Naprawdę warto było ruszyć w drogę.
Wiele nie trzeba. Czasem wiele nie trzeba: korek, deszcz krzyżujący plany, marudzący współtowarzysz.
Uczyć się (Bożego!) świata mozolnie, poddać się dyscyplinie, rozpoznawać to, co jest.
Może nie teraz, nie od razu. I może niekoniecznie my. Ale dzieje się. Uobecnia. Wśród nas, w naszej obecności.
Bierz się do roboty, wypłyń na głębię, odpoczniemy w niebie, …mamy kwitnąć, ech!
Modlitwa musi rozpoczynać się takiego skupienia. Nie jest ono łatwe. Jak mało go w sobie mamy, spostrzegamy dopiero wtedy, gdy się o nie staramy. Jak tylko próbujemy się uspokoić, nachodzi nas prawdziwy niepokój.
Wakacyjny odpoczynek to okazja do refleksji nad pięknem, szczególnie w dzień Pański.
Kościół jako wspólnota uczniów w drodze wciąż potrzebuje powracać do swojego założyciela, mistrza i nauczyciela – Jezusa.
Nie wiedzieć czemu czasami wydaje się nam, że tak wiele możemy.
Po raz pierwszy w historii Kościoła nienarodzone dziecko będzie wyniesione na ołtarze jako męczennik za wiarę.