Podczas nauki lekcji historii w szkole często uczono mnie o władcach despotach, tyranach, którzy wykorzystywali władzę dla swojej tylko korzyści. Rzadziej uczono o władcach, którzy potrafili powściągnąć swoje pragnienie szukania swego i służyli swoim poddanym, przyczyniając się do ich dobrobytu i w miarę stabilnego rozwoju. Ciągle towarzyszy mi pytanie: Czy to od czasu rewolucji francuskiej, kiedy wyrżnięto ostatnich monarchów, nastąpił dziwny zwrot w historii, że władca demokratyczny jest zawsze nieskazitelny, nie szukający swojej korzyści zawsze działający dla dobra poddanych. Taki jowialny "ojciec" narodu np. Stalin.
Ciągle towarzyszy mi pytanie: Czy to od czasu rewolucji francuskiej, kiedy wyrżnięto ostatnich monarchów, nastąpił dziwny zwrot w historii, że władca demokratyczny jest zawsze nieskazitelny, nie szukający swojej korzyści zawsze działający dla dobra poddanych. Taki jowialny "ojciec" narodu np. Stalin.
A propos - podszywanie się pod arystokracje to także chamstwo najczystszej wody