XXI wiek wymaga nowych znaków i symboli, także jeśli chodzi o sposób bycia biskupem - mówi w rozmowie z KAI abp Kazimierz Nycz, nowy arcybiskup metropolita warszawski.
W specjalnym wywiadzie przed inauguracją swojej posługi w Warszawie, abp Nycz przyznaje, że jednym z podstawowych problemów przed którymi staje Kościół w Polsce jest pytanie, jak docierać do tych, którzy już nie przychodzą do świątyni. "Do tego jesteśmy jednak słabo przygotowani" - konstatuje. Przyznaje, że odnowa duszpasterstwa w Polsce winna rozpocząć się od parafii, która musi być rzeczywistą i autentyczną wspólnotą, za którą odpowiedzialni są także świeccy. Oto obszerne fragmenty wywiadu, który ukaże się w "Wiadomościach KAI". KAI: Czy nominacja na metropolitę warszawskiego była dla Księdza Arcybiskupa zaskoczeniem? Czy miał Ksiądz czas do niej duchowo się przygotować? Abp Nycz: Była zaskoczeniem, choć nie stuprocentowym. Nigdy nie myślałem o takim zatoczeniu koła mojego życia i posługi biskupiej: po Krakowie, Koszalinie i Kołobrzegu - teraz Warszawa. Nie ukrywam, że kiedy 6 grudnia został mianowany abp Stanisław Wielgus, to doświadczyłem wielkiej ulgi, gdyż niejednokrotnie doznawałem niepokoju, gdy wymieniano moje nazwisko w związku z Warszawą. W styczniu pewien niepokój wrócił. Bo skala zadań i problemów w Warszawie jest nieporównywalna do tej, którą miałem tutaj, w Koszalinie. KAI: Czemu - jak Ksiądz Arcybiskup sądzi - zawdzięcza fakt tej nominacji? - Patrząc na swoje życie, zauważam, że wciąż jestem zaskakiwany. W wieku 38 lat zostałem biskupem pomocniczym w Krakowie. Kiedy szedłem na spotkanie z Księdzem Prymasem, bo to on wtedy przekazywał takie informacje, nie przypuszczałem po co zostałem wezwany. Tym bardziej, że dopiero co zostałem wicerektorem seminarium w Krakowie. Kilkanaście lat później nie spodziewałem się, że zostanę przeniesiony w drugi koniec Polski, jako biskup koszalińsko-kołobrzeski. Będąc biskupem w Koszalinie i stopniowo wrastając w specyfikę tej diecezji, nawet przez myśl mi nie przeszło, że zostanę arcybiskupem warszawskim. Bardzo trudno jest zracjonalizować drogi, jakimi kieruje się Pan Bóg i Duch Święty. [...] KAI: Jakie najważniejsze zadania stoją dziś przed metropolitą warszawskim? - Nie uważam się za znawcę Kościoła warszawskiego, choć z wieloma ludźmi tu utrzymuję kontakty. Jest to Kościół inny, nieporównywalny ani do Krakowa, ani do Koszalina. Pewne trendy jednak są wspólne. Procesy laicyzacyjne, które idą przez współczesną Polskę, dotykają wszystkich terenów i środowisk, nie tylko Warszawy. Choć niewątpliwie w Warszawie są one silniejsze. KAI: W Warszawie systematycznie praktykuje niewiele ponad 20 proc. mieszkańców. - Nie jest to jedyne środowisko w Polsce dotknięte takimi problemami. W diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej skala praktyk także jest niska. Ale motywacja tych ludzi, którzy przychodzą do Kościoła jest głębsza. W tego typu parafiach jest na kim budować, pogłębiać, niż wtedy, kiedy przychodzą prawie wszyscy. Czasem bardziej boję się o religijność Podhala czy innych regionów Południa i Wschodu, niż Koszalina czy Warszawy. Nie wiem na ile środowiska o bardzo wysokiej religijności będą odporne na zetknięcie z nowymi prądami laicyzacyjnymi. Natomiast problemem i źródłem niepokoju jest pytanie, jak docierać do tych, którzy już nie przychodzą do kościoła.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.