Rosja i Chiny zablokowały w sobotę w Radzie Bezpieczeństwa ONZ przygotowaną przez państwa arabskie i zachodnie rezolucję w sprawie Syrii. Poprzednio oba te kraje w październiku ub. r. zawetowały projekt rezolucji potępiający akty przemocy syryjskiego reżimu.
"Syryjski reżim, który jest bankrutem, chce utrzymać władzę, strzelając do ludzi i bombardując ich domy. Od miesięcy w Syrii rozgrywał się koszmar. Rada Bezpieczeństwa ONZ powinna działać teraz" - powiedziała Clinton. "Trudno pojąć, że po najkrwawszym dotychczas dniu w Syrii są jeszcze tacy, którzy powstrzymują wspólnotę międzynarodową przed potępieniem tych działań. Pytam ich: Co więcej musimy jeszcze wiedzieć, by działać zdecydowanie w Radzie Bezpieczeństwa?" - powiedziała. Ostrzegła też, że każdy kolejny dzień rozlewu krwi tylko utrudni rozwiązanie kryzysu, a konsekwencją tej sytuacji może być wojna domowa. "Każdy musi się starać, by tego uniknąć" - powiedziała. Dlatego - jak dodała Clinton - konieczna jest międzynarodowa presja na reżim, a także syryjską opozycję, by proces transformacji w Syrii przebiegał w sposób pokojowy.
Jeszcze w sobotę po południu Clinton, jak również szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski, wyrażali nadzieję, że dojdzie do konsensusu w sprawie rezolucji potępiającej reżim w Syrii. Mogła to sygnalizować sobotnia wypowiedź Ławrowa, że sprawa rezolucji "nie jest beznadziejna". Ławrow przekonywał, że zgoda Rosji zależy od dwóch spraw: rezolucja musi również potępiać nie tylko przemoc sił lojalnych wobec Asada, ale też przemoc uzbrojonych przeciwników reżimu, a także musi wykluczyć możliwość interwencji w Syrii. Rosyjski minister zapewnił też, że "Rosja nie jest przyjacielem Asada", ale stara się wypełniać obowiązki, wynikające z zasiadania w RB ONZ.
"Zrozumiałem ministra Ławrowa tak, że są dwa punkty, w których potrzebna jest dodatkowa praca i zbliżenie stanowisk, ale że rezolucja jest wyobrażalna jeszcze dziś" - powiedział dziennikarzom Sikorski.
Wczoraj w syryjskim Hims w wyniku ataku na miasto sił wiernych prezydentowi Baszarowi el-Asadowi według najnowszych danych zginęło co najmniej 230 ludzi, a rannych zostało 700. Oburzeni masakrą Syryjczycy za granicą atakowali w sobotę syryjskie ambasady.
Atak na Hims, w którym w nocy z piątku na sobotę uczestniczyły czołgi, był najkrwawszy w trwającym od niemal roku powstaniu przeciwko prezydentowi Asadowi. Jak powiedział szef syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka Ramio Abdel Rahman, liczba ofiar w Hims sięga 237, w tym 99 to kobiety i dzieci. Według głównej opozycyjnej koalicji, Narodowej Rady Syryjskiej, ofiar jest 260, a w bombardowaniach dzielnic mieszkalnych Hims, rannych zostały setki ludzi. Rada nazwała atak "najstraszliwszą masakrą" od marca ubiegłego roku.
Władze syryjskie zaprzeczają, że Hims ostrzelała armia. Twierdzą, że za przemoc są odpowiedzialne "zbrojne grupy terrorystyczne", tak jak to było od początku protestów. Minister informacji Adnan Mahmud oświadczył, że to siły opozycyjne ostrzelały Hims, by wpłynąć na sobotnie głosowanie w Radzie Bezpieczeństwa ONZ nad rezolucją w sprawie Syrii.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.