Kościół w Czarnowąsach został podpalony, ktoś oblał deski benzyną - ustalili śledczy. W tym tygodniu jednak sprawa zostanie umorzona, bo nie udało się ustalić, kto jest podpalaczem.
Mijają dokładnie trzy miesiące od dramatycznego wieczoru w Czarnowąsach, gdy spłonął zabytkowy drewniany kościółek. Tyle też policja miała czasu na przeprowadzenie śledztwa. Na koniec jeszcze raz przesłuchano biegłego straży pożarnej, którego zdaniem kościół został podpalony. Jak się dowiedzieliśmy, ustalił, że drewniane deski przy wejściu do świątyni polano prawdopodobnie benzyną. Laboratoryjne badanie pobranej próbki wykazało śladowe ilości substancji, która mogła być właśnie benzyną. Wcześniej w laboratorium wykluczono, by przyczyną pożaru mogło być zwarcie instalacji elektrycznej, bo dokładnie przebadano przewody. Nie udało się jednak natrafić na trop podpalacza. - W tej sytuacji zakończymy śledztwo i akta sprawy przekażemy prokuraturze, która oczywiście może zmienić decyzję - mówi Sławomir Szorc, rzecznik Komendy Miejskiej Policji. Jak się dowiadujemy, przez trzy miesiące policja badała przynajmniej kilkanaście różnych wersji. Sprawdzała alibi znanych podpalaczy mieszkających w okolicy. Pod uwagę brane było także przypadkowe zaprószenie ognia, a nawet podpalenie kościoła przez osobę, która chciała pokrzyżować plany nowożeńcom, którzy zaplanowali na sobotę ślub w drewnianym kościółku (ten spłonął w nocy z piątku na sobotę). Jednak żadna z nitek śledztwa nie przybliżyła śledztwa do ewentualnego podpalacza. - Umorzenie śledztwa nie oznacza zupełnego zakończenia sprawy. Cały czas trwać będą działania operacyjne. Kiedy tylko pojawią się nowe wątki, śledztwo może zostać wznowione. W tym wypadku przedawnienie nastąpi dopiero po 15 latach - tłumaczy Szorc.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.