Komisje odkrywające zło w życiu społecznym i politycznym mają sens, o ile za ich pracą idzie wzrost odpowiedzialności moralnej za wyrządzone krzywdy - wskazuje metropolita lubelski.
Dlatego stworzenie w Polsce komisji na kształt Komisji Prawdy i Pojednania, która działała w RPA (przewodniczył jej biskup Desmond Tutu), zdaniem abp. Józefa Życińskiego, ma sens tylko pod pewnymi warunkami. - Czymś bardzo ważnym jest, żeby odkrywanie zła, które stawało się naszym wspólnym dramatem, szło w parze z osobistym przyznaniem się osób odpowiedzialnych za zło - podkreślał wczoraj. W przeciwnym wypadku będzie to tylko "ucieczka w komisje", która byłaby kreowaniem fikcji i zasłoną dymną dla prawdy - mówił metropolita. Ogólnikowe przeprosimy "za PRL" już się zdarzały i nic nie przyniosły. Zatem, nie może być takiej komisji bez woli skruchy ze strony tych, którzy czynili zło. A z tym jest problem. - Zanika kultura skruchy. Nikt nie umie powiedzieć "przepraszam" - mówił arcybiskup podczas mszy w lubelskiej archikatedrze. - A za upadkiem kultury skruchy idzie osłabienie wrażliwości na zło, na grzech. Metropolita przypomniał, że od długiego czasu nie zdarzyło się, aby jakikolwiek aferzysta czy kłamca lustracyjny powiedział "przepraszam". Wytknął politykom, że za zło obarczają zawsze przeciwników z innych partii. Zaapelował do środowisk opiniotwórczych i historyków, by nie tworzyli mitów nobilitujących pracowników resortów bezpieczeństwa. Ma to miejsce wówczas, kiedy lustracji dokonuje się wyłącznie na podstawie notatek dawnych ubeków.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.