Znany historyk Kościoła Peter Raina broni o. Hejmo zarzucając autorom opracowania Instytutu Pamięci Narodowej szereg nieścisłości.
Po latach pojawił się i przepraszał za to, że tak postępował wobec mnie. Ale właśnie on powiedział mi, jak pisał raporty o mnie. Pisał kłamstwa, dodając wiele od siebie. (A propos raportów SB-ków o mnie. Pomimo wielu próśb do IPN-u do tej pory nie znalazły się raporty o mnie z lat 1981-1989). Właśnie w tym świetle trzeba patrzeć na raporty pisane o rozmowach z o. Konradem. Na pewno wyraził się krytycznie o niektórych osobach. Jest to rzeczą normalną. O ile znam o. Konrada, człowieka wielkiej kultury i gentlemana na wskroś, nigdy nie wyraziłby się pogardliwie o osobach bliskich czy dalekich. Bardziej prawdopodobnym jest, że sam agent włożył w usta o. Konrada wyrazy, których on sam nie użył. Wielką krzywdę robią autorzy w/w opracowania o. Konradowi określając go jako współpracownika MSW. Używanie określenia "pracownik" czy "współpracownik" nasuwa przypuszczenie, że ktoś jest opłacanym urzędnikiem. A samo nadanie kryptonimu też nie znaczy, że się jest "współpracownikiem". Ks. Jankowskiemu nadano kryptonim "Mercedes". Czy oznaczało to, że jest "pracownikiem" lub "współpracownikiem" STASI? O. Konrad nigdy nie był ani "współpracownikiem", ani oficjalnym "informatorem". Może SB-owcy tak uważali, ale w rzeczywistości wyglądało to tak, że o. Konrad z własnej woli rozmawiał z ludźmi, którzy jak się okazało byli agentami służb bezpieczeństwa. Zastanówmy się nad tym, co o. Konrad mógł owym agentom przekazać. Jeżeli chodzi o dokumenty kościelne o. Konrad miał dostęp tylko do materiału, który Biuro Prasowe w Warszawie wysłało do swojej filii w Rzymie. Materiał ten zawierał przed wszystkim komunikaty Episkopatu Polski oraz informacje z życia kościelnego. Dokumenty te nie były tajne. Tajną korespondencją między hierarchią kościelną a Sekretariatem Stanu Stolicy Apostolskiej zajmowała się Sekcja Polska w Sekretariacie Stanu, kierowana bardzo sumiennie przez ks. (obecnie biskupa) Tadeusza Rakoczego. Do tych informacji o. Konrad nigdy nie miał dostępu. Więc nie mógł nic nikomu przekazać. O. Hejmo nigdy nie był prywatnie przyjmowany ani przez abp. Poggiego ani przez abp. Casarolirego. W Watykanie panuje ścisły "rytuał" jeżeli chodzi o przyjmowanie ludzi do rozmowy. Tak więc o. Konrad nie znał tajemnic rokowań między Watykanem i rządem PRL. Zresztą kierownik Zespołu do Spraw Stałych Kontaktów Roboczych między Rządem a Stolicą Apostolską Kazimierz Szablewski pielęgnował tak dobre kontakty bezpośrednio zarówno z Poggim jak i z Casarolim, że o. Konrad był zupełnie zbędny. A sam Poggi tak blisko przyjaźnił się z rządzącymi w Polsce, że napawało to Prymasa Wyszyńskiego dużą obawą, i było jednym z powodów zabiegania przez Episkopat Polski u Ojca Świętego o to, żeby nie mianował Poggiego nuncjuszem w Polsce. O. Konrad mógł więc co najwyżej przekazać informacje, które sam słyszał podczas rozmów od ludzi, którzy często gościli u niego w Domu Pielgrzyma "Corda Cordi" na Via Pfeiffer. Sam byłem gościem na tych obiadach. O. Konrad razem z siostrami byli serdecznymi gospodarzami.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.