Pobici zwycięzcy
Młodziutki Jan Druć, którego do ZOMO skierowano w ramach zastępczej służby wojskowej, odmówił zaatakowania górników. Rzucił dowódcom w twarz prorocze zdanie, że w tym miejscu powinien stanąć pomnik ku czci obrońców. Trafił za to przed sąd, a później do karnej kompanii.

Pobici zwycięzcy

Brak komentarzy: 0

Przemysław Kucharczak (Gość Niedzielny, grudzień 2006)

publikacja 16.12.2010 12:16

Mężczyźni leżeli w kałużach zmieszanej, ciepłej krwi. Krwią ociekały ściany i meble. – Nigdy tego widoku nie zapomnę – mówi Barbara Jośko, pielęgniarka. 16 grudnia przed 25 laty pracowała jak w szalonym transie, żeby przynajmniej zatamować krew, która tryskała z przestrzelonych ciał górników z kopalni „Wujek”.

Się podrapał?
ZOMO nie wpuszczało jednak do kopalni karetek pogotowia. Pani doktor Wende pobiegła prosić dowódcę, żeby na to pozwolił. Za nią szli Basia Jośko i Staszek Staroszyński, pielęgniarze. „Boję się, strzelali do tamtych, strzelą i do nas” – szeptała Basia Staroszyńskiemu.

W końcu jednak skuliła się za jego plecami i poszła. – Po tym, co widziałam w punkcie opatrunkowym, spodziewałam się po zomowcach najgorszego. Po drodze oni głośno się z nas nabijali. Sprawiali wrażenie naćpanych albo przynajmniej pijanych – wspomina.

Skończyło się na tym, że górnicy nosili rannych do miejsca, z którego mogły ich zabrać karetki. Jednak to nie był koniec cierpień.

Sceny, których był świadkiem Płatek przy opuszczaniu kopalni, do dzisiaj wracają mu w sennych koszmarach. Zomowcy zatrzymali karetkę, w której siedział. – Obok mnie leżał na noszach kolega Zbigniew Wójcik, ranny zdaje się w łokieć. Wywlekli go z karetki za nogi, nie za nosze, w śnieg – mówi.
Płatka, jako jednego z przywódców strajku, zomowcy zaprowadzili do pułkownika milicji. – Miał zatkniętą za pas zgiętą w pół długą pałę szturmową.

Na mój widok wyjął ją i jej końcówką zrzucił ze mnie panterkę, którą miałem zarzuconą na ramię. Popatrzył na moją ranę i szyderczo rzucił: „Co to się stało? Się podrapał?”. I widzę, że tą pałą bierze zamach. I że chce mnie pałować na tych torach – wspomina.

W tej chwili między górnika a pułkownika milicji wkroczył człowiek w wojskowym płaszczu. „Ten człowiek należy do mnie!” – rzucił w twarz pułkownikowi.

– To był lekarz wojskowy. Miał dystynkcje podporucznika. Obejrzał mi ranę i wsadził mnie znów do karetki. Dwóch milicjantów przyglądało się mojej operacji. Pewnie po to, żeby odebrać pocisk, który ze mnie wyjęli – przypuszcza Płatek. Prawie wszystkie wystrzelone na „Wujku” kule, które mogły być dowodem w sprawie, zaginęły.

Po latach Stanisław znów zobaczył tego pułkownika, który zamierzał się na niego pałką. – Rozpoznałem w nim dowódcę ZOMO, pułkownika Wilczyńskiego – mówi.

oceń artykuł Pobieranie..

Reklama

Reklama