Mimo oburzenia i protestów Zachodu afgański senat popiera wyrok śmierci dla studenta oskarżonego o bluźnierstwo. Jego stracenia domagają się też talibowie - napisała Gazeta Wyborcza.
23-letni Sajjed Perwez Kambaksz, student i dziennikarz z miasta Mazar-i-Szarif na spokojnej północy Afganistanu, został skazany na śmierć za to, że ściągnął z internetu, wydrukował i pokazywał na zajęciach na uniwersytecie artykuł mieszkającego w Europie Irańczyka Arasza Bichody. Ten zaś napisał, że zezwalając mężczyznom na wielożeństwo i nakładając na kobiety obowiązek monogamii, Koran dyskryminuje je. Artykuł nosił tytuł "Koraniczne wersety, które dyskryminują kobiety". Sędziowie z Mazar-i-Szarif uznali to za bluźnierstwo, które w Afganistanie, gdzie konstytucja nakazuje dostosować prawo do litery Koranu, karane jest śmiercią. Wyrok nie jest ostateczny i Kambakszowi pozostały jeszcze co najmniej dwa sądy wyższej instancji, do których może się odwoływać. W ostateczności pozostanie mu prosić o łaskę prezydenta Hamida Karzaja. Państwa z zachodniej koalicji, których wojskom Karzaj zawdzięcza to, że wciąż utrzymuje się u władzy, zażądały unieważnienia wyroku. Ambasador USA William Wood ma z nim rozmawiać w sprawie Kambaksza. Odwołania wyroku domaga się też ONZ. Wygląda jednak na to, że międzynarodowy skandal bardziej zaszkodzi Kambakszowi, niż mu pomoże. We wtorek afgański senat ogłosił rezolucję, w której nie tylko poparł wyrok, ale i surowo potępił "wszystkie obce siły i instytucje usiłujące wywierać naciski na afgański rząd i sądy". Rezolucję podpisał jego przewodniczący Sibghatullah Modżadedi, były prezydent, sojusznik Karzaja. W sprawie wyroku na dziennikarza Modżadedi, muzułmański duchowny cieszący się opinią umiarkowanego i oświeconego, ma identyczne zdanie jak jego wrogowie talibowie, którzy wzywają rząd, by surowo ukarał Kambaksza, a samego dziennikarza nazwali "nowym Salmanem Rushdiem". W 1988 r. przywódca muzułmańskiej rewolucji w Iranie ajatollah Chomeini uznał książkę Rushdiego "Szatańskie wersety" za bluźnierczą i ogłosił, że prawem i obowiązkiem każdego pobożnego muzułmanina jest zabicie pisarza. Jagub Ibrahimi, starszy brat Kambaksza, uważa, że sędziowie z Mazar-i-Szarif chcą się zemścić na bracie za jego artykuły, w których ujawniał korupcję i ekscesy seksualne miejscowych przywódców, dawnych komendantów mudżahedinów. Zdaniem Ibrahimiego o ile w Kabulu urzędnicy przestrzegają narzuconych przez Zachód norm i zachowań, o tyle im dalej od stolicy, tym silniejsze są rządy konserwatywnych mułłów narzucających wolę gubernatorom i sędziom. Irańczyk, którego artykuł ściągnął kłopoty na studenta, mówi, że jest mu przykro, i też wzywa afgańskie władze, by nie wieszały bluźniercy. - Ale z prawnego i moralnego punktu widzenia nie czuję się winny - powiedział Bichoda Radiu Swoboda. - Wszyscy, którzy chcą przeczytać moje artykuły, muszą najpierw zapoznać się z moim ostrzeżeniem, że w niektórych krajach mogą one zostać uznane za bluźniercze, a ich rozpowszechnianie za przestępstwo.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.