Dwie katoliczki z Grodna, prowadzące od piątku głodówkę, domagając się od białoruskich władz zezwolenia na budowę kościoła, zasłabły, ale czują się już dobrze - powiedział ksiądz Aleksander Szemet.
Obie kobiety zamierzają kontynuować głodówkę. Po jedną z głodujących, która miała wymioty, przyjechała w nocy córka i przebywa ona obecnie w domu. Wezwane do niej pogotowie stwierdziło podwyższone ciśnienie i zatrucie spowodowane głodówką. "Jest już dobrze, odwiedziłem ją" - powiedział ks. Szemet. Druga kobieta, Irena Giluk, także miała podwyższone ciśnienie i dostała zastrzyk domięśniowy. Przebywająca wraz z innymi głodującymi pani Giluk powiedziała, że czuje się już lepiej i zamierza kontynuować głodówkę. "Innej drogi nie mamy" - podkreślił ks. Szemet. Poniedziałek jest czwartym dniem głodówki 15 wiernych i proboszcza katolickiej parafii Najświętszej Marii Panny Ostrobramskiej Matki Miłosierdzia w Grodnie. Najstarsza uczestniczka głodówki ma 79 lat, a najmłodsza 34 lata. Większość protestujących to Polacy, ale są też Białorusini i Rosjanie. Parafia Najświętszej Marii Panny Ostrobramskiej Matki Miłosierdzia, licząca 8 tys. wiernych, stara się o zgodę na budowę kościoła od 1998 roku, czyli od chwili rejestracji. Na Białorusi każda parafia musi się oddzielnie rejestrować w Ministerstwie Sprawiedliwości. W liczącym ponad 300 tys. mieszkańców Grodnie jest siedem kościołów katolickich.
Otwarcie paryskiej katedry po wielkim pożarze odbędzie się 7 grudnia.