Przy dźwiękach szofaru, baraniego rogu, ocaleni z Holocaustu wraz z towarzyszącymi im grupami młodzieży żydowskiej z całego świata wyruszyli spod bramy z napisem "Arbeit Macht Frei" w trzykilometrową trasę dzielącą byłe obozy Auschwitz i Birkenau.
Dźwięk szofaru, tradycyjnego instrumentu żydowskiego nie jest przypadkowy. Jak wyjaśnia rabin Johanan Fried, prowadzący Marsz Żywych od 19 lat, w tym naturalnym dźwięk zaklęty jest smutek i radość całego wydarzenia. - Używamy go w podniosłych chwilach, ale on także wzywa do pokuty. Ten instrument ma tylko naturalne dźwięki, więc staram się grać na nim autentycznie, czyli z całego serca. Mam nadzieję, że ten głos poruszy wielu - mówi. Ks. Artur Wyrobek z parafii św Benedykta w Tychach szedł w Marszu pierwszy raz. Przyjechał razem z pięćdziesięcioosobową grupą młodzieży i parafian. - Widzę że to miejsce także działa na tych młodych ludzi. Potrafią się wyciszyć, skupić i zastanowić na sensem życia - mówi kapłan. Pod ruinami komór gazowych Birkenau odbył się krótki, symboliczny apel poległych i odmówiony został kadisz- modlitwa za zmarłych. Pierwszy Marsz Żywych miał miejsce w 1988 r., od 1997 odbywają się one co roku. Największy dotąd Marsz odbył się w 2005 roku. Uczestniczyło w nim około 20 tysięcy osób, w tym delegacje z blisko 50 krajów świata. W uroczystościach wzięli udział premierzy: Izraela - Ariel Szaron, i Polski - Marek Belka oraz noblista Elie Wiesel.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.