Za priorytetowe dla Kościoła w Polsce, uważam systematyczne pogłębianie wiary w naszym narodzie poprzez nauczanie i formowanie sumień – mówi w wywiadzie dla KAI abp Józef Kowalczyk. Prymas Polski dodaje, że „koniecznym jest zaangażowanie się wierzących w sprawy publiczne – zarówno na poziomie narodowym jak i europejskim”. Ostrzega przy tym przed uwikłaniem Kościoła w grę polityczną.
KAI: A co budzi największy niepokój Księdza Prymasa, jeśli chodzi o Kościół w Polsce i jego przyszłość?
- Mój niepokój budzi troska o to, by Kościół nie dał się zdominować gospodarce rynkowej, która sprzyja laicyzacji i hołduje zasadzie „więcej mieć niż bardziej być”. To sprawia, że w ludziach słabnie wrażliwość sumienia na wartości etyczne i ich respektowanie w życiu osobistym i społecznym, a sam człowiek zaczyna żyć tak, jakby Boga nie było. Zaniedbania w formacji duchowej sprawiają, że człowiek ogranicza się w swoich aspiracjach i dążeniach do osiągnięcia sukcesu – i to za wszelką cenę. Ulega również pokusie, by postawić siebie – stworzenie – w miejsce Boga Stwórcy. Jakiekolwiek odkrycia w dziedzinie fizyki, medycyny itp. są jedynie odkryciem tego, co już istniało od niepamiętnych czasów, a nie stwarzaniem czegoś nowego. Trzeba więc nieustannie pracować nad pokorą własnego serca, by te nowe odkrycia pogłębiały w człowieku świadomość faktu, że jest on jedynie odkrywcą i jak wielki jest Ten, który te dzieła stworzył. Postęp powinien zatem pomnażać wiarę, a nie ją redukować. To jest ważny obszar duszpasterskiej troski Kościoła.
KAI: Abp Stanisław Budzik mówił w niedawnym wywiadzie dla KAI, że dużym niebezpieczeństwem na dziś jest polityka wdzierająca się do Kościoła i generująca podziały w jego łonie. Jak do tej kwestii podchodzi Ksiądz Prymas?
- Na Kościół w Polsce zbyt często patrzy się jak na partię polityczną albo odgórnie zarządzaną instytucję państwową. Tymczasem Kościół ma zupełnie inną naturę, łączy ludzi na fundamencie wiary i ewangelicznego przesłania. Sobór Watykański II i całe posoborowe nauczanie jasno wskazują na rozdział Kościoła i państwa jako na najwłaściwszy model ich wzajemnego współżycia; winny one być autonomiczne w swoich dziedzinach. Oczywiście, że Kościół i państwo powinny ze sobą współdziałać dla dobra człowieka w tych przestrzeniach, które są im wspólne. Kościół katolicki gotów jest współpracować z wszystkimi ludźmi dobrej woli w służbie człowiekowi i budowie pokoju – zapewniał niejednokrotnie Ojciec Święty Benedykt XVI członków korpusu dyplomatycznego akredytowanego przy Watykanie. Kościół wychowuje do poprawnych postaw etycznych, kształtuje ludzi sumienia, a ci winni być wszędzie – w każdej strukturze – także państwowej. Struktury państwa muszą tworzyć profesjonaliści w tej dziedzinie, którzy poprzez uprawianie uczciwej polityki, zapewnią ludziom godne życie, będą szanowali ich prawa i stawiali wymagania wspierając ich rozwój.
Z bólem stwierdzam: im większe w przeszłości wołanie o to, tym większą można było zaobserwować nieudolność w zmierzeniu się z trudnościami organizacyjnymi lub ekonomicznymi. To nie Kościół próbował czy też nadal próbuje opanować struktury państwa. To politycy, pośrednio lub bezpośrednio, wciągają w swoją grę Kościół, by tak łatwiej osiągnąć swoje cele, upolityczniając równocześnie sam Kościół.
KAI: Z okazji rocznicy pontyfikatu Jana Pawła II Ksiądz Prymas apelował: „Nie przystosowujmy się do ducha tego świata i nie posługujmy się językiem ludzkich sporów i nienawiści, oskarżając jedni drugich!”. Proszę o rozwinięcie tej myśli.
- Zauważalna jest w języku polskich polityków, zwłaszcza w ostatnich latach, degradacja ich języka. Wulgaryzm niekiedy stał się sposobem wyrażania emocjonalnej polemiki sił partyjnych, czy poszczególnych osób. Zamiast merytorycznej dyskusji oraz racjonalnej i przekonywującej argumentacji, słyszy się często emocjonalne, a nawet wulgarne słowa – tym mocniejsze, im bardziej brak argumentów rzeczowych. Czyni się to w przekonaniu, że tą drogą osiągnie się przewagę nad przeciwnikiem, upokarzając go, a czasem obrażając jego ludzką godność. Jest to tym bardziej bolesne, że takim językiem posługują się politycy przynależący do partii politycznych, które odwołują się do wartości chrześcijańskich i przykazania miłości bliźniego oraz deklarują zaangażowanie na rzecz poszanowania godności każdej osoby ludzkiej. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na język Prymasa Tysiąclecia czy błogosławionego Jana Pawła II, kiedy podejmowali oni polemikę słowną z osobami czy siłami politycznymi, które zwalczały Kościół. Tam nie było niegodziwego języka, ale była moc rzeczowej argumentacji.
Dbajmy o kulturę języka – także politycznego, bo to świadczy o naszej kulturze ludzkiej, o naszym humanizmie.
„Będziemy działać w celu ochrony naszych interesów gospodarczych”.
Propozycja amerykańskiego przywódcy spotkała się ze zdecydowaną krytyką.
Strona cywilna domagała się kary śmierci dla wszystkich oskarżonych.
Franciszek przestrzegł, że może ona też być zagrożeniem dla ludzkiej godności.
Dyrektor UNAIDS zauważył, że do 2029 r. liczba nowych infekcji może osiągnąć 8,7 mln.