W ostatnim czasie przez część polskich serwisów informacyjnych przewinęła się informacja o niebezpiecznych tabletkach poronnych pochodzących z Chin. Tabletki te, sprzedawane są na terenie Rosji pod wiele mówiącą nazwą „Bejbi Kaput".
Jak donosi TOK FM, podając informację za rosyjską „Prawdą", zmarła już jedna kobieta i wszystkie dzieci matek, które przyjęły ten środek. U hospitalizowanych występują podobne objawy: silne krwawienia, bóle, poronienie, a w przypadku zaawansowanej ciąży - przedwczesny poród. Dzieci, ze względu na silne krwotoki w obrębie płuc, żołądka i mózgu, umierają po kilku godzinach. Lekarze nie wiedzą, jaka substancja znajduje się w tabletkach, lecz prócz śmierci dzieci wywołuje ona także trwałą bezpłodność u kobiet.
Trudno nie przywołać w tym miejscu niesławnej tabletki Ru-486, używanej do przeprowadzania aborcji farmakologicznych, w krajach gdzie zabijanie dzieci przed narodzeniem jest legalne. W rzeczywistości, tabletka ta jest kombinacją dwóch środków, przyjmowanych w określonym odstępie czasu, z których jeden zabija dziecko, a drugi wywołuje skurcze macicy, które wydalają jego szczątki z ciała matki.
Z raportu FDA(Food and Drug Administration), amerykańskiej Agencji ds. Żywności i Leków z lipca 2011 roku, wynika, że w samych Stanach Zjednoczonych od momentu zalegalizowania tabletka Ru-486 spowodowała śmierć 14 kobiet, a hospitalizację 612. Było wśród nich 339 kobiet, które wymagały transfuzji z powodu utraty krwi wywołanej silnym krwotokiem, 256 doświadczyło infekcji, a 48 kobiet - poważnej infekcji. Prócz tego, ponad 2 tysiące pacjentek zgłosiło efekty uboczne, chociaż nie zostały hospitalizowane (za: LifeSiteNews.com).
Według danych ze stron „promujących" ten sposób zabijania dzieci przed narodzeniem jako „prosty i bezpieczny", 5 proc. aborcji wykonywanych tą metodą nie udaje się i wymaga dalszej interwencji chirurgicznej. Możliwość przeprowadzenia aborcji w domu, bez kontroli lekarza, jest przedstawiana jako jej wielki plus przez zwolenników legalnego uśmiercania dzieci. Samodzielne przyjęcie środków poronnych ma rzekomo dawać kobiecie poczucie pełni kontroli nad tym, co dzieje się z jej ciałem (o ciele dziecka się nie wspomina, nie licząc informacji o jego „wydaleniu"). Według przywołanego wyżej raportu, to m.in. brak ścisłej kontroli lekarskiej nad kobietami przyjmującymi Ru-486 mógł przyczynić się do ich hospitalizacji, a w kilkunastu przypadkach – śmierci.
Wypada się zatrzymać na chwilę na tymi informacjami, pochodzącymi z dwóch krajów, Rosji i Stanów Zjednoczonych. Pozornie obie sytuacje i uwarunkowania są różne: trująca substancja w tabletkach sprzedawanych w Rosji, legalny środek poronny sprzedawany w klinikach aborcyjnych w USA. Dramatyczna walka o życie i zdrowie matek i dzieci w rosyjskich szpitalach, i cisza ze strony personelu amerykańskich klinik aborcyjnych, wydających środki poronne. Czy jednak ostateczny efekt nie jest w obu przypadkach ten sam? Śmierć niewinnych dzieci, hospitalizacja i okaleczenie matek, a dla niektórych z nich – także wyrok śmierci?
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.