Dziecięca ufność towarzyszyła mu nawet w godzinie konania. Szepcząc: "Jezu, ufam Tobie" podyktował wtedy czuwającym przy nim następujące słowa: "Zamiast śmierci/racz z uśmiechem/przyjąć Panie/ pod Twe stopy/życie moje/jak różaniec" - mówił abp Józef Życiński w homili podczas pogrzebu ks. Jana Twardowskiego.
I tej deklaracji dotrzymał w swoim stylu i w swej delikatności. Kilka miesięcy przed śmiercią wyrażał swe poetyckie "credo" mówiąc: "brak mi takich wierszy, które mówią, że można spojrzeć na cierpienie, na miłość, na śmierć - właśnie poprzez Ewangelię. I to jest moja stała tęsknota, żeby coś na ten temat pisać". Realizował tę tęsknotę w swych wierszach i w swoich homiliach. Ukazywał nam konsekwentnie jak to, co prozaiczne, przenika się z poezją uśmiechniętego Boga. Tę ostatnią najgłębiej potrafią odczytywać święci. Nie należy ich szukać wyłącznie na kartach pamiętników i zniszczonych ksiąg; święci podkreślał ks. Jan, żyją wśród nas. W rocznicę śmierci Teresy Strzembosz powiedział: "Nieraz narzekamy, że świat jest niedobry, że świat poszarzał jak odwrócone od słońca płótno, że więcej wątrób niż serc. Tymczasem - nic o tym nie wiedząc - często spotykamy się ze świętymi, którzy tak blisko nas przechodzą, że nieraz szturchają nas łokciem". Żeby w tym, który szturcha łokciem dostrzec świętego trzeba było finezji i głębi życia ks. Jana. W całym jego życiu mogliśmy podziwiać duchowe piękno Ewangelii błogosławionych, którzy nie chcieli być ludźmi sukcesu za wszelką cenę, nie stwarzali reklamowego szumu, nie skupiali uwagi na sobie. O ich szczęściu pisał przed laty podczas pobytu w domu rekolekcyjnym w Laskach: Szczęściem jest - własnym światłem więcej już nie świecić, tylko Boga pokochać. Światłem Boga płonąć - I na koniec z radości, nie mówiąc nikomu - własną duszę odnaleźć właśnie w leśnym domu (Dom rekolekcyjny) W leśnym domu w Laskach odnajdywał w modlitwie to, co najważniejsze znikając, aby było widać Boże światło. W jego odnajdywaniu szczęścia duszy w Bożym domu nie było narcyzmu. Dominowało tam zadziwienie i zafascynowanie pięknem niewidzialnego Boga. Był człowiekiem wielkiego zafascynowania Bogiem. W jednej z homilii sam podkreślał, że fascynacja Jezusem stanowi centrum jego kapłaństwa, w którym jedynym prawdziwym problemem jest to, by dać się porwać Bożej miłości. Takimi problemami żył. Okazywał tę fascynację przybliżając nam Boga uśmiechu, który jest miłością i ma poczucie humoru. Równocześnie jednak sam wnosił w chrześcijańską ascezę ciepło serca, które rozumie, współczuje i kocha. Jak wtedy, gdy modląc się do wielkiego Jana od Krzyża prosił klasyka mistyki: "rzuć mi malwę i nazwij «Janem od Biedronki»". Swą prostotą, wrażliwością i pokorą serca uczył humanizmu chrześcijańskiego ukazując wzruszająco, jak wiele piękna można odnaleźć w pożegnaniu wiejskiej parafii albo w spotkaniu z uczniami w szkole dla niepełnosprawnych. Dzięki temu otwarciu na Bożą rzeczywistość możemy odnajdywać w prozie życia fascynujące ślady świętości Boga, piękno odkrywane w prozaicznych sytuacjach. Umacniane pokojem serca tam, gdzie ktoś inny by dramatyzował, rozdzierał szaty, rzucał gromy. Jest to równocześnie Piękno, które jednało z Bogiem wiele osób krytycznych i wymagających, pozwalało odkrywać świat, którego kontemplację utrudnia nam reklamowy slogan czy medialny szum. Tylko raz znalazłem w zapiskach Mai Berezowskiej wzmiankę o pokucie. Było to w dedykacji dla ks. Jana przedstawiającej patronkę znanej rysowniczki - pokutującą św. Marię Egipską. Natomiast w zapiskach duchowych Anny Kamieńskiej można znaleźć znamienne świadectwo, jak ks. Jan czuwał przy jej umierającym mężu. Pani Anna napisała: "Janek leżał na łożu śmierci już nieprzytomny. Ks. Jan Twardowski modlił się przy nim półgłosem. Gdy ksiądz wyszedł, Janek obudził się jeszcze i powiedział nagle wyraźnie: Ksiądz się modlił? Jestem szczęśliwy". I dalej Anna: "Teraz, gdy rozpamiętuję ten moment, słowa te wydają mi się tak bardzo istotne. To było wyznanie wiary". I może czasem tylko tyle potrzeba i jeszcze cała męka konania, aby człowiek został zbawiony. To dzięki niemu słowa "zbawienie", "życie wieczne" pojawiały się w wielu środowiskach. Pamiętam jak z wielką radością mi opowiadał, jak sprawował Mszę św. w kościele w Brwinowie dla Iwaszkiewiczów z racji 50-lecia ich małżeństwa. I z zadumą mi mówił: "W dzień ślubu sceptycy mi mówili, że będzie dobrze, jeśli to małżeństwo przetrwa kilka miesięcy, a w zeszłym tygodniu dziękowaliśmy razem za 50 lat wspólnej drogi". A pani Anna Kamieńska dopisała jeszcze w swoich notatkach: "Obrzęd złotych godów w tym samym kościele, gdzie brali ślub w 1922 roku, oboje przystąpili do Komunii św. Spowiadał ks. Twardowski".
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.