Unia Organizacji Islamskich we Francji wezwała młodych muzułmanów uczestniczących od 11 dni w rozruchach na ulicach miast, aby "uspokoili swój gniew" i podporządkowali się wydanej wczoraj fatwie.
W tym dekrecie religijnym zawarty jest zakaz udziału w działaniach, które "uderzają na ślepo w dobra prywatne lub publiczne i mogą narażać życie bliźnich". Unia potępia agresję i apeluje o natychmiastowe zaprzestanie aktów przemocy. Do spokoju i zaprzestania przemocy wzywają także muzułmańscy duchowni. W opublikowanym przez Unię Organizacji Islamskich komunikacie czytamy, że ostatnie wydarzenia obnażają poważne braki "francuskiego modelu integracji", który pogrąża młodych z "trudnych dzielnic" w beznadziei i nędzy. Jednocześnie dokument przypomina, że "każdy muzułmanin żyjący we Francji, czy jest obywatelem francuskim, czy gościem Francji, ma prawo domagać się szacunku dla swej osoby, swej godności i swych przekonań, a także działać na rzecz większej równości i sprawiedliwości społecznej". Z kolei przewodniczący Rady Regionalnej Kultu Muzułmańskiego w Lyonie Azzedine Gaci zapowiedział, że wyda instrukcje imamom regionu Rhone-Alpes (Rodan-Alpy), aby podczas najbliższej, piątkowej "wielkiej modlitwy" w meczetach uspokajali nastroje swoich wiernych. - Oczywiście, padły słowa nie do przyjęcia, które zostały bardzo źle odebrane, obrzucono też gazem łzawiącym modlących się muzułmanów podczas jednej z najważniejszych nocy ramadanu, nocy przeznaczenia, ale nie usprawiedliwia to obecnego rozszerzania się przemocy - oświadczył Gaci. Nawiązał on do wystąpienia ministra spraw wewnętrznych Nicolasa Sarkozy, który nazwał uczestników ulicznych rozruchów "kanaliami z przedmieść", i do wrzucenia pocisku z gazem łzawiącym do meczetu w Clichy-Montfermeil. Od jedenastu dni w całej Francji płoną samochody, autobusy, szkoły, przedszkola, żłobki, komisariaty, supermarkety. Kilka butelek z "koktajlem Mołotowa" wybuchło także przed kościołami. Największe rozruchy uliczne w tym kraju od 30 lat zaczęły się w nocy z 27 na 28 października po tragicznej śmierci dwóch nastolatków w podparyskim Clichy-sous-Bois. W przekonaniu, że goni ich policja, ukryli się oni w transformatorze i zostali porażeni prądem. Dziesiątki młodych, głównie z rodzin arabskich imigrantów z północnej Afryki, wyszły wówczas na ulice miasteczka i zaatakowały strażaków, policjantów i budynki użyteczności publicznej. Już następnej nocy zamieszki zaczęły się rozszerzać na okoliczne miejscowości, a w nocy z 5 na 6 października dotarły do Paryża i rozlały się po całej Francji. Dotychczas 1 osoba zginęła, spalono 4,5 tys. pojazdów i wiele budynków. Dziesiątki policjantów odniosło rany. Policja zatrzymała ponad 1000 osób, które zostały przesłuchane. Młodzi uczestnicy zamieszek działają w małych grupach, które komunikują się za pomocą SMS-ów i łatwo się przemieszczają. Według AFP, przemoc króluje głównie na przedmieściach, gdzie "bezrobocie, ubóstwo, kiepska edukacja i poczucie społecznego wykluczenia tworzą mieszankę wybuchową".
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.