Reklama

Misjonarz oskarżony przez huntę

Życiorys przemyślanina, ojca Bogusława Żero, mógłby posłużyć za kanwę powieści wojenno - przygodowej. Ten młody kapłan pracował w Ugandzie na terenach ogarniętych konfliktami plemiennymi. Jego przeżycia opisały SuperNowości.

Reklama

Okazało się, że kilka godzin później kapłana poinformowano o zbliżającym się do misji oddziale rebeliantów. - I tym razem doniesienia okazały się prawdziwe. Ludzie w strachu opuszczali domy, ja zaś wyjechałem do Soroti. Na drugi dzień udałem się na teren misji. W drodze natknąłem się na dwóch znanych mi parafian, jeden z nich wsiadł do samochodu. Gdy minęliśmy pierwsze chaty misji, odezwała się seria z karabinów. Jedna z kul raniła śmiertelnie mojego towarzysza. Próbowałem zawrócić, ale manewrowanie samochodem utrudniało przebite karabinową kulą koło - wspomina chwile grozy. Kapłan tylko dzięki przytomności umysłu zdołał wydostać się spod ostrzału. W drodze do najbliższej wioski udzielił umierającemu współpasażerowi ostatniego namaszczenia. W międzyczasie po kraju rozeszła się plotka, iż rebelianci zastrzelili misjonarza z Polski. - Jak bardzo musieli być zdziwieni moi koledzy księża, gdy kilka dni później zobaczyli mnie żywego - śmieje się o. Grzegorz, ale po chwili dodaje z zadumą: - Z tych wojennych potyczek wyszedłem bez ran na ciele, ale z mocno krwawiącym sercem... Kilka dni później misjonarz z Polski opowiedział o bratobójczych walkach w Ugandzie dziennikarzowi BBC. Ten z kolei przeprowadził rozmowę z rzecznikiem prasowym armii, który gorąco zapewnił, że wojsko panuje nad sytuacją w kraju. - Przez kolejne 5 dni w wiadomościach BBC prezentowano obie, wzajemnie sprzeczne wypowiedzi - opowiada o. Bogusław. - Dopiero wtedy dowództwo armii wysłało oddziały żołnierzy na ogarnięte wojną tereny, a stało się to w momencie, gdy rebelianci atakowali Soroti. Ojciec Bogusław już nie wrócił do pracy w swojej parafii. Przez 4 miesiące organizował pomoc humanitarną dla uchodźców, co zresztą mógł przepłacić życiem. - W drodze do jednego z obozów, gdzie wieźliśmy żywność, jadący przed nami samochód wjechał na minę - kontynuuje swą opowieść misjonarz. - Pojazd w ułamku sekundy stanął w ogniu, ale na szczęście nikt z nas nie ucierpiał. Gdyby na wspomnianą minę najechała ciężarówka, którą ja podróżowałem, to prawdopodobnie dzisiaj nie rozmawialibyśmy. Po pewnym czasie wojskowi oskarżyli o. Bogusława o to, że... nie szanuje miejscowego prezydenta. Posądzono go także o współpracę z rebeliantami. - Armia nie wybaczyła mi tego, że powiedziałem światu prawdę o wydarzeniach we wschodniej Ugandzie - mówi kapłan. - Zrozumiałem, że muszę opuścić Ugandę. Od kilku tygodni o. Bogusław przebywa w Polsce, jednak cały czas myśli o pracy misyjnej. - Chciałbym wrócić do swoich parafian, ale zdaję sobie sprawę z tego, że hunta wojskowa na to nie zezwoli - mówi ze smutkiem misjonarz. - Nie wiem, co mnie czeka w przyszłości. Teraz próbuję sam sobie odpowiedzieć na pytania kim jestem, po co to robię i czy to co robię jest zgodne z wolą Bożą. Jedno wiem na pewno - to, że nadal żyję, że w tych dramatycznych chwilach nie doznałem żadnego uszczerbku na zdrowiu mogę zawdzięczać wszystkim tym ludziom, którzy modlili się do Boga o łaskę życia dla mnie.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
0°C Czwartek
rano
2°C Czwartek
dzień
3°C Czwartek
wieczór
0°C Piątek
noc
wiecej »

Reklama