Walkę z Kościołem katolickim w PRL w latach 1945-1989 na łamach Naszego Dziennika przypomniał ks. prof. Roman Dzwonkowski SAC.
W listopadzie i w grudniu następnego roku (1952) nastąpiły aresztowania księży i biskupów w kurii krakowskiej. Aresztowany został krakowski metropolita, ks. abp Eugeniusz Baziak, ks. bp Stefan Rospond oraz kilku księży urzędników kurialnych. Ci ostatni otrzymali wyroki skazujące na kilkanaście lat więzienia. Dzięki staraniom Prymasa z procesu wyłączono biskupów, którzy zostali internowani poza diecezją. I ta rozprawa przeciwko "kurii krakowskiej" była wzorowana na sowieckich procesach pokazowych. Oskarżeni, zmaltretowani w czasie śledztwa, realizowali przygotowany uprzednio scenariusz przebiegu procesu, a odpowiednio dobrana publiczność wyrażała wobec nich swój gniew i pogardę. Przez wiele dni był to główny temat doniesień prasowych, a proces o rzekome szpiegostwo na rzecz zachodnich imperialistów transmitowano przez radio[5]. Interwencje nieżyjącego już ks. kard. Adama Sapiehy u Niemców w obronie ludności polskiej w czasie II wojny światowej nazywano okupacyjną współpracą. Praca sądzonych księży z młodzieżą w kołach Żywego Różańca została określona jako jej deprawowanie. Prasa pisała o "aferze szpiegowskiej w krakowskiej kurii arcybiskupiej", o "kanaliach zwerbowanych do szpiegowskiej roboty", o "księżach-agentach wywiadu amerykańskiego", o "bandzie zorganizowanej na zlecenie monachijskiego ośrodka wywiadu amerykańskiego przez tzw. radę polityczną, skupiającą na emigracji wrogów i wyrzutków narodu polskiego, nazwiska dobrze w kraju znanych zdrajców i renegatów naszego narodu". Obiektem ataku była również Stolica Apostolska. Pisano na jej temat: "Watykan wprzągnięty w służbę amerykańskiego imperializmu błogosławi wszystkim przygotowaniom do nowej wojny, stara się podsycić rewizjonizm niemiecki i bierze udział we wszystkich antypolskich knowaniach, popiera odbudowę nowego Wehrmachtu. Kto z takiego antypolskiego zatrutego źródła jak Watykan czerpie polityczne natchnienie, musi działać na szkodę naszej ojczyzny"[6]. I w tym wypadku w kampanii propagandowej przeciwko Kościołowi wzięli udział znani literaci i publicyści. Rezolucja krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich, pod którą się podpisali (niektórzy dziś bardzo honorowani, także przez pewne środowiska katolików), miała tak niegodziwą treść, że trudno ją tu cytować. Wobec narastającej dyskryminacji Kościoła Prymas Polski, w imieniu Konferencji Plenarnej Episkopatu, wystosował 8 maja 1953 r. list do I sekretarza KC PZPR Bolesława Bieruta. Wyliczał w nim szykany, jakich Kościół doznał w powojennej Polsce: aresztowania księży, zakonnic i biskupów, likwidowanie kościelnych wydawnictw i prasy, niszczenie polskiej administracji kościelnej na ziemiach zachodnich, wewnętrzne rozbijanie Kościoła, ingerowanie na różne sposoby w jego sprawy oraz inne kwestie. Był to słynny list kończący się słowami "Non possumus..." (Nie możemy...). W celu pozbawienia wpływu Prymasa Polski ks. kard. Stefana Wyszyńskiego na sprawy Kościoła w Polsce i złamania jego oporu partia podjęła drastyczną, przygotowywaną wcześniej decyzję. Było nią aresztowanie księdza Prymasa 25 września 1953 roku. Zostało ono przedtem omówione w Moskwie z władzami sowieckimi przez Bolesława Bieruta. Nazajutrz "Trybuna Ludu" opublikowała atak na Prymasa w postaci wywiadu z członkiem KC PZPR Edwardem Ochabem. Mówił w nim, że aresztowanie nastąpiło w wyniku sabotowania i łamania przez Prymasa Porozumienia między państwem i Kościołem i za "faktyczną pomoc okazywaną zachodnio-niemieckim Krzyżakom i anglo-amerykańskim wrogom naszego Narodu i w szkalowaniu i zohydzaniu Polski Ludowej"[7]. Na trzydziestu kilku biskupów, jacy byli w Polsce w 1953 r., dziewięciu siedziało wówczas w więzieniach lub miejscach odosobnienia. Aresztowanie Prymasa Polski pozwoliło władzom PRL osiągnąć ważne dla nich cele. Biskupi zostali zmuszeni do wydania upokarzającego oświadczenia z 28 września 1953 r., a następnie złożenia ślubowania na wierność PRL. Miało to miejsce 17 grudnia 1953 roku. Deprecjonowało to wizerunek Kościoła w społeczeństwie jako ostatniej, niezależnej siły moralnej w kraju. Był to jedyny w powojennej historii Kościoła w PRL tego rodzaju dokument. Podyktowany został stanem wyższej konieczności i troską o zachowanie ostatnich swobód duszpasterskich Kościoła.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.