Świeccy mają zaangażować się nie dlatego, że księży coraz mniej, ale dlatego, że taka jest ich misja w Kościele. Nie są zapchajdziurami.
Korzystam z chwilowego załamania pogody. Spoglądam przez okno. Wieża na Gorcu otulona mgłą. Niebo bure i ponure. Deszcz siąpi. Pogoda, jak mawiają w pewnych kręgach, barowa. Mimo, iż przedpołudnie, posiadujemy w kuchni przy filiżance kawy, dzieląc się spostrzeżeniami.
Zatem jak u Andrzeja Mroza: „Pusto w Gorcach…”. Dinozaury znają ciąg dalszy: „jest jesienią, chociaż w dole życie wre”. Jesień za dwa miesiące. Choć w tym roku prawdopodobnie przyjdzie szybciej. Tak przynajmniej można sądzić, patrząc na łany wierzbówki kipszycy, barwiące gorczańskie łąki. Ale pustka w Gorcach jesienna. Nawet na Turbaczu. Wędrując cały dzień spotkaliśmy na szlakach zaledwie kilka osób. W przeciwieństwie do tłumów w Tatrach. Magia ostatnich?
Raczej nie. Przed laty pytała mnie młodzież: dlaczego nie do Zakopanego. Odpowiadałem przewrotnie: a dlaczego do Zakopanego. Poznali inne, nie mniej urokliwe miejsca, góry, szlaki, zrozumieli. Być może ten tatrzański pęd uwarunkowany jest… niewiedzą, nieznajomością innych miejsc. Nieobecnych w reportażach, czy choćby kronikach wypadków.
Młodzież… Kiedyś widok idącej szlakiem grupy młodzieży był czymś normalnych. Zauważyłem w tym roku zmianę. Totalny brak grup dziecięcych i młodzieżowych. Prawdopodobnie efekt uboczny coraz bardziej nadopiekuńczych i idiotycznych zarazem przepisów, mających dać rzekomo większe bezpieczeństwo. Widzę, nawet najwytrwalsi odpuścili. Czemu się nie dziwię. Zresztą już w domu słyszałem, że szkoła ma problemy ze znalezieniem opiekunów na wycieczkę do Zakopanego.
Co nie znaczy, że tatrzańskie szlaki zieją pustką. Przeciwnie. Tym, co rzuca się w oczy, jest coraz większa grupa rodzin z dziećmi. W czwartek stanowili ponad połowę wędrujących Doliną Chochołowską. I nie tylko z małymi dziećmi. Tak z nastolatkami. Stąd wniosek, że zarówno rodzice, jak i dzieci, odkrywają potrzebę budowania relacji nie tylko w czterech ścianach własnego domu.
Gorc nie odsłania swoich wdzięków, my spijamy kawę, rozmawiając także o Kościele. Świeccy. Przecież, zauważa Krzysztof, mogą, a nawet powinni przejąć część obowiązków, zupełnie nie związanych ze święceniami. Na jego sugestię opowiadam uwagą: wielu odpowiedzialnych w Kościele mówi, ze powinni to zrobić, bo coraz mniej księży; tymczasem świeccy mają zaangażować się nie dlatego, że księży coraz mniej, ale dlatego, że taka jest ich misja w Kościele. Nie są zapchajdziurami.
Przy okazji inny problem. Moi rozmówcy od lat związani są z ruchami odnowy. Zatem nie dziwi ich rozumienie Kościoła i troska o wspólnotę wiary. Tak zostali uformowani. Pytanie czy podobnym rozumieniem i troską wykażą się różni uczestnicy kursów. Dla szafarzy, dla katechistów, dla lektorów, dla rad parafialnych. Trzy spotkania, sześć spotkań, przez rok raz w miesiącu. Kurs to jednak coś zupełnie innego niż systematyczna formacja we wspólnocie wiary. Można traktować go jako uzupełnienie formacji podstawowej. Sam w sobie nigdy jej nie zastąpi. Co do reszty – zauważam – brakuje nam duszpasterskiej cierpliwości. Tymczasem, jak mawiał jeden moich wychowawców, młyny Boże mielą powoli.
Mgły schodzą w doliny, zatem czekan nas rozmów ciąg dalszy. Niespiesznych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W swojej katechezie papież skoncentrował się na scenie pojmania Jezusa.
2,1 mld. ludzi wciąż nie ma dostępu do bezpiecznej wody pitnej.
Sytuację nauczycieli religii pogarsza fakt, że MEN dał im za mało czasu na przekwalifikowanie się.