Było anielsko. Ale niezbyt sielsko. Było miło, ale się skończyło. I wtedy przyszedł Bóg.
Słowo „miły” powraca w rozmowach o ewangelizacji jak bumerang. Ksiądz autorytet uśmiecha się z okładki, opowiadając o Nergalu: „To miły człowiek”. A zagadnięty przez młodego woodstockowicza odpowiada: „Nie mam wam nic do zaproponowania”. Czy familiarne klepanie po ramieniu jest naprawdę skutecznym głoszeniem Dobrej Nowiny? Nie chcę pastwić się nad „kanapowym”, kawiarnianym duszpasterstwem. Po owocach ich poznacie – zapowiadał Jezus. Widzę jednak, że słowo „miło” odmieniane jest dziś w kontekście ewangelizacji we wszystkich przypadkach. Też bardzo je lubię i z dziką radością nadużywałbym go od rana do wieczora. Duch Święty jednak – jak wyraźnie zapowiada Jezus – przekona świat „o grzechu i o prawdzie”. I jedno, i drugie nie należy do przyjemności.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |