Odmierzą nam taka samą miarą, jaką my mierzymy. Inkwizytorom też.
Co i rusz wpadają ostatnio w moje oczy i uszy słowa Jezusa z Jego mowy pożegnalnej: „Miłujcie się wzajemnie jak ja was umiłowałem”. Nie wiem: tak często pojawiają się ostatnio w liturgii? A może to kwestia mojej pracy i ciągłego przygotowywania tekstów na przyszłość? W każdym razie mam wrażenie, że tę prośbę, nakaz, słyszę ostatnio bardzo często. I dociera do mnie wyraźniej niż do tej pory, że w tym przykazaniu, „nowym przykazaniu” – jak mówi sam Jezus – nie chodzi o miłość do „wszystkich”, jak w znanym skądinąd przykazaniu miłości Boga i bliźniego. Jezus mówi o miłości „wzajemnej”, która ma być dla innych znakiem rozpoznawczym chrześcijan; mówi o miłości we wspólnocie Kościoła. To jego mocny apel, to, zważywszy kiedy to mówi, Jego ostatnia wola. „Miłujcie się wzajemnie jak ja was umiłowałem”.
I nie umiem tych słów Jezusa nie skonfrontować z tym, co dzieje się dziś w naszej, polskiej wspólnocie wierzących. Nie, nie chodzi mi o to, że w swojej masie nie tworzymy braterskiej wspólnoty. Byłoby wiarą w utopię oczekiwać, że wielkie rzesze wierzących mogą funkcjonować jak rodzina czy mała grupa przyjaciół. Chodzi o wszechobecną wśród nas postawę... Nawet nie krytykowania współbraci, ale wręcz odsądzania ich od czci i wiary. To jest po chrześcijańsku?
Często rzekomo w imię prawowierności oczywiście. I o ile na rozmowy w gronie znajomych, przyjaciół, można machnąć ręką, to już publiczne, w mediach, także społecznościowych, tego rodzaju krytykowanie współbraci, jest już chyba gorszeniem, nie tak? Mają ludzie, wedle zamysłu Jezusa, mówić o chrześcijanach „patrzcie, jak oni się miłują”. A patrząc na to mogą z pogardą powiedzieć: „patrzcie, jak oni się żrą”.
Tropi się więc nieprawowierność. To przysparza poklasku, popularności, rozpoznawalności, co przekłada się też w mediach społecznościowych na zasięgi. A że tej nieprawowierności często nie widać, trzeba się jej domyślić. Inaczej wielbiciele odejdą. Dlatego trzeba nieraz dokonać „pogłębionej egzegezy” takiej czy innej wypowiedzi, tak czy inaczej zinterpretować postawę. Nigdy po to, żeby bronić. Zawsze żeby oskarżyć. A że czasem powtórzy się niepochlebną i nie sprawdzoną plotkę albo podzieli swoimi podejrzeniami nie mającymi wiele wspólnego z prawdą, w czym problem? Przecież bronimy świętej prawowierności....
Nie chcę tych osób czy środowisk wskazywać palcem. Chcę tylko zwrócić uwagę, że to nie jest po chrześcijańsku. Nijak ma się do przykazania miłości wzajemnej. Tak, „miłość” to pojęcie tak szeroko-ogólne, że nawet takie kopanie braci w wierze – w imię prawowierności oczywiście – też można nazywać miłością. Tylko wystarczyłoby użyć zasady, o której mówił Jezus: by czynić ludziom to, tylko to, czego sami chcielibyśmy doświadczyć od innych. No ale takie „drobiazgi”, gdy broni się prawowierności dbać widać nie trzeba. A gdy do tego – przepraszam, wredne to, ale nie wskazuję nikogo konkretnie – w tle jest troska o popularność, przekładająca się na wpływy z różnych donacji czy reklam...
W co grają ludzie? - pytał we wczorajszym komentarzu ks. Włodzimierz Lewandowski. No właśnie. W co gramy? Opamiętajmy się. Potraktujmy na serio wezwanie do miłości wzajemnej na wzór Chrystusa, który za nas oddał życie. Bo aż ciarki człowieka przechodzą, gdy przypomni sobie, kogo Pismo nazywa oskarżycielem braci...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Najlepiej nadają się owczarki holenderskie i belgijskie malinois.