"Siostry Magdalenki" - film antykatolicki czy też przejmująca opowieść o tym, jak społeczeństwo irlandzkie w latach 60. ubiegłego stulecia traktowało dziewczęta wyłamujące się z ogólnie przyjętych norm zachowania?
"Siostry Magdalenki", według scenariusza i w reżyserii Petera Mullana, 10 października wchodzą na ekrany polskich kin. Film, opowiadający o nieistniejących już poprawczakach dla upadłych dziewcząt, choć nagrodzony na Festiwalu w Wenecji, wzbudza wiele kontrowersji i protestów. Jest rok 1964, Irlandia. Do poprawczaka dla upadłych dziewcząt, prowadzonego przez zakonnice, trafiają trzy młode kobiety. To kara za urodzenie nieślubnego dziecka, odebranego siłą matce i oddanego natychmiast do adopcji, ale także za inne, nie do końca zrozumiałe dla nich samych winy. Dziewczęta nie wiedzą kiedy i czy w ogóle opuszczą poprawczak, pozbawione są rzeczy osobistych i możliwości kontaktu ze światem zewnętrznym. Łamanie regulaminu, nieposłuszeństwo lub próby ucieczki są surowo karane, m.in. ogoleniem głowy lub chłostą. Zakonnice zarządzające poprawczakiem są surowe, a ich metody postępowania z wychowankami karykaturalnie wynaturzone. Pojawia się także postać kapłana, który wykorzystuje seksualnie jedną z wychowanek, za co mszczą się jej koleżanki ośmieszając księdza w oczach parafian. Dziewczęta pracują w pralni, a ich wynagrodzenie zasila zakonną kasę. Opuścić poprawczak mogą na kilka sposobów: jeśli odbierze je rodzina, jeśli wstąpią do zgromadzenia lub jeśli zdołają uciec. Peter Mullan pokazuje zniewolenie dziewcząt i upokorzenia, których doświadczają nie tylko ze strony zakonnic, ale także własnych rodzin i społeczeństwa. Twórca filmu do napisania scenariusza wykorzystał wspomnienia kobiet, które pracowały w poprawczakach dla upadłych dziewcząt. Ostatnią taką pralnię zamknięto w Irlandii w 1996 r. Szacuje się, że do tej pory żyje 30 tys. kobiet, które pracowały w tego rodzaju instytucjach. - Nasuwa mi się jedno pytanie po obejrzeniu tego filmu, dlaczego spośród tysięcy kobiet, które przebywały w tego rodzaju poprawczakach, wybrano historię właśnie tych dziewcząt, a nie ma innych, które może nie są tak drastyczne - powiedziała po specjalnym pokazie dla dziennikarzy w warszawskim kinie "Luna", s. Anna Fidor SJK, urszulanka szara, ze zgromadzenia znanego z prowadzenia szkół i pracy wychowawczej wśród młodzieży. - Film zrobiony jest tendencyjnie, ma pewne znamiona baśni, bo wszystko jest albo czarne, albo białe. Czarne, czyli złe są zakonnice i księża, białe, czyli dobre tylko dziewczęta. Nie chcę przez to powiedzieć, że tego rodzaju historie i tragedie nie mogły się zdarzać, ale nie dają one pełnej prawdy o tych instytucjach. Przypuszczalnie zdarzały się także dobre historie, których tu zabrakło - dodała. W wywiadach Peter Mullan podkreśla, że jego celem było zwrócenie uwagi widzów na los krzywdzonych kobiet: - Chciałbym wierzyć, że Kościół zdobędzie się na odwagę, przyzna do swoich błędów i wypłaci odszkodowania ofiarom oraz zapewni, że nigdy więcej nic podobnego się już nie powtórzy. Jednak - obecna na pokazie prasowym filmu - s. Małgorzata Krupecka, urszulanka, ma wątpliwości związane z celowością zrobienia tego filmu. - Nie podważam wiarygodności twórcy, ale zastanawiam się nad potrzebą takiego skondensowania zła, którym atakowany jest widz. Oczywiście Kościół, wspólnoty zakonne, tak jak społeczeństwo tworzą ludzie, a wśród nich zdarzają się źli, ale to nie znaczy, że nie ma osób dobrych - powiedziała. Nawiązała też do faktu zamknięcia wszystkich tego typu placówek. - Trzeba także pamiętać, że od 1964 roku wiele się wydarzyło, nasza świadomość, także świadomość katolików bardzo się zmieniła. Ten film nie pokazuje tego ewoluowania ku lepszemu, ale ma wsteczny charakter, każe kontemplować złą przeszłość, zamiast patrzeć ku lepszej przyszłości - podkreśliła. Jej zdaniem, sztuka powinna pokazywać także to, co dobre, a nie skupiać się jedynie na prostym, łatwym środku oddziaływania na widza, czyli na szokowaniu. - Pamiętajmy, że nadużywanie tego środka powoduje znieczulenie widza i aby nim wstrząsnąć potrzebne będą coraz silniejsze efekty - powiedziała s. Krupecka. Jedna z wychowanek szkoły prowadzonej przez zakonnice (polskie urszulanki), obecna na pokazie, zwróciła uwagę na pewne niebezpieczeństwo opowiadania o środowiskach zamkniętych, jakim jest niewątpliwie środowisko zakonne. - Rządzące tam reguły są nieraz trudne do zrozumienia przez osoby z zewnątrz i często źle rozumiane czy interpretowane stają się pożywką dla mediów, które gonią za sensacją - powiedziała. Dodała, że sama ceni sobie lata spędzone w szkole prowadzonej przez zakonnice i bardziej przeraża ją nieprzyjazny świat świeckich uczelni. - Ja nie odbieram tego filmu jako antykatolickiego, przeciwko Kościołowi - powiedziała Joanna Jezierska z feministycznej Fundacji OŚKA (Ośrodek Informacji Środowisk Kobiecych). - Wydaje mi się, że to film o problemie wszelkich instytucji: rodziny, szkoły, klasztoru, czy więzienia. To opowieść o tym, jak każda instytucja, jeśli pozbawiona jest dostatecznej kontroli, może stać się instytucją opresyjną, krzywdzącą człowieka. "Siostry Magdalenki" według scenariusza i w reżyserii Petera Mullana wejdzie na ekrany polskich kin 10 października. Film został nagrodzony Złotym Lwem na Festiwalu w Wenecji w 2002 roku.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.