Niemiecka kanclerz Angela Merkel porównała w czwartek Ukrainę do rządzonej autorytarnie Białorusi. Na forum Bundestagu powiedziała, że w obu tych krajach "ludzie cierpią z powodu dyktatury i represji".
Te kontrowersyjne słowa padły w trakcie wystąpienia Merkel na temat przygotowań do zbliżających się szczytów G8 i NATO w USA. Kończąc niemiecka kanclerz przypomniała, że dwa dni temu, 8 maja, minęła 67. rocznica zakończenia II wojny światowej, "najstraszniejszej katastrofy, jaką Niemcy zgotowały światu i Europie".
"Dziś w Niemczech i w Europie żyjemy ciesząc się pokojem i wolnością. Niestety nie w całej Europie, bo na Ukrainie i na Białorusi ludzie wciąż cierpią z powodu dyktatury i represji" - powiedziała niemiecka kanclerz.
"Nigdy nie możemy zapomnieć, jakiego skarbu strzeżemy od 67 lat we wspólnocie euroatlantyckiej. To skarb pokoju i wolności, demokracji i praw człowieka, praworządności i godności ludzkiej" - oświadczyła Merkel.
Władze w Kijowie są ostro krytykowane przez Zachód ze względu na postępowanie wobec byłej ukraińskiej premier Julii Tymoszenko, skazanej w zeszłym roku na siedem lat więzienia za nadużycia w zawieraniu kontraktów gazowych z Rosją. Tymoszenko twierdzi, że prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz wykorzystał proces, by wyeliminować ją z życia politycznego. Zarzuciła też władzom w Kijowie, że odmawiały jej należytej opieki lekarskiej, choć cierpi na przewlekłe bóle kręgosłupa. Przez 20 dni prowadziła protest głodowy w więzieniu.
Niemcy proponowali, by Tymoszenko była leczona w Berlinie, na co jednak nie było zgody Ukrainy. Od środy w szpitalu kolejowym w Charkowie przebywa neurolog z renomowanej berlińskiej kliniki Charite Lutz Harms, który nadzoruje terapię opozycjonistki.
Jednak jego poglądy nie zawsze są zgodne z katolickim nauczaniem.
Sugerował, że obecna administracja może doprowadzić do wojny jądrowej.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.