Z uczniami należy rozmawiać, stawiać im wymagania i karać za chuligaństwo - takie głosy przeważały w odpowiedzi na postawione przez KAI pytanie o metodę postępowania z trudną młodzieżą w szkole.
Katecheci i duchowni na co dzień pracujący z taką młodzieżą widzą przyczyny jej agresywnego zachowania - jak w toruńskiej szkole, gdzie uczniowie dręczyli nauczyciela - w dysfunkcyjnych rodzinach i szkołach nastawionych tylko na edukację, a zaniedbujących swoją wychowawczą rolę. Przede wszystkim dorośli nie mogą lękać się młodzieży - podkreślił ks. Andrzej Augustyński, dyrektor krakowskiego "U Siemachy". Wina i kara Podstawowym problemem jest poczucie bezkarności, jakie mają uczniowie - uważa Elżbieta Tomaszewska, od dziesięciu lat katechetka w jednej z gdańskich szkół. - Nie chodzi o surowe kary, ale o zasadę. Ktoś, kto się tak zachowuje, musi być pewien, że poniesie karę, nie może liczyć, że nauczyciele czy rodzice przymkną na to oczy - podkreśliła. - Jeśli jest zasada, że rada pedagogiczna może usunąć uczniów tylko po zasięgnięciu opinii samorządu uczniowskiego, to nauczyciele mają związane ręce na własne życzenie - uważa ks. Paweł Szymański, katecheta z Lublina. Przypomina, że kiedy nauczyciel pobije ucznia, to słusznie grozi mu więzienie, kolegium, a kiedy uczeń pobije nauczyciela, przenoszony jest do innej szkoły, ale tak naprawdę nie jest karany. Uczniowie mają świadomość swojej bezkarności. Zdaniem Tomaszewskiej, nauczyciel musi reagować na zachowanie uczniów, nie może biernie przyglądać się przebiegowi sytuacji. - W mojej szkole wszyscy najbardziej dziwili się brakowi reakcji maltretowanego nauczyciela. Sam fakt zgłoszenia problemu dyrektorce to za mało - powiedziała. Wspomniała sytuację sprzed kilku lat, gdy w jednej z zawodówek uczniowie w czasie katechezy rzucali słoikami z musztardą w tablicę. - Gdyby ksiądz na to nie zareagował, mogłoby się to skończyć tragicznie - podkreśliła. Jednocześnie przyznała, że działania nauczyciela to dopiero pierwszy krok; za nią musi iść reakcja dyrekcji i rodziców. Dopiero ich wspólne działanie może zlikwidować czy przynajmniej zminimalizować szkolną agresję. Rodzice kontra nauczyciele? Właśnie o pełną współpracę rodziców ze szkołą jest najtrudniej. W sytuacjach konfliktowych i trudnych wychowawczo zazwyczaj stają po stronie dziecka, przeciwko nauczycielom. - Pokazanie kasety wideo z zapisem dręczenia nauczyciela mogło przynieść jeden dobry skutek: rodzice zobaczyli jak naprawdę zachowują się ich "wspaniałe" dzieci poza domem, kiedy nie widzi ich mama czy tata - uważa Ewa Skotniczna, katechetka w Zespole Szkół Technicznych i Licealnych w Sosnowcu. Podkreśliła, że w szkole niezwykle ważny jest kontakt nauczycieli z rodzicami, ich obopólne zaufanie. To, że rodzice bronią swoich dzieci nawet w przypadku ewidentnej winy ucznia, atakując przy tym nauczyciela, który obniżył ocenę ze sprawowania czy postawił złą notę, wywołuje większą agresję i arogancję młodzieży. - Paradoksalnie rodzice wysyłają dziecko do szkoły w przekonaniu, że ona je wychowa. A szkoła ma wspierać rodziców w wychowywaniu, nie zastępować ich - stwierdziła Elżbieta Tomaszewska. Zacznijmy od domu Postawa rodziców ważna jest nie tylko w szkole, również ich zainteresowanie dzieckiem w domu jest istotne. - Rodzice nie mają czasu dla dzieci, nie interesują się nimi. Dziecko wychowuje się na podwórku, a coraz częściej przy komputerze, przy, nie ukrywajmy, brutalnych grach. To nie może pozostać bez skutku - podkreśla gdańska katechetka. Z jej poglądem zgadza się ks. Rafał Jarosiewicz z Siedlec. - Gdy w domu brakuje miłości ojca i matki, to dziecko bardzo szybko to zachowanie odbiera jako normę. Dorośli ciężko pracują, cały ich czas pochłania pogoń za pieniędzmi. W domu brakuje akceptacji, poczucia bezpieczeństwa i pozytywnych wzorców - wylicza. Te problemy wywołują u dzieci agresję. Ks. Andrzej Augustyński, dyrektor ośrodka dla trudnej młodzieży "U Siemachy" w Krakowie podkreśla, że współcześnie dorośli zbyt często boją się młodzieży. - Musimy pozbyć się tego lęku, zacząć rozmawiać z młodymi, słuchać ich, próbować zaakceptować, że oni inaczej postrzegają świat - powiedział. Przypomniał, że proces wychowania wymaga czasu, codziennej, żmudnej pracy z młodzieżą. - Zbyt często odsuwamy młodzież jak najdalej od siebie, by odpocząć, bagatelizujemy jej problemy, spychamy na obrzeża naszego dorosłego życia. Wówczas młodzi zaczynają traktować dorosłych jak okupantów i przygotowują swoje rewolucje i powstania - uważa ks. Augustyński. Obowiązki zamiast przywilejów - Za dużo mówi się w szkołach o podmiotowym traktowaniu ucznia, za dużo mu wolno, podkreślane są jego prawa, a stanowczo za mało obowiązki - uważa ks. Wojciech Jurkowski, pallotyn z Kielc. Zdaniem sosnowieckich katechetów nie sprawdza się metoda całkowicie bezstresowego wychowania, a ks. Marek Gąsiorek, katecheta jednego z gimnazjów w Dąbrowie Górniczej, uważa, że uczniowie mają zbyt wiele praw w stosunku do praw nauczycieli. - Tolerancja poszła chyba w złym kierunku. Brak jest wychowania do poszanowania nauczyciela, w szkole brakuje dyscypliny. Dawniej uczeń nawet nie pomyślał, że można nauczyciela obrażać na lekcji - uważa ks. Gąsiorek. Podobnego zdania jest ks. Paweł Szymański z Lublina. - Należy w sensowny sposób ograniczyć prawa ucznia. Jakikolwiek przejaw złej postawy, chamstwa, ordynarnego zachowania, powinien być karany. Bo to narasta w młodym człowieku, który nie umie sobie postawić granic, kiedy ma 14-15 lat. Trzeba ich uczyć, że granica, którą mogą przekroczyć jest o wiele bliżej, niż im się wydaje - powiedział. Ważne jest także organizowanie młodzieży wolnego czasu po szkole. - Jednym z błędów jaki popełniliśmy przy przemianach ustrojowych we wczesnych latach 90., było zlikwidowanie organizacji i ośrodków, gdzie młodzi mogli spędzać wolny czas - uważa ks. Augustyński. Podkreślił, że dla nastolatka nuda jest największą udręką. - W naszej szkole proponujemy młodym różne kółka zainteresowań: muzyczne, teatralne, filozoficzno-biblijne - powiedział ks. Jarosiewicz. - Zamiast typowych rekolekcji organizujemy spotkania z ciekawymi ludźmi. Uczniowie naszej szkoły mieli okazję spotkać się i porozmawiać z pracownikami ośrodków odwykowych, z muzykami, artystami i osobami duchownymi. Takie spotkania cieszą się zawsze dużą popularnością. Należy proponować młodym nowe rzeczy, wychodzić poza schematy, szukać kontaktu z nimi i stymulować ich do działania. To jest rola i posłannictwo wychowawcy, katechety, nauczyciela - dodał. Przede wszystkim rozmawiać - Trzeba rozmawiać z dzieckiem - uważa Elżbieta Tomaszewska. - Nie z klasą, nie z grupą, ale z konkretnym dzieckiem - dodała. Dopiero taka rozmowa pozwala szczerze nazwać pewne problemy. Nauczyciele niestety często nie mają czasu na taką rozmowę. Ona, jako katechetka, jest w nieco uprzywilejowanej pozycji, bo zdarza się, że uczniowie sami przychodzą do niej z problemami. - Anonimowość uczniów to wielki problem - potwierdza Witold Kacała katecheta z Wodzisławia Śląskiego. - Moja najmniejsza klasa ma 35 uczniów. W takich warunkach trudno przełamać barierę anonimowości - dodał. Ks. Augustyński przypomina, że młody człowiek wymaga asystencji, obecności dorosłego, który go poprowadzi, pokaże świat. - Po to są rodzice, nauczyciele i wychowawcy, żeby towarzyszyli dziecku w jego rozwoju - podkreślił. Zdaniem lubelskiego katechety, postawa nauczyciela ma duże znaczenie. - Jeśli otwarcie się mówi, że coś nie jest w porządku, uczniowie po pewnym czasie zaczynają to rozumieć - powiedział ks. Szymański. Sam pamięta wiele sytuacji, w których uczniowie próbowali, na ile mogą sobie pozwolić w jego obecności. - Gdy okazałem im spokojnie, z szacunkiem, że źle się z czymś czuję, zmieniali swoje zachowanie - wspomina. - Sądzę, że podobne rzeczy dzieją się w wielu szkołach, zwłaszcza zawodowych. To przejaw kryzysu szkoły i kryzysu całego społeczeństwa - uważa Witold Kacała. Jego zdaniem, w środowisku nauczycielskim nie wypada przyznać się do tego, że nie ktoś nie daje sobie rady z młodzieżą, bo zamiast słów wsparcia i rady można usłyszeć: "No to zmień zawód...". Dyrektorzy coraz częściej zajmują się głównie finansami, są sprawnymi menedżerami, a to sprawia, że nauczyciele są pozostawieni samym sobie.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.