Bezpieka kilkakrotnie próbowała zwerbować ks. Tadeusza Pieronka - ustaliło ŻW. Nie udało się - donosi na pierwszej stronie Życie Warszawy.
- Najpierw rozmowa na tak zwane bezpieczne tematy. Sytuacja międzynarodowa, zimna wojna. Starałem się nie mówić niczego, co nie byłoby powszechnie znane z prasy. Potem zwykle pytali o kolegów. To był czas, kiedy w Rzymie studiowało wielu znanych później duchownych, m.in. ks. Józef Glemp czy ks. Michał Czajkowski. W naszym domu polskim czasem zatrzymywał się też kardynał Wyszyński. Na pytania o kolegów zawsze odpowiadałem, że niewiele ich znam. Pochodzą z innych diecezji, nie zdążyłem ich jeszcze poznać. - Być może przebieg tych rozmów bezpieka odebrała jako nadzieję na przyszłą współpracę. Stąd później rozgoryczenie widoczne w dokumentach SB. - Czasem się zastanawiam, czy nie byłem zbyt naiwny, że w ogóle z nimi rozmawiałem. Dziś wiadomo, że oni potrafili zrobić zły użytek nawet z błahych z pozoru albo ogólnie znanych informacji. Ale z drugiej strony, proszę mi pokazać kogoś, kto wówczas był tak odważny, żeby od razu powiedzieć: „Odczep się, esbeku!”. Tym bardziej że wtedy nie byliśmy świadomi całego mechanizmu. Poza tym nie ma co ukrywać, że w tym wszystkim był też element strachu. Ja się w każdym razie do niego przyznaję. Tym bardziej że bezpieka stwarzała poczucie swojej stałej obecności, wręcz osaczenia. - W jaki sposób? - Pamiętam, że już po moim powrocie do Krakowa zdarzało się, że podchodzili do mnie na ulicy. Zaczepiali, próbowali rozmawiać. To niczemu nie służyło, oprócz przekazania krótkiego komunikatu: „Nie zapomnieliśmy o księdzu. Ciągle jesteśmy!”. - W papierach SB jest notatka, że esbek prosił Księdza o wypożyczenie książek z Biblioteki Watykańskiej. Pamięta Ksiądz takie zdarzenie? - Nie pamiętam. To zresztą niemożliwe, bo dostęp do Biblioteki Watykańskiej miałem dopiero w 1975 r, gdy zbierałem materiały do habilitacji. - W dokumentach na Księdza temat jest informacja, że SB potraktowała Księdza jako kogoś, kto ich wykiwał. Niemal jak podwójnego agenta, który udawał, że szczerze rozmawia z bezpieką, a potem o wszystkim informował kościelnych przełożonych. - Nie mogę potwierdzić, że byłem agentem, a tym bardziej podwójnym (śmiech). Nie wiem, o co mogło bezpiece chodzić. W tym kontekście pamiętam tylko jedno zdarzenie. Tuż przed moim wyjazdem z Rzymu dostałem list informujący o spotkaniu we Wrocławiu współpracujących z władzami tzw. księży-patriotów. Nie był podpisany, ale potem się przekonałem, że pochodził od bezpieki. Ponieważ byłem w dość dobrych relacjach z ówczesnym ordynariuszem wrocławskim ks. abp. Kominkiem, przekazałem mu tę informację. Już w Krakowie esbek wezwał mnie i uznał moje postępowanie za karygodne, niemal za działanie na szkodę państwa. Był mocno wzburzony. „Jak mógł ksiądz to przekazać arcybiskupowi?!”. - Co Ksiądz odpowiedział? - Zachowałem się chyba dość stanowczo. Powiedziałem, że jego zarzuty są absurdalne, bo żadnej tajemnej wiedzy nikomu nie przekazałem… Prawdą jest też, że po jednym z przyjazdów z Rzymu zrelacjonowałem moje rozmowy z esbekiem księdzu kardynałowi Wojtyle.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.