W dniu, w ktorym po raz pierwszy obchodzimy ustanowiony przez polski episkopat Dzień Papieża Benedykta XVI, znany watykanista John L. Allen Jr. tłumaczy czytelnikom Dziennika, dlaczego właśnie cztery dni majowej pielgrzymki do Polski nowy papież wybrał do tego, aby pokazać nowy styl swojego pontyfikatu.
Benedykt nie wchodzi także w spontaniczne rozmowy z wiernymi, z których zasłynął Jan Paweł II, zwłaszcza w miejscu takim jak Wadowice. Zamiast podgrzewać entuzjazm tłumów, Benedykt woli przerwać okrzyki i śpiewy już po paru sekundach i szybko rozpocząć modlitwę. To papież, dla którego najważniejsze są słowa, a nie efekciarskie widowiska przyciągające uwagę mediów. Bez wątpienia najważniejszym momentem pielgrzymki papieża do Polski, przynajmniej z punktu widzenia międzynarodowej opinii publicznej, była wizyta w Auschwitz 28 maja. Wówczas Benedykt XVI po raz kolejny udowodnił, że sam narzuca styl swego pontyfikatu; że chce być papieżem na swój sposób. Z punktu widzenia PR można było oczekiwać, że prominentny Niemiec odwiedzający Auschwitz, wygłosi narodowe wyznanie win i zaapeluje przeciwko współczesnemu antysemityzmowi. Katolik przestrzegający zasad „politycznej poprawności” nie odwoływałby się do żadnych wątków, które mogłyby wzbudzić kontrowersje między katolikami i żydami. „Nie mogłem tu nie przybyć” - oświadczył. Jednak dalej określił się jako „syn tego narodu, nad którym grupa zbrodniarzy zdobyła władzę", stwierdzając, iż naziści wykorzystali Niemców dla swych celów. Pochwalił również swych rodaków, którzy stawiali opór Hitlerowi, nazywając ich „świadkami prawdy i dobra, które przetrwało również w naszym narodzie”. W papieskich wypowiedziach było widać wyraźne odejście od wyrażenia zbiorczej narodowej winy. Podobnie Benedykt nie odniósł się do współczesnego antysemityzmu, choć na początku swojego przemówienia mocno wolał: „Aby żywy Bóg nigdy nie dopuścił do powtórzenia tego”. Jednakże oczekiwanie, że Benedykt powie coś wprost na temat antysemityzmu w Europie, a może nawet o ostatnich kontrowersjach wokół Radia Maryja, się nie spełniły. Wygląda na to, że Benedykt nie chciał, by Auschwitz zostało wykorzystane jako trampolina do krytyki współczesnych wydarzeń. Zamiast tego wolał zgłębić w swoich wypowiedziach to, co sięga korzeni - ludzką chęć usunięcia Boga, który ogranicza ziemską władzę. W pewnym sensie przemówienie Benedykta w Auschwitz jest punktem zwrotnym w chrześcijańskiej teologii, która w ciągu ostatnich 60 lat jako punkt wyjścia brała na siebie winę za współudział w Holocauście. Nie zaprzeczając, że do tragedii przyczynili się często zdeklarowani chrześcijanie, Benedykt dotknął problemu, głębiej zauważając, że zarówno chrześcijaństwo, jak i judaizm reprezentowały systemy myślowe, które naziści zamierzali zniszczyć. Bóg i prawo naturalne są bowiem obroną przed totalitaryzmem. Benedykt dał chrześcijanom nowe kryterium do refleksji nad Auschwitz - nie winę, ale fundamentalne poczucie konieczności wyboru stojącego przed ludzkością: Bóg albo otchłań pustki.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.