Kilka stanów zawiesiło egzekucje dokonywane za pomocą zastrzyku. Według obrońców praw człowieka metoda, która miała być bezbolesna, jest wyjątkowo okrutna - podała Rzeczpospolita.
Bennie Demps był potrójnym mordercą. W 2000 roku został stracony w więzieniu stanowym w Kalifornii przy użyciu śmiertelnego zastrzyku. Egzekucja trwała bardzo długo - kaci przez ponad pół godziny bezskutecznie usiłowali wbić igłę w odpowiednią żyłę. Zbrodniarz dostał podobno silnego krwotoku. Od tej sprawy w Stanach Zjednoczonych zaczęła się dyskusja na temat śmiertelnego zastrzyku. Zastrzyk jest mieszanką trzech substancji chemicznych. Pierwsza ma skazanego znieczulić, druga sparaliżować jego mięśnie, trzecia zatrzymać pracę serca. W praktyce trzecia substancja często działa zbyt wolno. Sparaliżowany skazaniec - nie mogąc ruszyć nawet palcem - z pełną świadomością powoli umiera. Podobne przypadki wywołały gwałtowne protesty obrońców praw człowieka. - To wyjątkowo okrutny sposób zabijania ludzi. To okropne, że coś takiego dzieje się w naszym kraju - mówi Rz David Elliot z Narodowej Koalicji na rzecz Zniesienia Kary Śmierci. Poważne wątpliwości mają nawet zwolennicy kary śmierci. Władze sądowe Teksasu - stanu, w którym dokonuje się największej liczby egzekucji - właśnie przychyliły się do wniosku obrońców innego skazanego mordercy i zawiesiły wykonanie kary. Do czasu, gdy Sąd Najwyższy rozstrzygnie, czy zastrzyk jest zgodny z konstytucją. Podobnie postąpiło wiele innych stanów. Jeżeli śmiertelny zastrzyk zostanie zdelegalizowany, do łask mogą wrócić stare metody: komora gazowa i stryczek. - Podczas całej tej dyskusji nikt nie wspomina o ofiarach tych morderców. Zastrzyk, nawet jeśli pojawiają się komplikacje, to i tak nic w porównaniu z tym, co ci ludzie zrobili swoim ofiarom - mówi Rz Shirley Shaw z amerykańskiej Koalicji Sprawiedliwości.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.