Znany historyk Kościoła Peter Raina broni o. Hejmo zarzucając autorom opracowania Instytutu Pamięci Narodowej szereg nieścisłości.
O. Konrad dostarczył mi też materiał do wydania kolejnych tomów: "Kościół w Polsce, 1981-1984", a chyba najważniejszym materiałem źródłowym, jaki otrzymałem za jego pośrednictwem była dokumentacja o zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki i o procesie jego zabójców. Wstrząsającą tą dokumentację - pierwszą o sprawie ks. Jerzego, wydałem w dwóch tomach w Londynie. Fakty te poświadczają wielki wkład o. Konrada w ujawnienie mechanizm systemu totalitarnego w Polsce. Teraz przechodzę do w/w opracowania dotyczącego o. Konrada. Ośmielam się naszkicować kilka moich uwag. Sam tytuł opracowania jest mylący. Powinien on brzmieć: "Teczki o o. Hejmo". Jak wynika z przypisów autorzy mieli do dyspozycji "raporty" napisane przez agentów SB czy MSW, a nie raporty pisane przez o. Konrada. Jest to zasadnicza różnica. Przy moich badaniach akt STASI dotyczących proboszcza parafii św. Brygidy w Gdańsku, ks. prałata Henryka Jankowskiego, zauważyłem jak ważnym jest rozróżniać między "raportem", a "raportem o rozmowach". Zazwyczaj agent pisząc o danej rozmowie sam wzbogaca wypowiedzi swojego rozmówcy, dodaje wiele od siebie - przy tym celowo fałszuje wypowiedzi rozmówcy. Agent robi to, żeby przekonać swojego pracodawcę, że jest dobrym pracownikiem - i od tego też zależy jego awans w firmie. Przekonałem się o tym, kiedy porównywałem "raporty" agenta STASI "o rozmowach" z ks. Jankowskim z notatkami samego Księdza. Agent chciał się dowiedzieć o celach i organizacji "Solidarnści". Ks. Jankowski lubił mówić, agent wielce z tego zadowolony napisał w swoim "raporcie" więcej niż ks. Jankowski powiedział, lub mógł powiedzieć. Sposób działania agentów STASI przedstawiłem w mojej książce: "Teczka STASI ks. Jankowskiego" (Pelplin 2002). Agenci polskich służb bezpieczeństwa z pewnością nie pracowali inaczej. W sprawie sposobu pisania przez nich raportów niech mi będzie wolno poddać tu mój własny przykład. Prawie 20 lat otaczali mnie agenci PRL nie tylko w Berlinie. Miałem otwarty dom i ze wszystkim prowadziłem rozmowy. Niektórzy (okazali się później agentami SB), nawet nocowali w moim mieszkaniu. Byłoby czymś paranoidalnym, gdybym każdego mego gościa traktował jak szpiega. Widziałem, że interesują się moją pracą zawodową. Ja też chętnie udzielałem informacji o tym, co robię. Nie miałem nic do ukrycia. Bez obaw rozmawiałem z pracownikami ambasad w Berlinie, czy w Rzymie (agenci SB zwykle przedstawiali się jako pracownicy handlu zagranicznego). Wiedziałem, że pracują dla SB czy MSW. Pisali obszerne raporty o rozmowach ze mną, a nawet potajemnie nagrywali rozmowy na aparatach schowanych w kieszeni. Wiem o tym od agenta PRL, który później zmienił swojego pracodawcę (BND), i teraz pracuje w policji berlińskiej. Przedstawił się mi jako zwolennik "Solidarności". Współpracowaliśmy przy przemycaniu różnego rodzaju sprzętu do Polski. On też nieraz nocował w moim mieszkaniu.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.