukończył 2 letni kurs nauczycielski jogi i rozpoczął studia Integracji Strukturalnej, by później kontynuować je w Monachium. Wojtek przez ostatnie 3 lata regularnie prowadził zajęcia z ciałem w Centrum Medytacji Chrześcijańskiej w Londynie i podczas wielkanocnych rekolekcji medytacyjnych na Bere Island.
Cieszę się, że zrobiło się głośno wokół tematu, bardzo obawiałam się, że w Polsce zacznie się serwować to dzieciom. Jestem przekonana, że imprimatur zostało przyznane z niewiedzy. Przypuszczam, że dopomógł temu fakt, że WCCM w Kielcach jest związany z bardzo prężnie działającym ośrodkiem duszpasterskim przy kościele ojców kapucynów. Niestety spotkania najczęściej odbywają się przy klasztorach i parafiach - jestem przekonana, że z niewiedzy. Poza tym niektóre nazwiska osób duchownych, ich artykuły i wypowiedzi są wykorzystywane przez WCCM bez ich widzy, a czasem wberw woli - sama tego doświadczyłam. Na własnej skórze także mogłam się przekonać o manipulacyjnych metodach stosowanych przez osoby będące liderami wspólnoty. Bardzo się też cieszę z wyraźnego oddzielenia ideli medytacji WCCM od modlitwy Jezusowej, która jest mi bardzo bliska.
Jest bardzo dobry artykuł pod tym linkiem:
http://www.fronda.pl/blogi/konradtomasz/wccm-bledy,32215.html?page=2&#comments-anchor
Myślę, że to jest bardzo ciekawy temat na artykuł w "Gościu" i gdyby przypadkiem ks. Tomasz Jaklewicz (który jest bardzo kompetentny) czytał te słowa i śledził wymianę poglądów prowadzoną na tym forum, to zwracam się z ogromną prośbą o podjęcie się tematu medytacji na łamach "Gościa". Taki artykuł mógłby wyklarować wiele niejasności, które narosły przy dyskusji.
„D. T. Suzuki zestawiając chrześcijaństwo i buddyzm w wydaniu zen stwierdza bardzo stanowczo, że „nawet z grubsza biorąc, nie ma cienia podobieństwa między ćwiczeniami zen a tymi, które proponuje założyciel Towarzystwa Jezusowego [Ćwiczenia duchowe św. Ignacego Loyoli]” Odwołuje się też do samego tekstu Ewangelii, co bynajmniej nie pomaga w znajdowaniu podobieństw między doświadczeniem duchowym obu religii: „Gdy słowa Chrystusa brzmią: "Ojciec twój, który widzi w skrytości, ten ci odda jawnie" – wówczas dostrzegamy jak bardzo buddyzm i chrześcijaństwo różnią się między sobą. Dopóki poświęcamy choć jedną myśl komukolwiek, Bogu, diabłu albo temu, że nasze uczynki są znane i zostaną nagrodzone, zen powie: "Nie należysz jeszcze do naszego grona" […] Zen chce, aby nawet ten ostatni ślad świadomości Boga uległ, o ile to możliwe, zatarciu”
D. T. Suzuki:"Ilekroć spojrzę na wizerunek ukrzyżowanego Chrystusa, myślę o głębokiej różnicy dzielącej chrześcijaństwo od buddyzmu. Na Zachodzie podkreśla się silnie osobowe Ja. Na Wschodzie nie ma żadnego Ja […] W buddyzmie potrzebujemy jedynie oświecenia, a nie Ukrzyżowanego […] Buddyzm wyjaśnia, że od samego początku nie ma żadnego Ja, które miałoby być ukrzyżowane”
Źródło:
WIELE ŚCIEŻEK NA RÓŻNE SZCZYTY - KS. A. SIEMIENIEWSKI
Miejsce: Łukęcin, Dom Zakonny Ojców Paulinów
Gość: Wojciech Karczmarzyk, oblat benedyktyński WCCM
Rekolekcje: Człowiek, który się staje - w kierunku integracji
Termin: 07 - 09 czerwca 2013
Wojtek medytuje od 15 lat (...) ukończył 2 letni kurs nauczycielski jogi i rozpoczął studia Integracji Strukturalnej, by później kontynuować je w Monachium. Wojtek przez ostatnie 3 lata regularnie prowadził zajęcia z ciałem w Centrum Medytacji Chrześcijańskiej w Londynie i podczas wielkanocnych rekolekcji medytacyjnych na Bere Island.
Cieszę się, że zrobiło się głośno wokół tematu, bardzo obawiałam się, że w Polsce zacznie się serwować to dzieciom. Jestem przekonana, że imprimatur zostało przyznane z niewiedzy. Przypuszczam, że dopomógł temu fakt, że WCCM w Kielcach jest związany z bardzo prężnie działającym ośrodkiem duszpasterskim przy kościele ojców kapucynów. Niestety spotkania najczęściej odbywają się przy klasztorach i parafiach - jestem przekonana, że z niewiedzy. Poza tym niektóre nazwiska osób duchownych, ich artykuły i wypowiedzi są wykorzystywane przez WCCM bez ich widzy, a czasem wberw woli - sama tego doświadczyłam. Na własnej skórze także mogłam się przekonać o manipulacyjnych metodach stosowanych przez osoby będące liderami wspólnoty. Bardzo się też cieszę z wyraźnego oddzielenia ideli medytacji WCCM od modlitwy Jezusowej, która jest mi bardzo bliska.
Jest bardzo dobry artykuł pod tym linkiem:
http://www.fronda.pl/blogi/konradtomasz/wccm-bledy,32215.html?page=2&#comments-anchor
No i odpowiedzialni za katechizację w szkołach? Bo to chyba oni winni się wypowiedzieć?
A swoją drogą - takie "wpychanie" różnych medytacji bocznymi drzwiami nawet wprost do Kościoła to nic nowego....
Niebezpieczeństwo zawsze istnieje we wszystkim, można się otruć powietrzem, jak i też chlebem. Czyli dla niektórych osób modlitwa jak i medytacja może okazać się też niedobra, to zależy od stanu psychicznego człowieka. Nie ma więc potrzeby potępiania w czambuł innych systemów (buddyzmu), tylko dlatego, że się nie podoba. Jasne?
W dokumencie końcowym Soboru Watykańskiego II w deklaracji Nostra Aetate, o religiach niechrześcijańskich w punkcie DRN 2 jest napisane o buddyzmie tak m.in.: "Buddyzm, w różnych swych formach, uznaje całkowitą niewystarczalność tego zmiennego świata i naucza sposobów, którymi ludzie w duchu pobożności i ufności mogliby albo osiągnąć stan doskonałego wyzwolenia, albo dojść, czy to o własnych siłach, czy z wyższą pomocą, do najwyższego oświecenia. Podobnie też inne religie, istniejące na całym świecie, różnymi sposobami starają się wyjść naprzeciw niepokojowi ludzkiego serca, wskazując drogi, to znaczy doktryny oraz nakazy praktyczne, jak również sakralne obrzędy. Kościół katolicki nic nie odrzuca z tego, co w religiach owych prawdziwe jest i święte."
Jeśli zatem Sobór sprzed 50 lat nie ma już znaczenia, to wszelka dyskusja o innych systemach jest pozbawiona sensu, bo i tak ortodoksyjni katolicy wiedzą swoje(sic!)
Na koniec ciekawostka, właśnie dzięki medytacji miałem wizję senną w realistycznych obrazach o Janie Pawle II, na pół roku przed jego śmiercią, choć nie myślałem o nim. I kiedy wszystko zmierzało do końca od lutego 2005 r., byłem przekonany, że ten koniec się zbliża, obserwowałem doniesienia prasowe o stanie jego zdrowia myśląc o podtrzymywaniu przy życiu, że to wszystko nie ma sensu.
Nie jest tak, że jakaś religia wyjaśnia wszystkie stany duchowe człowieka w sposób całkowity i raz na zawsze. Zalecam więcej umiaru w ocenach w dorobku naszej cywilizacji w poznaniu naszej natury - duchowej natury.
http://www.katolik.pl/index1.php?st=artykuly&id=675
--------------------------------------
Wszystkie tradycje religijne wymagają od nas szacunku, jako pewne świadectwo wysiłku człowieka poszukującego Boga. Ale na końcu czasów Bóg objawił się, ponieważ widział, że człowiek starając się odnaleźć Go po omacku, gubi się. Pan Jezus mówił, że jeśli niewidomy prowadzi niewidomego, to obaj wpadną w dół, i dodał: Ja jestem światłością świata, kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności.
Wielkie tradycje religijne są owocami wysiłku człowieka, który szuka Boga, ale nie może osiągnąć swojego celu ze względu na grzech, który go zaślepia. Zachwycony pięknem natury człowiek zaczyna mylić Boga ze stworzeniem i oddaje boską część naturze. Stąd rodzą się wszelkie rodzaje pogaństwa, a także różne bardziej rozwinięte formy naturalizmu, z których najbardziej znanymi są tradycje hinduizmu, buddyzmu i taoizmu.
Człowiek nie szukałby Boga, gdyby On sam nie złożył w nim tego pragnienia. W pewien sposób Bóg zawsze wychodzi na spotkanie człowieka, który naprawdę Go poszukuje, a więc w tych tradycjach nie wszystko jest fałszywe. Są elementy prawdy - Ojcowie Kościoła mówili, że są tam ziarna prawdy nawiązujące do Chrystusa, które ku Niemu kierują, a w Jezusie odnajdują swoją pełnię. Ale obok tych prawd jest wiele błędów i, jak już zauważyliśmy, nieprzyjaciel chce zagarnąć te tradycje dla siebie. Jednak Hindus, który z przekonania pozostaje w religii, w której się urodził, będzie zbawiony dzięki tym ziarnom prawdy, tym słowom prawdy, które są obecne w jego religii mimo błędów, które także się w niej znajdują. Bóg widzi zawsze dobrą intencję swoich dzieci. Hindus idąc za swoją tradycją, podąża za tym, co uważa za najprawdziwsze i nie wiedząc o tym, kieruje się ku Chrystusowi, nawet jeśli Go nie zna. Odkryje Go dopiero, kiedy stanie przed Nim twarzą w twarz.
Inna jest jednak sytuacja chrześcijanina, który poznawszy już pełnię prawdy, zwraca się do prawd częściowych, zwraca się do religii przedchrześcijańskich. Dla takiego człowieka opuszczenie chrześcijaństwa dla innej tradycji jest apostazją, tzn. zaparciem się wiary. Wówczas cześć oddawana tym częściowym prawdom staje się bałwochwalstwem. Bożek nigdy nie jest kłamstwem. Bożek jest częściową prawdą, która jest uznana za absolut, której oddaje się boską cześć. A więc jeśli Hindus może być zbawiony dzięki niektórym prawdom swojej religii, to sytuacja jest zupełnie inna dla chrześcijanina, który cofa się do tamtych tradycji. Stąd wynikają problemy, które przeżywają ludzie Zachodu zwracający się ku tradycjom wschodnim.
Moje osobiste doświadczenie nauczyło mnie, że przejście przez rytuał inicjacji, to wydanie samego siebie w ręce nieprzyjaciela. Dla chrześcijanina jest to naprawdę zaparcie się Chrystusa, bo w rytuale inicjacji - mówię tutaj o inicjacjach buddyjskich czy też hinduskich - kandydat przynosi kilka symbolicznych przedmiotów, np. kwiaty, owoce, białą chusteczkę, kadzidło i inne przedmioty, reprezentujące całą jego osobę. Ten zaś, kto dokonuje rytu inicjacji, ofiarowuje wszystkie te przedmioty któremuś z bóstw tradycji hinduskiej, które pochłaniają naszą uwagę i odwracają nas od Chrystusa. Są to uosobione siły natury, które Ojcowie Kościoła nazywali wprost demonami, my zaś mówimy o duchach demonicznych. Kiedy więc uczestniczymy w rycie inicjacyjnym, zgadzamy się na - wynikające z niego - przymierze z tymi duchami.
Dlatego wszystkim osobom, które przeszły tego typu inicjację, radzę wyspowiadać się z grzechu apostazji i - jeśli jakieś problemy będą się pojawiać dalej - poprosić o modlitwę o uwolnienie. Sprawa jest poważna. Doświadczenie egzorcystów dowodzi bowiem, iż inicjacje powodują bardzo silne związania. Ale Pan Jezus jest zwycięski we wszystkim i gdy prosimy, by uwolnił nas z więzów, którymi związaliśmy się przez swoją nieświadomość czy przez nieuwagę, także głosimy Jego zwycięstwo.
Oczywiście ta wizja nie była jedyną w moich przeżyciach, były inne zdarzenia, które ugruntowały moje spojrzenie na rzeczywistość. Nie zamykam się na świat, nie trwam w okowach jednoznaczych i nie zmiennych pojęć i definicji.
Z tego miejsca chciałbym pozdrowić serdecznie Jesienną, bowiem masz wspaniałą intuicję, jesteś wyrozumiała na skomplikowany świat i naszą ludzką naturę, i ciekawa tego wwszystkiego.
Kłaniam się Tobie... :-)
Kiedy:
24 kwietnia 2013, 19:00
Gdzie:
parafia Matki Bożej Ostrobramskiej, Kraków, ul. Meissnera 20, kaplica św. Kalasancjusza lub w kościele (przy większej frekwencji).
Prowadzenie:
o. Włodzimierz Zatorski OSB, podprzeor klasztoru w Tyńcu, oblaci WCCM Maksymilian Kapalski i Wojtek Karczmarzyk oraz członkowie grupy krakowskiej.
Gość honorowy:
ks. bp Grzegorz Ryś
Młodzi przyjaciele, nie ulegajcie fałszywym iluzjom i chwilowym modom, po których nierzadko pozostaje tragiczna pustka duchowa!(…) Adoracja prawdziwego Boga jest formą autentycznego oporu wobec bałwochwalstwa jakiegokolwiek rodzaju.”
Jan Paweł II
Orędzie Ojca Świętego na XX Światowy Dzień Młodzieży 2005 r.
--------------------------------
"Często ten, kto potrzebuje nadziei, wierzy, że można zaspokoić tę potrzebę przelotnie i nietrwale. I tak nadzieję, ograniczoną do przestrzeni ziemskiej, zamkniętej na transcendencję, utożsamia się na przykład z rajem obiecywanym przez naukę i technikę albo z różnymi formami mesjanizmu, ze szczęśliwością natury hedonistycznej, jaką daje konsumpcjonizm, czy też urojoną i sztuczną, dostarczaną przez narkotyki, albo z pewnymi formami millenaryzmu, z oczarowaniem wschodnimi filozofiami, z poszukiwaniem ezoterycznych form duchowości, z różnymi prądami New Age 19.
To wszystko okazuje się jednak głęboko złudne i niezdolne zaspokoić tego pragnienia szczęścia, którego ludzkie serce nie przestaje odczuwać w swej głębi.”
19. Por. Propositio 5 a; Papieska Rada ds. Kultury i Papieska Rada ds. Dialogu Międzyreligijnego, Jezus Chrystus dawca wody żywej. Chrześcijańska refleksja nad New Age, Watykan 2003.
POSYNODALNA ADHORTACJA APOSTOLSKA ECCLESIA IN EUROPA OJCA ŚWIĘTEGO JANA PAWŁA II (fragment)
"Wielu jednak zwraca się do koncepcji i technik, które pochodzą ze Wschodu i które nie dają się pogodzić, mimo pewnych pozorów, z autentyczną modlitwą chrześcijańską. Jest ona zawsze doświadczeniem dramatycznym, ponieważ jest stosunkiem osób do Boga Trójjedynego, do Boga Osób. Tymczasem współczesna myśl zachodnia i wiele religijności wschodnich proponują człowieka jako kres ostateczny, jako Boga dla siebie samego. Wiele modlitw, które pochodzą ze Wschodu, pozwala człowiekowi opanować siebie samego, ale bez przekroczenia siebie: niejako usiłowanie [bycia jak bogowie]."
"W praktyce, może on [związek między kontemplacją i dziełem ewangelizacji] sugerować, że wszędzie tam, gdzie podejmowane są inicjatywy dotarcia do niepraktykującej części chrześcijańskiego lub postchrześcijańskiego społeczeństwa, trzeba się mocno zastanowić jak oprzeć owe wyjście do świata na ekumenicznie ugruntowanej praktyce kontemplacyjnej. Oprócz sztandarowego przykładu form liturgicznych wypracowanych przez wspólnotę Taizé, ruchy takie jak Światowa Wspólnota Medytacji Chrześcijańskiej ze swymi silnymi korzeniami w tradycji benedyktyńskiej otwierają przed nami w tym względzie nowe możliwości. Co więcej, Wspólnota ta włożyła wiele pracy w udostępnienie swych praktyk kontemplacyjnych dzieciom i młodzieży, przez co zasługuje na jak największe wsparcie.
Obserwując w szkołach anglikańskich w Wielkiej Brytanii z jak wielkim zapałem i zaangażowaniem dzieci reagują na zaproszenie do medytacji w tradycji tej Wspólnoty, widzę w niej wielki potencjał do wprowadzania młodych ludzi na głębiny naszej wiary. Z kolei dla tych, którzy oddalili się od regularnych praktyk sakramentalnych naszej religii, praktyki Taizé lub WCCMu są często szansą powrotu do sakramentalnego serca wiary. Ludzie, niezależnie od wieku, odnajdują w tych praktykach możliwość życia bardziej po ludzku, z mniejszą zachłannością i tempem, z wygospodarowaniem w nim miejsca na zatrzymanie się i ciszę, czy możliwość patrzenia na życie jako na proces dojrzewania. Ale przede wszystkim praktyki te wskazują na sposób życia ze świadomością, że istnieje w nim trwała radość możliwa do osiągnięcia poprzez dyscyplinę samo-ograniczania się, radość która jest zupełnie inna od poczucia zadowolenia z zaspokojenia tego czy innego impulsu chwili.''
Bede Griffiths OSB, David Wood, Eileen O'Hea CSJs, Ernest O.Larkin OCAM, Frans De Ridder CICM,Gerald Rossebery, Gerry Pierse CSSR, Glenda Meakin,Jan Bereza OSB, John Main OSB, ks. Joseph Pereira, Kim Nataraja, Laurence Freeman OSB,Thomas Keating OCSO, Robert Kennedy SJ, William Johnston SJ (kolejność alfabetyczna wg imion).
To jest fragment dekretu biskupa Bresci:
"po uważnym rozważeniu celów tego Stowarzyszenia, zgodności doktrynalnej jego nauczania i działalności i po zasięgnięciu opinii kompetentnego doradcy teologicznego,
uważając, że jego członkowie w sposób wybitny przyczyniają się do apostolatu chrześcijańskiego, propagując nade wszystko bogactwo duchowości i medytacji chrześcijańskiej oraz wykazują postawę dialogu i poszanowania wobec wszystkich; ustanawiam [...]"
Na stronie wccm.org jest pełna lista patronów WCCMu, hierarchów różnych wyznań i autorytetów od duchowości.
Jest także zamieszczony spis „filmów z duszą”, gdzie obok tytułów: „Tryptyk rzymski”, „Wielka cisza” jest także film „Zmierzch” (s. 115)
Chciałabym wiedzieć, że się mylę. Tymczasem od dłuższego czasu nurtuje mnie ta sprawa i odbieram ją jako realne zagrożenie duchowe.
Jest także zamieszczony spis „filmów z duszą”, gdzie obok tytułów: „Tryptyk rzymski”, „Wielka cisza” jest także film „Zmierzch” (s. 115)
Chciałabym wiedzieć, że się mylę. Tymczasem od dłuższego czasu nurtuje mnie ta sprawa i odbieram ją jako realne zagrożenie duchowe.
Specom od cytatów i krytyki (ale raczej nie od praktyki) polecam bardzo prosty tekst z Rozmów Jana Kasjana którego nauczaniu bazuje WCCM.
Poziom katechezy w Polsce jest taki, że ludzie wierzą w obrazy (słowo "w" jest kluczem bo zamiast Boga polskich katolików można postawić chociażby osławionego Potwora Spagetti i wyjdzie na to samo), a biskupom zależy tylko na uzasadnieniu swojej władzy a nie prowadzeniu wiernych do odpowiedzialności za siebie i świat (taki jaki jest a nie znowu wyobrażony czy narzucony przez autorytety).
2.
Myśle, że główny problem polega na tym, że namnożyło się tyle obrazów Boga, które nijak mają się do rzeczywistości/codzienności (Bóg to tajemnica a nie zapchajdziura czy gwarant katolickiego porządku społecznego).
Żyjemy w XXI wieku gdzie dominuje naukowy, odczarowany obraz świata (czym się rózni oddech medytującego jogina od chrześcijańskiego Hezychasty wprowadzającego umysł oddechem do serca - pytane jest głupie, ale tak wierzy większość ludzi) a nie średniowiecze wypełnione duchami, które tylko czyhają na nasze duszyczki (niski poziom katechezy utrzymuje raczej to drugie, paranoiczne widzenie świata).
Żyjemy też po II wojnie światowej i z tego co wiem to nie szatan latał po Oświęcimiu z karabinem w ręku tylko ludzie ludziom zgotowali ten los.
Myślę, że emocje, lęki, paranoje na punkcie zagrożeń duchowych i szatana charakterystyczne dla polaków związane są z umieraniem Boga z obrazków, gwaranta panującego ustroju wtłaczanych na katechezie - pora dorosnąć!!!
3.
Od takiej gazety jak Gość Niedzielny wymagałbym jednak trochę rzetelności (autorka pisze o swoich odczuciach), rozsądku
Od komentujących speców też wymagałbym tego samego.
4.
Poniżej tekst z Jana Kasjana.Każda poważna tradycja mistyczna (nieważne czy chrześcijańska [Jan Kasjan,John Main, Hezychazm, Jan od Krzyża, mistycy nadreńscy], czy niechrześcijańska) mówi jasno i wyraźnie "żadnych wyobrażeń, czy obrazów".
(...) W czasie wspólnej modlitwy starzec załamał się jednak na duchu. Spostrzegł bowiem, że z jego serca zniknął gdzieś obraz Boga, ukształtowany na wzór człowieka, który dotąd przywoływał na modlitwie. Wybuchnął więc gorzkim płaczem i z wielkim szlochem rzucił się na ziemię, wołając: »Biada mi biednemu! Zabrali mi mojego Boga! Do kogo mam się teraz zwrócić, kogo uwielbiać, kogo błagać?«” („Rozmowy z ojcami”, t.1, „Rozmowy” 10.3).
Witam! Mam wrażenie, że przyczyną, dla której autorka wypowiada się w tym duchu jest fakt, że zaczęła od książki, która mam wrażenie, mało mówi o teorii, a wiele o praktyce.
Innymi słowy - książka "medytacja w szkole" jest praktyczna, przekazuje konkretną metodę do zaimplementowania w szkole. Nie ma miejsca na szerokie podłoże historyczne czy teologiczne (to tylko 120 stron), więc dla kogoś niezaznajomionego z tematem może nie mieć po prostu dość argumentów. Książka, z którą ja zaczynałem, była "Modlitwa prowadząca do środka", o. Basila Penningtona - jest to jedna z najważniejszych książek w moim życiu. Wiele mi uporządkowała... no i miała tak ze 300 stron, z czego kilkadziesiąt na temat samych chrześcijańskich korzeni :)
Medytacja ma dla mnie dwa nurty - chrześcijański oraz dalekowschodni. Ponieważ ten drugi jest w obecnych czasach zdecydowanie bardziej widoczny, jakiekolwiek próby mówienia o medytacji chrześcijańskiej automatycznie wywołują skojarzenia z tym drugim nurtem, kojarzą się z zapożyczaniem, z synkretyzmem. A tak nie jest - medytacja chrześcijańska jest naszym własnym dorobkiem, dorobkiem pierwszych wieków chrześcijaństwa, dorobkiem Ojców Pustyni. Niestety, teraz odkrywając ją na nowo, trudno jest się uwolnić od dalekowschodnich skojarzeń.
Konkretnie patrząc już tekst krytycznie: "Książka wprowadza w jedną, sztywną metodę medytacji. Jeden scenariusz. (...) Mantra jest najważniejsza, jak gdyby wypowiadanie jakiegoś choćby „najświętszego” słowa miało moc sprawczą, jakby to słowo było magiczną formułą." - nieprawda. Mantra nie ma mocy sprawczej, co więcej, słowo jest w pewnym sensie "bez znaczenia". Ma służyć tak naprawdę wyłącznie oderwaniu się od myślenia - nie da się oderwać na zasadzie "od teraz nie myślę", potrzebny jest jakiś punkt zaczepienia jako odskocznia i tym jest słowo. Natomiast jest nawet dobrze, gdy przestajemy zwracać na nie uwagę, wracając do niego tylko przy rozproszeniu. Nasz ojciec rekolekcjonista ujął to jako "my wychodzimy na górę, słowo zostaje w dolinie". To jest właśnie taki "niuans", który być może na 120 stronach nie wybrzmiał wyraźnie.
"świeca, miś, krzyż, ikona (nauczyciel wymienia je w tej kolejności!). Czyżby miś był ważniejszy od krzyża?" - Dla mnie to jest trochę dziwny argument się, autorka powtarza też ten zabieg później, przy wymienianiu owoców modlitwy. To tak jakby mówić, że skoro mówimy, "w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego" to Duch jest najmniej ważny... Celem medytacji jest doświadczenie Boga. Wszystko inne to efekt uboczny. I to też jest wyraźnie w nauce medytacji powiedziane...
„Nigdzie [autor] nie wspomina o słuchaniu Boga, o szukaniu Jego woli, o pójściu za Nim, które obejmuje również wymagania skierowane do rozumu i woli człowieka (...)" - bo to, mówiąc wprost, nie do końca ta forma modlitwy. Każda forma modlitwy kładzie nacisk na inne elementy i bardzo się cieszę, że medytacja nie stawia na szukanie, słuchanie, dążenie - medytacja stawia na bycie. I to jest kapitalne. Jestem. Nie muszę biegać, starać się, działać - Bóg Jest. Ja jestem. On mnie podtrzymuje w istnieniu. Modli się we mnie. Jego Wola się spełnia...
"Co prawda autor zaleca nauczycielom: „Nie sugeruj, że medytacja jest jedynym sposobem modlitwy ani że jest jej najlepszym sposobem. Jest wiele sposobów modlitwy i wszystkie one mogą nas doprowadzić do autentycznej komunikacji z Bogiem” (s. 24), ale medytacja jest przedstawiona jako wartość sama w sobie, bez związku z innymi sposobami modlitwy" W opracowaniach o różańcu, Mszy Świętej, modlitwie wstawienniczej, modlitwie uwolnienia, Lectio Divina, też główny nacisk położony jest na owoce tej metody modlitwy, która jest w danym opracowaniu omawiana. Nie wiem, czy w innych książkach, np. na temat różańca, znajdziemy długie pasaże nt. wartości Mszy Świętej, mam wrażenie, że nie o to chodzi. Dla mnie jest oczywistym, że medytacja jest jedną z form, tak samo jak w przypadku ćwiczeń fizycznych - ćwiczymy mięśnie brzucha, mięśnie pleców, rozciągamy się, mamy treningi wytrzymałościowe etc. a każdy człowiek, w Duchu Świętym znajduje swoją własną drogę ćwiczeń. Przetrenowanie brzucha też szkodzi, dlatego jeśli nie czytam Pisma albo nie przyjdę co jakiś czas na Mszę w tygodniu to mocno mi tego brakuje, mimo, że staram się co rano medytować. Inna analogia to jedzenie - potrzebujemy zarówno białek, jak i węglowodanów, jak i tłuszczów. Potrzebujemy do Boga mówić, ale potrzebujemy też odczuć, że nawet jak nie mówimy, to On i tak Jest....
"Skąd przeciwstawienie 'medytacji chrześcijańskiej' oraz 'medytacji myślnej i prowadzonej' (s. 25) – czyżby medytacja myślna lub prowadzona nie mogła być chrześcijańska?" - domyślam się, że autor pierwszego terminu używa po prostu na określenie opisywanej metody, stąd takie zestawienie, nie uważam, że sugeruje ono, że medytacja myślna nie jest chrześcijańska. Natomiast pokazuje to zasadniczy wyróżnik tej medytacji - brak nastawienia na myślenie i prowadzenie.
"Czy jednak rozwiązaniem ma być medytacja, mająca posmak nowości i powołująca się na tradycję, a do tego opatrzona przymiotnikiem „chrześcijańska”?" Nawet jeśli nie rozwiązaniem, to bardzo pięknym i w pełni starochrześcijańskim uzupełnieniem i uruchomieniem w poznawaniu Boga zmysłów, które w świecie zachodnim już dawno odłożyliśmy do lamusa...
Pozdrawiam!
Bartek
Mantra nie ma mocy sprawczej, co więcej, słowo jest w pewnym sensie "bez znaczenia". Ma służyć tak naprawdę wyłącznie oderwaniu się od myślenia - nie da się oderwać na zasadzie "od teraz nie myślę", potrzebny jest jakiś punkt zaczepienia jako odskocznia i tym jest słowo. Natomiast jest nawet dobrze, gdy przestajemy zwracać na nie uwagę, wracając do niego tylko przy rozproszeniu
Otóż to, propagatorzy medytacji argumentują, że jest to modlitwa chrześcijańska, bo używa się w niej słów związanych z chrześcijaństwem. Jednakże wszyscy, któzy omawiają tę technikę powtarzają, to co powiedziałeś powyżej: "słowo jest w pewnym sensie bez znaczenia". Na czym więc polega chrześcijańskość tej formy jesli jest zupełnie obojętne jakiego słowa użyjemy jako mantry? Mogę mówić Jezus, mogę mówić szatan, mogę mówić Allah i tak efekt będzie ten sam, zwłaszcza jak uda mi się oderwać od wszelkich mysli i pojęć, któe włąśnie w modlitwie powiniennem powierzyć Bogu..
Mój główny sprzeciw wobec tzw. medytacji chrześcijańskiej odnosi się do to tej części planów związanych z "zaimplementowaniem w szkole" tej praktyki. Jakim prawem ? Dlaczego wizja oparta o stołek medytacyjny miałaby być sztancą dla milionów dzieci? Tyle troski o uszanowanie inności w postach Pana oraz osób popierających ten rodzaj medytacji . Dlaczego jednak ma to się przekładać na wprowadzenie tego jako OBOWIĄZKU - tak to chyba trzeba rozumieć - w szkołach ?
Myśle, że główny "problem" w zrozumieniu nauczania WCCM polega na tym, że namnożyło się tyle obrazów Boga, które nijak mają się do rzeczywistości/codzienności (Bóg to tajemnica a nie tylko zapchajdziura czy gwarant }katolickiego porządku społecznego").
Żyjemy w XXI wieku gdzie dominuje naukowy, odczarowany obraz świata a nie średniowiecze wypełnione duchami, które tylko czyhają na nasze duszyczki (niski poziom katechezy utrzymuje raczej to drugie, paranoiczne widzenie świata).
Żyjemy też po II wojnie światowej i z tego co wiem to nie szatan latał po Oświęcimiu z karabinem w ręku tylko ludzie ludziom zgotowali ten los. Zamiast straszyć lepiej szukać dróg przemiany, nawrócenia.
Trochę rozsądku;)
Autorka pisze tylko o swoich odczuciach, a z forum znowu toczy się katolicki jad :(
Oto tekst z Jana Kasjana:
W czasie wspólnej modlitwy starzec załamał się jednak na duchu. Spostrzegł bowiem, że z jego serca zniknął gdzieś obraz Boga, ukształtowany na wzór człowieka, który dotąd przywoływał na modlitwie. Wybuchnął więc gorzkim płaczem i z wielkim szlochem rzucił się na ziemię, wołając: »Biada mi biednemu! Zabrali mi mojego Boga! Do kogo mam się teraz zwrócić, kogo uwielbiać, kogo błagać?«” („Rozmowy z ojcami”, t.1, „Rozmowy” 10.3).
Pani Agnieszko bardzo dziękuję za recenzję książki. Z książką zetknęłam się już wcześniej ale nie doczytałam jej do końca. Nie mogłam. Zwątpiłam czy podpisujący imprimatur to czytał i czy jest księdzem katolickim.
Main , Freeman, a za nimi ich naśladowcy w medytacji twierdzą że to jest modlitwa Jezusowa, modlitwa sercem , medytacja chrześcijańska. Tak twierdzą.
Szukałam potwierdzenia w źródłach chrześcijańskich. Bp Siemieniewski bardzo jasno pokazał jak Freeman interpretuje i manipuluje.
Dla mnie bp Siemieniewski jest osobą przejrzystą i wiarygodną. Komu nie pasuje niech szuka innych autorytetów. Bóg wielokrotnie w Piśmie Świętym mówi o odpowiedzialności indywidualnej za podejmowane decyzje i wybory. Wspomniany biskup , podaje konkrety. Odsłania kłamstwo i manipulacje Freemana: (http://www.sluzew.dominikanie.pl/wiara_i_okolice/ audycja z dn 24 05 2012, odpowiedź na zadane z sali pytanie odnośnie medytacji)
Dlaczego chcą koniecznie wciągnąć w medytacje dzieci i młodzież?
Trzy lata temu na temat powyższej medytacji rozmawiałam z jezuitą, który w ten sposób medytował. Zrobił na mnie wrażenie jakbym była zagrożeniem dla jego medytacji. Potem rozmawiałam z osobą, która z nim współpracowała od kilku lat i potwierdziła moje spostrzeżenia. Jak to określiła : od rozpoczęcia medytacji jest ślepo i bezkrytycznie zapatrzony w guru ( Freemana). To co mówił guru było najważniejsze . Dominikanin z Gdańska też medytował tą techniką, doszedł do wniosku że Bóg to pustka a następnie wystąpił z zakonu.
Widzę jak osoby medytujące wg benedyktynów, Freemana i ich uczniów są bardziej skupieni na sobie, bardziej obojętni na otaczające ich życie i nie są zdolni do medytowania Pisma Świętego. To są obserwacje nie tylko moje ale wielu osób nie praktykujących ani medytacji, ani jogi . To widzę i tego doświadczam. To co medytujący opowiadają o medytacji, o swoim rozwoju duchowym itd. to jest jedno, a to jak są odbierani w swoich środowiskach to zupełnie inna sprawa.
Nie zamierzam nikogo do niczego przekonywać. Rozejrzyj się w swoim środowisku, w miejscu pracy, we wspólnocie.
Mogę jedynie zwrócić się do tych co jeszcze nie podjęli medytacji w wyżej podawany sposób żeby rozważnie i bez pośpiechu rozeznawali a póki tego nie zrobią żeby chronili swoje dzieci.
Znajoma była na spotkaniu z Freemanem i początkowo nawet chciała medytować. Gdy rozpoczęła się medytacja doświadczyła przenikliwego zła , ciemności wtedy zaczęła modlić się do Matki Boskiej.
Medytacja transcendentalna, joga , zen - to jest to samo co proponuje Freeman. Tylko że on nazywa to medytacją chrześcijańską, modlitwą serca, modlitwą Jezusową. Nazwa nazwą a technika jest taka sama.
Co do postawy wyprostnej zalecanej w medytacji to polecam , niech każdy sam przekona się na własnej skórze i taką postawę przyjmie. Ciężar ciała przenoszony jest na okolicę genitaliów. Okolica ta jest bardzo dobrze unerwiona i ukrwiona i przy takiej postawie niezależnie od nastawień można mieć pobudzenie dość przyjemne. Przyjemne doznania cielesne, czasem oderwanie od trosk można pomylić z rozwojem duchowym.
Lekarze o zdrowotnych zagrożeniach medytacją :
dsprojekt.ovh.org/drszeluga/files/Artykul%2012.doc
rozmowa z zakonnicą, która przez wiele lat pracowała w Indiach. Wyjaśnia w prosty sposób, co dzieje się z organizmem w czasie jogi czyli medytowania podawanego przez Freemana . Warto wysłuchać.
http://www.radiomaryja.pl/multimedia/porady-pedagoga-i-psychologa-joga-prawda-i-mity/
Jezus mówi o krótkiej modlitwie : Mt 6,7-15
Kto dla mnie jest autorytetem? Czy w życiu chcę kierować się rozumem czy bezrefleksyjnie wierzyć osobom, których intencji nie znam?
Pani Agnieszko bardzo dziękuję za recenzję książki. Z książką zetknęłam się już wcześniej ale nie doczytałam jej do końca. Nie mogłam. Zwątpiłam czy podpisujący imprimatur to czytał i czy jest księdzem katolickim.
Main , Freeman, a za nimi ich naśladowcy w medytacji twierdzą że to jest modlitwa Jezusowa, modlitwa sercem , medytacja chrześcijańska. Tak twierdzą.
Szukałam potwierdzenia w źródłach chrześcijańskich. Bp Siemieniewski bardzo jasno pokazał jak Freeman interpretuje i manipuluje.
Dla mnie bp Siemieniewski jest osobą przejrzystą i wiarygodną. Komu nie pasuje niech szuka innych autorytetów. Bóg wielokrotnie w Piśmie Świętym mówi o odpowiedzialności indywidualnej za podejmowane decyzje i wybory. Wspomniany biskup , podaje konkrety. Odsłania kłamstwo i manipulacje Freemana: (http://www.sluzew.dominikanie.pl/wiara_i_okolice/ audycja z dn 24 05 2012, odpowiedź na zadane z sali pytanie odnośnie medytacji)
Dlaczego chcą koniecznie wciągnąć w medytacje dzieci i młodzież?
Trzy lata temu na temat powyższej medytacji rozmawiałam z jezuitą, który w ten sposób medytował. Zrobił na mnie wrażenie jakbym była zagrożeniem dla jego medytacji. Potem rozmawiałam z osobą, która z nim współpracowała od kilku lat i potwierdziła moje spostrzeżenia. Jak to określiła : od rozpoczęcia medytacji jest ślepo i bezkrytycznie zapatrzony w guru ( Freemana). To co mówił guru było najważniejsze . Dominikanin z Gdańska też medytował tą techniką, doszedł do wniosku że Bóg to pustka a następnie wystąpił z zakonu.
Widzę jak osoby medytujące wg benedyktynów, Freemana i ich uczniów są bardziej skupieni na sobie, bardziej obojętni na otaczające ich życie i nie są zdolni do medytowania Pisma Świętego. To są obserwacje nie tylko moje ale wielu osób nie praktykujących ani medytacji, ani jogi . To widzę i tego doświadczam. To co medytujący opowiadają o medytacji, o swoim rozwoju duchowym itd. to jest jedno, a to jak są odbierani w swoich środowiskach to zupełnie inna sprawa.
Nie zamierzam nikogo do niczego przekonywać. Rozejrzyj się w swoim środowisku, w miejscu pracy, we wspólnocie.
Mogę jedynie zwrócić się do tych co jeszcze nie podjęli medytacji w wyżej podawany sposób żeby rozważnie i bez pośpiechu rozeznawali a póki tego nie zrobią żeby chronili swoje dzieci.
Znajoma była na spotkaniu z Freemanem i początkowo nawet chciała medytować. Gdy rozpoczęła się medytacja doświadczyła przenikliwego zła , ciemności wtedy zaczęła modlić się do Matki Boskiej.
Medytacja transcendentalna, joga , zen - to jest to samo co proponuje Freeman. Tylko że on nazywa to medytacją chrześcijańską, modlitwą serca, modlitwą Jezusową. Nazwa nazwą a technika jest taka sama.
Co do postawy wyprostnej zalecanej w medytacji to polecam , niech każdy sam przekona się na własnej skórze i taką postawę przyjmie. Ciężar ciała przenoszony jest na okolicę genitaliów. Okolica ta jest bardzo dobrze unerwiona i ukrwiona i przy takiej postawie niezależnie od nastawień można mieć pobudzenie dość przyjemne. Przyjemne doznania cielesne, czasem oderwanie od trosk można pomylić z rozwojem duchowym.
Lekarze o zdrowotnych zagrożeniach medytacją :
dsprojekt.ovh.org/drszeluga/files/Artykul%2012.doc
rozmowa z zakonnicą, która przez wiele lat pracowała w Indiach. Wyjaśnia w prosty sposób, co dzieje się z organizmem w czasie jogi czyli medytowania podawanego przez Freemana . Warto wysłuchać.
http://www.radiomaryja.pl/multimedia/porady-pedagoga-i-psychologa-joga-prawda-i-mity/
Jezus mówi o krótkiej modlitwie : Mt 6,7-15
Kto dla mnie jest autorytetem? Czy w życiu chcę kierować się rozumem czy bezrefleksyjnie wierzyć osobom, których intencji nie znam?
Pani Agnieszko bardzo dziękuję za recenzję książki. Z książką zetknęłam się już wcześniej ale nie doczytałam jej do końca. Nie mogłam. Zwątpiłam czy podpisujący imprimatur to czytał i czy jest księdzem katolickim.
Main , Freeman, a za nimi ich naśladowcy w medytacji twierdzą że to jest modlitwa Jezusowa, modlitwa sercem , medytacja chrześcijańska. Tak twierdzą.
Szukałam potwierdzenia w źródłach chrześcijańskich. Bp Siemieniewski bardzo jasno pokazał jak Freeman interpretuje i manipuluje.
Dla mnie bp Siemieniewski jest osobą przejrzystą i wiarygodną. Komu nie pasuje niech szuka innych autorytetów. Bóg wielokrotnie w Piśmie Świętym mówi o odpowiedzialności indywidualnej za podejmowane decyzje i wybory. Wspomniany biskup , podaje konkrety. Odsłania kłamstwo i manipulacje Freemana: (http://www.sluzew.dominikanie.pl/wiara_i_okolice/ audycja z dn 24 05 2012, odpowiedź na zadane z sali pytanie odnośnie medytacji)
Dlaczego chcą koniecznie wciągnąć w medytacje dzieci i młodzież?
Trzy lata temu na temat powyższej medytacji rozmawiałam z jezuitą, który w ten sposób medytował. Zrobił na mnie wrażenie jakbym była zagrożeniem dla jego medytacji. Potem rozmawiałam z osobą, która z nim współpracowała od kilku lat i potwierdziła moje spostrzeżenia. Jak to określiła : od rozpoczęcia medytacji jest ślepo i bezkrytycznie zapatrzony w guru ( Freemana). To co mówił guru było najważniejsze . Dominikanin z Gdańska też medytował tą techniką, doszedł do wniosku że Bóg to pustka a następnie wystąpił z zakonu.
Widzę jak osoby medytujące wg benedyktynów, Freemana i ich uczniów są bardziej skupieni na sobie, bardziej obojętni na otaczające ich życie i nie są zdolni do medytowania Pisma Świętego. To są obserwacje nie tylko moje ale wielu osób nie praktykujących ani medytacji, ani jogi . To widzę i tego doświadczam. To co medytujący opowiadają o medytacji, o swoim rozwoju duchowym itd. to jest jedno, a to jak są odbierani w swoich środowiskach to zupełnie inna sprawa.
Nie zamierzam nikogo do niczego przekonywać. Rozejrzyj się w swoim środowisku, w miejscu pracy, we wspólnocie.
Mogę jedynie zwrócić się do tych co jeszcze nie podjęli medytacji w wyżej podawany sposób żeby rozważnie i bez pośpiechu rozeznawali a póki tego nie zrobią żeby chronili swoje dzieci.
Znajoma była na spotkaniu z Freemanem i początkowo nawet chciała medytować. Gdy rozpoczęła się medytacja doświadczyła przenikliwego zła , ciemności wtedy zaczęła modlić się do Matki Boskiej.
Medytacja transcendentalna, joga , zen - to jest to samo co proponuje Freeman. Tylko że on nazywa to medytacją chrześcijańską, modlitwą serca, modlitwą Jezusową. Nazwa nazwą a technika jest taka sama.
Co do postawy wyprostnej zalecanej w medytacji to polecam , niech każdy sam przekona się na własnej skórze i taką postawę przyjmie. Ciężar ciała przenoszony jest na okolicę genitaliów. Okolica ta jest bardzo dobrze unerwiona i ukrwiona i przy takiej postawie niezależnie od nastawień można mieć pobudzenie dość przyjemne. Przyjemne doznania cielesne, czasem oderwanie od trosk można pomylić z rozwojem duchowym.
Lekarze o zdrowotnych zagrożeniach medytacją :
dsprojekt.ovh.org/drszeluga/files/Artykul%2012.doc
rozmowa z zakonnicą, która przez wiele lat pracowała w Indiach. Wyjaśnia w prosty sposób, co dzieje się z organizmem w czasie jogi czyli medytowania podawanego przez Freemana . Warto wysłuchać.
http://www.radiomaryja.pl/multimedia/porady-pedagoga-i-psychologa-joga-prawda-i-mity/
Jezus mówi o krótkiej modlitwie : Mt 6,7-15
Kto dla mnie jest autorytetem? Czy w życiu chcę kierować się rozumem czy bezrefleksyjnie wierzyć osobom, których intencji nie znam?
Nie zrównuję medytacji chrześcijańskiej z buddyjską, (nieuważnie czytasz moje posty), widzę tylko pewne podobieństwa (być może ograniczające się do podobnych odczuć natury neurofizjologicznej). Nie piszę nic ponad to. Kwestię tego co dzieje się w jednej i drugiej medytacji na poziomie duchowym pozostawiam otwartą - po prostu nie wiem. I tyle.
Z deklaracji soborowej nostrae aetate
(już zresztą cytowanej w tym wątku)
O hinduiźmie:
Tak więc w hinduizmie ludzie badają i wyrażają boską tajemnicę poprzez niezmierną obfitość mitów i wnikliwe koncepcje filozoficzne, a wyzwolenia z udręk naszego losu szukają albo w różnych formach życia ascetycznego, albo w głębokiej medytacji, albo w uciekaniu się do Boga z miłością i ufnością.
O buddyźmie:
Buddyzm, w różnych swych formach, uznaje całkowitą niewystarczalność tego zmiennego świata i naucza sposobów, którymi ludzie w duchu pobożności i ufności mogliby albo osiągnąć stan doskonałego wyzwolenia, albo dojść, czy to o własnych siłach, czy z wyższą pomocą, do najwyższego oświecenia.
o stosunku Kościoła do innych religii (w tym do buddyzmu i hinduizmu:
Kościół katolicki nic nie odrzuca z tego, co w religiach owych prawdziwe jest i święte. Ze szczerym szacunkiem odnosi się do owych sposobów działania i życia, do owych nakazów i doktryn, które chociaż w wielu wypadkach różnią się od zasad przez niego wyznawanych i głoszonych, nierzadko jednak odbijają promień owej Prawdy, która oświeca wszystkich ludzi.
A teraz pytanie do Ciebie.
- co wg. Ciebie w hinduiźmie i buddyźmie jest prawdziwe i święte, co wyraża boską tajemnicę ?
- do czego w tych religiach odnosi się sformulowanie: odbijają promień Prawdy, która oświeca wszyskich ludzi.
Jestem bardzo ciekawa Twojej odpowiedzi.
CZEKAM NA ODPOWIEDŹ!!
Jezus pyta i Ciebie: Czy mnie miłujesz?
Czekam.
To chyba normalne, że jak kogos zapraszamy na kawę to nie stawiamy mu piwa tylko kawę.
Jest jakieś niesamowite zacietrzewienie w zwalczaniu medytacji, a przecież (jak jej nie zwał) jest ona sercem Koscioła Prawosławnego, to nieco zmodyfikowana modlitwa Jezusowa. To, że wccm dodaje komentarze psychologiczne przyczynia sie jedynie do łatwiejszej akceptacji tej modlitwy przez niewierzących.
To własnie nauczanie doktryny zniechęca ludzi do Koscioła, ludzie szukają Boga a nie doktryny. Doktryna jest ważna, ale ma charakter pomocniczy, chyba juz dość ludzi zapłaciło najwyższą cenę za obronę doktryny.