Kolejne rocznice śmierci ks. kard. Adama Stefana Sapiehy przechodzą
praktycznie niezauważalnie. O pamięć dla wielkiego metropolity krakowskiego
upominał się Jan Paweł II.
***
Adam Stefan Sapieha urodził się 14 maja 1867 r. Był zatem o 53 lata - czyli o dwa pokolenia - starszy od Karola Wojtyły. Miał zaledwie 45 lat, gdy - 3 marca 1912 r. - objął diecezję krakowską (bp Wojtyła ordynariuszem został w wieku 43 lat). Ale choć miał za sobą wiele lat działalności u boku Piusa X (w 1905 r. Pius X powierzył mu funkcję swojego szambelana), jednak "był społeczeństwu krakowskiemu zupełnie nieznany, gdy objął katedrę wawelską" - pisze prof. Adam Vetulani, który w kręgach prawniczych cieszy się opinią niezrównanego mistrza. Zaufajmy zatem wspomnieniom profesora, zwracającego uwagę na to, że inteligencja krakowska z podejrzliwością patrzyła na nowego włodarza diecezji. "Po nielubianym księciu Puzynie stolicę obejmuje dostojnik, który również mitrę książęcą ma w herbie" - pisał prof. Vetulani. Krakowianie nie wiedzieli jednak choćby tego, że arystokrata Adam Stefan Sapieha był zwykłym wikarym w diecezji lwowskiej.
W swoim pierwszym liście pasterskim zażądał od kapłanów odnowy wewnętrznej, wzmożenia działalności duszpasterskiej i wyrzeczenia się pogoni za dobrami materialnymi. Wybuch I wojny światowej spowodował, że zamiast egzekwować nałożone wymagania, nowego biskupa krakowskiego pochłonęła praca na rzecz ofiar wojny. Obecnie wiedza na temat koszmaru I wojny światowej jest minimalna, gdy tymczasem był to straszny czas. Pomocy wymagały wszystkie warstwy polskiego społeczeństwa, ale w największym stopniu dzieci. W tym celu powstał Komitet Książęco-Biskupi, któremu przewodniczył biskup Sapieha i który miał na swoim koncie wiele osiągnięć. "Krakowianie wiedzieli, co zawdzięczają swemu biskupowi, i gorąco go pokochali. Byli dumni, że właśnie wielki i miłosierny jałmużnik Adam Stefan Sapieha jest ordynariuszem ich diecezji" - pisał profesor Vetulani.
Metropolita krakowski kierował się miłosierdziem i prawością przez całe swoje życie. Dlatego w II Rzeczypospolitej nie bał się krytykować władzy, gdy źle czyniła. Potępiał m.in. bezprawie w czasie zamachu majowego (1926 r.), hańbę Brześcia, czyli uwięzienie i znęcanie się nad politykami, mimo że poglądy wielu z nich były dlań nie do przyjęcia. Nazwisko jego stało się głośne, gdy w 1937 r. polecił przenieść zwłoki marszałka Józefa Piłsudskiego do przygotowanej krypty pod Wieżą Srebrnych Dzwonów w katedrze wawelskiej. To nie była demonstracja polityczna, ale wyraz troski o powierzone jego pieczy miejsce. Trzeba przypomnieć, że nim podjął taką decyzję, metropolita krakowski protestował przeciwko zamienianiu katedry w miejsce biwakowania tłumów. Sarkofag Piłsudskiego kazał przenieść dopiero, gdy nie pomogła interwencja u prezydenta Ignacego Mościckiego, któremu przypomniał, że to, iż Marszałek ma spoczywać pod Wieżą Srebrnych Dzwonów, zostało wcześniej uzgodnione z władzami II RP.
Gdy Niemcy napadli na Polskę we wrześniu 1939 r., a potem podzielili się nami z Rosją Sowiecką, metropolita krakowski ani myślał o ucieczce z kraju, mimo że - bo jak inaczej to nazwać - uciekli: rząd, wódz naczelny, a także prymas Polski i nuncjusz papieski w jednej osobie, czyli kard. August Hlond. (Tadeusz Wyrwa w 82. numerze "Zeszytów Historycznych", rok 1987, pisze, że gdy 22 października 1948 r. zmarł prymas Hlond, wówczas kard. Sapieha, komentując jego śmierć, miał powiedzieć: "Hlond popełnił w swoim życiu dwa błędy: był nieobecny w Polsce podczas wojny i zbyt wcześnie umarł").
Więcej na następnej stronie