Aż 97 muzułmanów zginęło na morzu, uciekając z regionu Rakhine w Birmie przed prześladowaniami religijnymi ze strony buddystów.
Z całej grupy ocalało 33 mężczyzn, w tym jeden niepełnoletni. Zostali odnalezieni i uratowani przez straż przybrzeżną Sri Lanki. Wszyscy pozostali umarli z głodu i wyczerpania po ponad 25 dniach dryfowania po morzu bez nadziei na ratunek. Dramatyzmu całej sytuacji przydaje fakt, że według zeznań ocalonych, gdy łódź płynęła w kierunku Malezji, została przechwycona przez marynarkę Tajlandii i odprowadzona w głąb morza, a następnie pozostawiona ze 130 pasażerami na pastwę losu. Władze Tajlandii zaprzeczają tym informacjom.
Obecnie uratowani muzułmanie przebywają w ośrodkach dla uchodźców niedaleko Kolombo, gdzie otrzymali niezbędną pomoc i zostali poddani leczeniu. Teraz oczekują na azyl. Jak mówi Shofiulla, jeden z ocalałych mężczyzn, „było bardzo niebezpiecznie, ale musieliśmy to zrobić. Obawialiśmy się o swoje życie, nie mieliśmy pracy i byliśmy przerażeni panującą w naszej ojczyźnie przemocą”. Za miejsce na statku każdy z pasażerów zapłacił prawie 500 dolarów amerykańskich, stanowiących tam kwotę wręcz niewyobrażalną.
Eskalacja przemocy wobec muzułmanów pojawiła się po tym, jak trzech wyznawców tej religii zostało skazanych na śmierć za gwałt i zamordowanie młodej buddyjki w 2012 r. Mimo surowego wyroku kilka dni po jego ogłoszeniu wściekły tłum zabił 10 nie związanych ze sprawą muzułmanów. Dotąd w wyniku starć na tle religijnym zginęło prawie 30 wyznawców obu religii. Spalono też ponad 2,5 tys. muzułmańskich domów. Setki uchodźców z rejonu ogarniętego falą przemocy szuka schronienia w krajach ościennych.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.