Przed samotnością uciekają do kościoła

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 22.06.2006 12:29

Polscy emigranci zmagają się z adaptacją do miejscowych warunków, nieraz szukają wsparcia czy dobrego słowa duszpasterzy i umocnienia w wierze - w Gazecie Wyborczej pisze z Dublina dominikanin Marcin Lisak.

Wyznawanie wiary w historycznie katolickiej Irlandii nie jest obecnie łatwe, zwłaszcza w Dublinie. To zatłoczone, wielokulturowe miasto biznesu i wielki plac budowy. Na modlitwę, a co dopiero obecność na mszy wielu pracującym brakuje czasu. Miejscowi raczej nie wspierają religijnych zachowań, gdyż sami w przeważającej mierze utracili kontakt z Kościołem. Polacy nieraz muszą bronić swej wiary i zaufania do katolicyzmu, zwłaszcza kiedy od średniego pokolenia Irlandczyków słyszą pełne żalu, rozgoryczenia czy potępienia słowa o karygodnych nadużyciach irlandzkich duchownych i przemożnym dawniej wpływie Kościoła na politykę i prawodawstwo. Młode pokolenie dodaje do tego wizerunku swój chłód i obojętność wobec słabo znanego im Kościoła. W takiej sytuacji potrzeba wiele determinacji i gotowości do niełatwego świadectwa swojej religijnej przynależności. Jednak frekwencja na mszach dla Polaków, jeśli ją porównać z przypuszczalną liczbą emigrantów znad Wisły w Dublinie, jest dość mała. Może tu mieszkać około 100 tys. Polaków. Tym czasem nie wydaje mi się, żeby liczba uczestników polskich nabożeństw w dwóch kościołach przekraczała 3-4 tys. w niedzielę. Część Polaków chodzi pewnie do irlandzkich parafii, ale raczej nie jest ich wielu. Czy oznacza to, że polska pobożność rozbija się o irlandzkie klify? Może to typowy proces w przypadku rozwiniętej i bogatej społeczności. Wiara przestaje być elementem tożsamości narodowej czy tradycji rodzinnej, a jej podtrzymywanie wynikiem presji społecznej. Staje się raczej konkretną i wymagającą codzienną decyzją. Wyraźnie widać, że ci, którzy przychodzą do kościoła, dokonują świadomego wyboru. Biorą odpowiedzialność za liturgię, oprawę muzyczną, organizowanie spotkań. To właśnie z inicjatywy Polaków modliliśmy się w dominikańskim kościele z Irlandczykami i Słowakami w rocznicę śmierci Jana Pawła II czy w wigilię Zesłania Ducha Świętego. Uczestnicy naszych dominikańskich mszy w języku polskim są też żywym przykładem przekroczenia klerykalizacji kościelnego życia, dość silnie obejmującej Kościół w Polsce. Wierni sami zbierają tacę, przekazują sobie koszyk z rąk do rąk, pomagają kapłanom w rozdawaniu komunii świętej, przez co możliwe jest jej udzielanie wszystkim pod dwiema postaciami, zamykają kościół czy prowadzą rozważania Drogi Krzyżowej w Wielkim Poście. Okazuje się, że kapłan może skoncentrować się wtedy na swoich zadaniach. Nie musi wszystkiego kontrolować ani wykonywać w kościele. Ta obserwacja wskazuje, że Polacy szybko się uczą, dostosowują do nowych warunków i potrafią aktywnie w nich funkcjonować. Spotkani przez ze mnie Irlandczycy chwalą ich za pracowitość, punktualność i sumienność w pracy. To ciekawe, że chyba nie jest łatwo podobne cechy zobaczyć nad Wisłą.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 3 z 3 Następna strona Ostatnia strona