Benedykt XVI przewodniczył Mszy Krzyżma w Bazylice Watykańskiej.
W sakramentalnym znaku nałożenia rąk przez biskupa sam Pan nałożył na nas ręce. Ten znak sakramentalny obejmuje całą egzystencję. Niegdyś, jak pierwsi uczniowie, spotkaliśmy Pana i usłyszeliśmy Jego głos: „Pójdź za mną!”. Być może początkowo szliśmy za Nim nieco niepewnie, oglądając się wstecz i pytając czy ta droga naprawdę jest nasza. Być może w którymś momencie drogi przeżyliśmy to samo co Piotr o cudownym połowie, to znaczy wystraszyliśmy się jego wielkością, wielkością zadania i nieudolnością nas samych, tak że chcieliśmy się wycofać: „Odejdź ode mnie Panie, bo jestem człowiekiem grzesznym” (Łk 5,8). Jednak On, z wielką dobrocią brał nas potem za rękę, pociągał nas do siebie i mówił: „Nie bój się! Ja jestem z Tobą. Nie zostawię cię i ty mnie nie zostawiaj”. I więcej niż raz każdemu z nas przytrafiło się być może to samo co Piotrowi, gdy krocząc po falach na spotkanie Pana, nagle zdał sobie sprawę, że woda już go nie podtrzymuje, że tonie. I jak Piotr krzyczeliśmy: „Panie, ratuj mnie!” (Mt 14,30).Widząc całą srogość czynników, jakże mogliśmy przejść wobec rozszalałych i spienionych wód minionego wieku i przeszłego tysiąclecia? Ale wówczas patrzyliśmy na Niego… a on mocno nas ujmował za rękę, nadawał nam nowy „ciężar właściwy”: lekkość płynącą z wiary i pociągającą nas ku górze. Podawał nam dłoń, która prowadzi i podtrzymuje. On nas podtrzymuje. Kierujmy stale na nowo nasz wzrok nasz wzrok ku Niemu i wyciągajmy di Niego ręce. Pozwólmy, by Jego dłoń nas pochwyciła, a nie utoniemy, ale będziemy służyć życiu, które silniejsze jest niż śmierć, i miłości, co silniejsza jest niż nienawiść. Wiara w Jezusa, Syna Boga żywego, jest środkiem, dzięki któremu wciąż na nowo przylegamy do dłoni Jezusa i poprzez który on chwyta nasze dłonie i nas prowadzi. Moją ulubioną modlitwą jest prośba, która liturgia kładzie nam na usta przed Komunią: „… nie dozwól mi nigdy odłączyć się od Ciebie”. Prośmy abyśmy nigdy nie odpadli od komunii z Jego Ciałem, z samym Chrystusem, byśmy nie oddalili się od misterium eucharystycznego. Prośmy, aby nigdy nie wypuścił naszej dłoni… Pan położył na nas swą rękę. Znaczenie tego gestu wyraził słowami: „Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni jego pan, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego” (J 15,15). Nie nazywam was sługami, lecz przyjaciółmi: w tych słowach można by nawet widzieć ustanowienie kapłaństwa. Pan czyni nas swymi przyjaciółmi: powierza nam wszystko; powierza nam siebie, tak, że możemy mówić poprzez jego Ja – In persona Christi capitis. Cóż za zaufanie! On naprawdę powierzył się w nasze ręce. Zasadnicze znaki święceń kapłańskich są w swej istocie wszystkie przejawami tego słowa: nałożenie rąk; wręczenie księgi – czyli słowa, które nam powierza; wręczenie kielicha, którym przekazuje nam swą najgłębszą i najbardziej osobistą tajemnicę. W tym wszystkim zawarta jest także władza odpuszczania grzechów: daje nam również udział w swej świadomości co do nędzy grzechu i całej ciemności świata, składa w nasze ręce klucz otwierający bramę domu ojca. Już nie nazywam was sługami, lecz przyjaciółmi. Stać się przyjacielem Jezusa Chrystusa – oto głębokie znaczenie bycia księdzem. O tę przyjaźń winniśmy codziennie zabiegać na nowo. Przyjaźń oznacza zbieżność w myśleniu i działaniu. Trzeba nam się ćwiczyć w tej wspólnocie myśli z Jezusem, jak mówi święty Paweł w Liście do Filipian (2, 2-5). Ta wspólnota myśli nie jest czymś jedynie intelektualnym, lecz jest zgodnością uczuć i woli, a więc także działania. Oznacza to, że winniśmy znać Jezusa na sposób coraz bardziej osobisty, słuchając Go, żyjąc razem z Nim, zatrzymując się u Niego. Słuchać Go – poprzez lectio divina, to znaczy czytając Pismo Święte nie na sposób akademicki, lecz duchowy; przez to nauczymy się spotykać Jezusa, który jest obecny i mówi do nas. Musimy rozważać i zastanawiać się nad Jego słowami i Jego działaniem wobec Niego i razem z Nim. Czytanie Pisma Świętego jest modlitwą, winno być modlitwą – musi płynąć z modlitwy i do modlitwy prowadzić. Ewangeliści mówią nam, że Pan wielokrotnie – całymi nocami – usuwał się „na górę” aby samemu się modlić. Tej „góry” potrzebujemy także my: to jest wewnętrzna wyżyna, na którą winniśmy się wspinać, góra modlitwy. Jedynie w ten sposób rozwija się przyjaźń. Jedynie w ten sposób będziemy mogli pełnić naszą kapłańską posługę. Jedynie w ten sposób będziemy mogli nieść Chrystusa i Jego Ewangelię ludziom. Zwykły aktywizm może być nawet heroiczny. Jednak zewnętrzne działanie pozostaje ostatecznie bezowocne i traci skuteczność, jeśli nie rodzi się z głębi osobistej komunii z Chrystusem. Czas, który na to poświęcamy jest naprawdę czasem działalności duszpasterskiej, działalności prawdziwie duszpasterskiej. Kapłan powinien być przede wszystkim człowiekiem modlitwy. Świat w jego szaleńczym aktywizmie często gubi orientację. Jego działanie i możliwości stają się niszczycielskie, jeśli brak mocy modlitwy, z której wypływają wody życia, zdolne użyźniać suchą glebę.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.