Mężczyźni leżeli w kałużach zmieszanej, ciepłej krwi. Krwią ociekały ściany i meble. – Nigdy tego widoku nie zapomnę – mówi Barbara Jośko, pielęgniarka. 16 grudnia przed 25 laty pracowała jak w szalonym transie, żeby przynajmniej zatamować krew, która tryskała z przestrzelonych ciał górników z kopalni „Wujek”.
Uczciwy zomowiec
Tymczasem czołgi rozgniatały barykady. Jeden z czołgów sam zawiesił się na barykadzie.
Choć górnicy tego nie wiedzieli, także wśród zomowców czasem zdarzali się uczciwi ludzie. Młodziutki Jan Druć, którego do ZOMO skierowano w ramach zastępczej służby wojskowej, odmówił zaatakowania górników. Rzucił dowódcom w twarz prorocze zdanie, że w tym miejscu powinien stanąć pomnik ku czci obrońców. Trafił za to przed sąd, a później do karnej kompanii.
Górnicy byli górą na wszystkich odcinkach obrony. Ataki i kontrataki powtarzały się.
Nagle górnicy zaczęli się przewracać. – Pewnie zomowcy celnie odrzucają nasze śruby – przemknęło górnikom przez myśl w pierwszym momencie.
– W podnoszących się oparach zobaczyłem, że jakiś górnik upadł – wspomina Stanisław Płatek. – Podbiegłem do niego. Ale nie zdążyłem go podnieść, nawet się nie przyjrzałem, kto to jest. W chwili, kiedy się nad nim nachylałem, poczułem silne szarpnięcie w ramię. Myślę: dostałem petardą. Odskoczyłem z powrotem za róg kotłowni. A tam moi koledzy mówią: „Stasiek, krew ci cieknie z rękawa!”.
Kula, która trafiła Płatka, o milimetry minęła tętnicę. Dlatego przeżył. – Wtedy widziałem po raz ostatni Józka Czekalskiego w okienku kotłowni. Wołałem: „schodźcie na dół, strzelają ostrą amunicją!” – mówi.
Chwilę później jednak Józek Czekalski dostał w pierś śmiertelny postrzał. Napastnicy kosili górników jak łan zboża, choć dzieliła ich od nich wtedy duża odległość. Strzelali więc na zimno, a nie w sytuacji zagrożenia. Niektórzy górnicy dostawali nawet postrzały w plecy. Zginęło ich dziewięciu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.