Użycie siły było ostatnim argumentem, jakim dysponowała jeszcze "władza ludowa" w konfrontacji ze społeczeństwem w imię obrony socjalizmu i sowieckiej dominacji nad Polską.
Od pierwszych godzin stanu wojennego trwały aresztowania działaczy „Solidarności”, które w oficjalnych dokumentach i w reżimowej propagandzie określano jako „internowanie”. W ciągu pierwszych 10 dni uwięziono 5179 osób, które umieszczono w specjalnie wydzielonych więzieniach. Tylko nieliczni, najczęściej naukowcy, dziennikarze lub artyści, a także działacze opozycji, wyróżnieni przez bezpiekę, trafili do ośrodków wczasowych ministerstwa spraw wewnętrznych, przekształconych w „ośrodki dla internowanych”. Niezależnie od tej akcji trwały również aresztowania tych wszystkich, którzy odważyli się protestować lub organizować strajki.
Bezsilny opór
„Solidarność” nie doceniła przeciwnika i nie przygotowała się na wypadek wprowadzenia stanu wojennego. Jej władze spodziewały się raczej przewlekłego kryzysu niż użycia siły. Lekceważono ostrzeżenia, nawet pierwsze wiadomości o ruchach wojsk i wyłączeniu telefonów, które dotarły do przywódców Związku, nie wzbudziły szczególnego niepokoju. Większość członków Komisji Krajowej „Solidarności”, przybyłych na obrady w Gdańsku, pozwoliła się bez oporu wygarnąć w nocy z trójmiejskich hoteli. Lech Wałęsa, zabrany z domu, został na wiele miesięcy pozbawiony możliwości kontaktu z działaczami Związku.
Komuniści najbardziej obawiali się demonstracji ulicznych i starć z siłami bezpieczeństwa. Szczególnie nie byli pewni postawy żołnierzy w sytuacji, gdyby kazano im użyć broni przeciwko tłumom cywilów. Ale „Solidarność” wierzyła w siłę strajków okupacyjnych, więc opór najczęściej ograniczał się do przerywania pracy i okupowania zakładów. Ponieważ jednak nie działały telefony i poszczególne załogi nie wiedziały, czy inni też strajkują, w wielu miejscach do strajku nie przystąpiono lub przerwano go po kilku godzinach. Strajkujące zakłady milicja i wojsko otoczyły ścisłym kordonem, a następnie pacyfikowały jeden po drugim. Do forsowania zamkniętych bram używano czołgów, następnie oddziały milicji i ZOMO wkraczały do środka i zmuszały strajkujących do opuszczenia zakładu, a przywódcy strajku i stawiający opór byli wyłapywani i aresztowani. Mimo zastosowanego terroru, 17 grudnia nadal strajkowało około 100 tys. robotników, ale ich liczba malała z każdym dniem.
15 i 16 grudnia wobec strajkujących górników milicja użyła broni palnej. Najpierw na terenie kopalni „Manifest Lipcowy” rannych zostało czterech uczestników strajku, następnego dnia przed kopalnią „Wujek” dziewięciu górników zginęło od kul, a kilkudziesięciu zostało rannych. O użyciu broni poinformowały reżimowe media, co miało zastraszyć strajkujące jeszcze załogi. Najdłużej trwał opór w dwóch kopalniach, w których górnicy strajkowali pod ziemią: protest w kopalni „Ziemowit” zakończył się 24 grudnia, a strajkujący w kopalni „Piast” skapitulowali dopiero 28 grudnia, po dwóch tygodniach heroicznego oporu.
Kosztowne zwycięstwo
Wprowadzenie stanu wojennego okazało się sukcesem WRON-y. Zastraszone społeczeństwo nie podjęło walki, a większość członków „Solidarności” pogodziła się z porażką. Reżim dobrze wybrał porę ataku: grudniowe mrozy nie sprzyjały ulicznym demonstracjom. W lutym komuniści po raz pierwszy od 1970 r. mogli wprowadzić drastyczną podwyżkę cen, oddalając w czasie gospodarczą katastrofę swojej władzy.
Ale równocześnie okazało się, że „Solidarność” nie skapitulowała. Tysiące działaczy podjęło działalność podziemną. Już od początku 1982 r. udzielano pomocy rodzinom uwięzionych, mnożyły się konspiracyjne czasopisma, odtwarzano rozbite struktury związku, a na wiosnę najodważniejsi podjęli ryzyko organizowania ulicznych manifestacji, które stały się utrapieniem dla reżimu. Na czele podziemnej „Solidarności” stanęli ci spośród związkowych przywódców, którzy w grudniu 1981 r. uniknęli aresztowania.
Trzeba było wielkiej odwagi i wytrwałości, a przede wszystkim wiary w zwycięstwo słusznej sprawy, aby przez następne 7 lat nie ulec przemocy i kłamstwom oficjalnej propagandy. Tysiące osób zapłaciły za to więzieniem, wyrzuceniem z pracy, przymusową emigracją. Każdy rok przynosił też ofiary najcięższe: zabitych w czasie ulicznych demonstracji, zakatowanych na komisariatach milicji i w więzieniach. Symbolem tych ofiar stała się męczeńska śmierć ks. Jerzego Popiełuszki, torturowanego i zamordowanego przez funkcjonariuszy bezpieki.
Stan wojenny oficjalnie odwołano 22 lipca 1983 r. Ale przepisy „wojennego” prawa obowiązywały nadal. Nieustający społeczny opór, a także nasilający się kryzys w bloku sowieckim ostatecznie doprowadziły do upadku komunistycznej dyktatury. Ale naród, przez ponad 40 lat poddany totalitarnej władzy, który od 1989 r. z trudem odbudowywał niepodległe i demokratyczne państwo, nie zdobył się na osądzenie i ukaranie sprawców zbrodni stanu wojennego.
Tekst pochodzi z dodatku IPN do Gościa Niedzielnego 49/2011: Stan wojenny 1981-1983 z serii Życie w komunistycznym kraju. Polacy w latach 1944-1989.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.