Czarne dymy nad podpalanymi ambasadami i uliczne pochody, skandujące "śmierć Ameryce", stały się symbolem narastającej nieufności między Zachodem i światem islamu, a także kłopotów bliskowschodniej polityki USA.
Wyemitowane przed tygodniem przez jedną z kairskich telewizji fragmenty amatorskiego filmu, ubliżającego prorokowi Mahometowi, wywołały gwałtowne demonstracje i zamieszki w całym świecie islamu.
Od kaszmirskiego Śrinagaru po Chartum, i od Dżakarty po Casablankę, tysiące muzułmanów paliło na ulicach gwiaździste sztandary Ameryki, oblegało amerykańskie ambasady i konsulaty. W libijskim Bengazi, w podpalonym konsulacie zginął ambasador USA, a w ostrzelanej z moździerzy kamienicy, tajnej kryjówce amerykańskich oficerów wywiadu - dwóch żołnierzy.
Antyamerykańskie rozruchy wybuchały we wrogim Waszyngtonowi Teheranie, w Gazie i w jemeńskiej Sanie, ale także w Kairze, Kabulu i Bagdadzie, stolicach, które Ameryka przywykła uważać za sprzymierzeńców i dłużników.
Zwłaszcza wydarzenia w Bengazi pokazują kłopoty, w jakich znalazła się amerykańska polityka bliskowschodnia. Stolica Cyrenajki była twierdzą libijskich partyzantów, którzy wywołali powstanie przeciwko Muammarowi Kadafiemu. Po początkowym zaskoczeniu rozwojem wydarzeń Amerykanie wraz ich zachodnimi sojusznikami z NATO udzielili poparcia rebeliantom, którzy obalili i zgładzili Kadafiego. W rok po upadku Kadafiego w Bengazi zginął amerykański ambasador.
Co więcej, strzegący konsulatu wartownicy, należący do jednej z milicji zbrojnych popieranych przez Zachód, nie kiwnęli palcem, by bronić uwięzionych w budynku Amerykanów przed rozszalałym tłumem. Według "Independenta" z konsulatu skradzione zostały tajne dokumenty, mogące zawierać listy miejscowych współpracowników CIA (oznaczałoby to dla nich wyroki śmierci), a także kontrakty, zawarte przez amerykańskie firmy na wydobycie libijskiej ropy. Napastnicy z moździerzami i bazookami doskonale wiedzieli też, w którym budynku znajduje się sekretna kryjówka amerykańskich oficerów wywiadu.
Rok po obaleniu Kadafiego Libia przeradza się w krainę udzielnych księstw, zarządzanych przez plemiennych watażków i zamiast upodabniać się, zgodnie z życzeniem Amerykanów, do Turcji, coraz bardziej przypomina Somalię. "Wielu Amerykanów zadaje dziś sobie to pytanie, sama je sobie stawiam - przyznała na konferencji prasowej szefowa amerykańskiej dyplomacji Hilary Clinton. - Jak to się mogło stać w kraju, któremu pomogliśmy zdobyć wolność i w mieście, które ocaliliśmy od zagłady?". "Trzeba było nie popierać rebelii arabskiej wiosny" - odpowiedział jej prezydent Rosji Władimir Putin. - Ostrzegaliśmy, że będą z tego tylko kłopoty".
Amerykański prezydent Barack Obama uznał, że arabska wiosna może być dla Ameryki okazją, by pozbyć się opinii najeźdźcy, imperialisty i wroga islamu, na jaką inwazjami zbrojnymi na Afganistan i Irak zapracował poprzedni gospodarz Białego Domu, George W. Bush.
Po początkowym zaskoczeniu i nieufności wobec powstańców w Tunezji, Egipcie, Libii i Jemenie, Amerykanie, a wraz z nimi cały Zachód zdecydowali się poprzeć arabską wiosnę, choć oznaczała ona upadki zachodnich sprzymierzeńców, dyktatorów z Tunisu i Kairu. Uznając, że i tak nie będzie w stanie uratować tronu wiernego sojusznika Hosniego Mubaraka, Obama poświęcił go na ołtarzu "nowego początku" w relacjach między Ameryką i światem islamu.
Popierając demokrację, Ameryka musiała uznać wynik demokratycznych wyborów w Egipcie, które wyniosły do władzy Bractwo Muzułmańskie i jego przywódcę Mohammeda Mursiego, ogłoszonego nowym prezydentem. Amerykanie wyciągnęli do niego rękę, mając nadzieję, że przyjaźń z Bractwem Muzułmańskim, uważanym do niedawna za diabła wcielonego, przekona Arabów, że nie są ich wrogami ani nieprzyjaciółmi islamu.
Nowy Egipt okazał się jednak sojusznikiem trudniejszym niż ten Mubaraka, który za 2 mld dolarów corocznej pomocy spełniał wszystkie życzenia Amerykanów. Mursi podziela niechęć Amerykanów wobec dyktatora Syrii Baszara el-Asada i wzywał do spokoju tłumy, oblegające ambasadę USA w Kairze, ale zażądał też od Amerykanów skruchy za bluźnierczy wobec islamu film. "Egipt nie jest ani naszym sojusznikiem, ani wrogiem" - przyznał Obama.
Próbując naprawić stosunki z Arabami, Obama doprowadził do ochłodzenia amerykańskiej przyjaźni z Izraelem, a o ból głowy przyprawia polityków z Waszyngtonu także przeciągająca się i coraz krwawsza wojna domowa w Syrii.
Antyamerykańskie zamieszki w muzułmańskich stolicach nie staną się początkiem antyzachodniej wojny, ale raczej kolejną falą wciąż niezmiennie utrzymującej się i narastającej wrogości wobec Ameryki i Zachodu. Arabska wiosna niczego w tej mierze nie zmieniła.
Świat Zachodu i islamu dzieli nie tyle polityka, co wrażliwość i odmienne postrzeganie spraw wiary i wolności. Podczas gdy na Zachodzie religia coraz bardziej traktowana jest jako sprawa prywatna, w islamie pozostaje sprawą świętą. Za bluźnierstwo muzułmanie karzą śmiercią, na Zachodzie jest ono zaś traktowane często jako forma artystycznej wypowiedzi, chroniona świętą wolnością słowa.
"W naszej rzeczywistości silnie obecny jest klerykalizm – i to obustronny."
Papież Franciszek otworzył w poniedziałek w Watykanie międzynarodowy szczyt na temat praw dzieci.
W roku 2023 USAID wydała 72 mld dolarów na pomoc międzynarodową.
Nic złego w polskiej gospodarce się nie dzieje - uważa jednak specjalista.
Kanada powinna zostać naszym 51. stanem, wtedy nie będzie ceł - stwierdził Donald Trump.
Podróżni zamówili także 169 tys. jajecznic, 177 tys. kotletów schabowych.