Pan Bóg posyła do nas księży nie po to, żeby przez całe życie walili głową w mur, albo jeszcze lepiej, żeby zjedli zęby na naszej obojętności. W końcu nie wszyscy mają uzębienie tak twarde jak Luis Suárez ;)
Jestem człowiekiem bardzo praktycznym. I z tego punktu widzenia zastanawiam się, o co właściwie chodzi w dorocznym sporze między zwolennikami dyni i znicza.
Dziś w mediach – szczególnie tych z lewej strony – ciekawa informacja. Otóż w Krakowie dwóch panów zorganizowało uroczystość na kształt ślubu z weselem.
Przedświąteczny pośpiech i krzątanina też świadczą o tym, że jesteśmy przejęci tym, co się za chwilę ma się wydarzyć.
Trochę mnie niepokoi sytuacja, w której dopiero co wybranego prezydenta podchodzi się ze zbyt dużą dozą hurraoptymizmu.
Choć zapłodnienie pozaustrojowe jest uregulowane prawnie i refundowane, to moralnie i tak nie jest to żaden wybór dla katolika.
W balansowaniu między młotem a kowadłem katoliccy politycy potrzebują wsparcia proroków.
A co dopiero innych przyjemności...
Pół wieku temu Kościół przyjął deklarację, która miała być fundamentem zgody pomiędzy wyznawcami różnych religii.
Choć mróz ciągle daje w kość, to w polityce znów gorąco. Klimat tropikalny. Niemal jak w San Escobar - można powiedzieć.