Dziś, 28 lutego, środowisko skupione wokół miesięcznika „Więź" obchodziło jubileusz 50-lecia istnienia. Z tej okazji publikujemy rozmowę KAI z redaktorem naczelnym "Więzi" Zbigniewem Nosowskim.
Rok 1989 r. był w 50-letniej historii „Więzi” wydarzeniem kompletnie przełomowym. Wtedy tego typu pisma przestały po prostu pełnić funkcję zastępczą. „Więź” była szerzej czytana w latach 70-tych i 80-tych nie dlatego, że była ciekawsza czy lepiej redagowana, ale dlatego, że było bardzo niewiele innej wolnej prasy. Po 1989 r pojawiła się konkurencja na rynku idei, a w miesięcznikach przestano szukać informacji. Teraz jeśli zajmujemy się warstwą informacyjną, to raczej po to, by porządkować zalew wiadomości i ukazywać, to co wydaje się najważniejsze. Najważniejsze obecnie wydaje nam się zbudowanie podstaw świadomego katolicyzmu przyszłości. Kiedy przygotowywaliśmy do numeru jubileuszowego tekst o historii „Więzi”, w pewnym momencie zadałem sobie pytanie, czy za 40-50 lat ktoś nie będzie patrzył na nasze dzisiejsze próby pogodzenia polskiej tradycji katolickiej ze społeczną i ekonomiczną modernizacją, tak jak my teraz patrzymy na dawne „Więziowe” próby godzenia katolicyzmu z socjalizmem. Czy nasza nadzieja, że się uda, nie okaże się równie śmieszna i naiwna jak tamte złudzenia starszych kolegów? Ja wciąż ufam, że nie. Wierzę, że jest w polskim katolicyzmie wiele cech, dzięki którym może on połączyć duchową głębię z masowością, tak by pozostać w Polsce dominującą kulturą w przyszłości. A nawet jeśli się nie uda, to próbować trzeba… KAI: Czy „Więź” ma na to jakąś receptę? - Prowadzić w głąb. Również w tym sensie, by coraz głębiej odkrywać II Sobór Watykański. Wobec Soboru dominują trzy różne postawy. Pierwsza – Sobór się nie udał, trzeba zawracać historię. Druga – czasy tak bardzo się zmieniły, że powinno się zwołać kolejny sobór. Trzecia – zróbmy raczej co możemy, żeby głębiej i dokładniej zrealizować wizję ojców Soboru z lat 60-tych. Ta właśnie opcja jest mi najbliższa. Mam też wrażenie – o czym mogłem się przekonać uczestnicząc jako audytor w synodzie poświęconym Eucharystii w 2005 r. – że taka wizja dominuje również w światowym episkopacie. Potrzeba reformy, ale nie „wstecz” czy „w przód”, a właśnie „w głąb”. Ze względu na masowość katolicyzmu i wciąż pewną kulturową oczywistość wiary, kierunek „w głąb” wydaje się najpilniejszym zadaniem również dla Kościoła w Polsce. Szybka modernizacja i głębokie przemiany kulturowe są u nas faktem. To, czy ludzie pozostaną w Kościele, zależy od tego, czy człowiek wierzący będzie potrafił swoje przekonania religijne odnieść do własnego zmieniającego się życia, czy będzie dostrzegał związek wiary ze swoim życiem. A to wymaga głębokiego osobistego zakorzenienia wiary. Jeśli nasz katolicyzm będzie miał tylko wymiar kultury i tradycji – to może nam grozić scenariusz Quebecu czy Hiszpanii. Tam szybka zmiana kulturowa spowodowała masowe odrzucenie postaw wiary w ciągu jednego pokolenia. Właśnie dlatego, że katolicyzm identyfikowano z kulturą odchodzącą, przemijającą. Po zmianie kulturowej zabrakło już miejsca na wiarę. Nie ma oczywiście jednej prostej recepty czy algorytmu działania. W moim przekonaniu to jest kwestia przede wszystkim duchowa. Nie można o tym zapominać, skupiając się jedynie na problematyce moralnej. Od samej częstotliwości nawoływania do czystości przedmałżeńskiej nie zmienią się postawy młodych ludzi żyjących razem przed ślubem. Oni muszą zobaczyć sens wyboru postawy wstrzemięźliwości. A ten sens można dostrzec na poziomie duchowym, nie moralnym. Wybory moralne są konsekwencją pewnych postaw duchowych i w tym sensie kryzys moralny współczesnych społeczeństw ma głębsze duchowe konsekwencje. Podstawowym naszym zadaniem jest zatem uświadamianie ludziom osobistego wymiaru wiary. Ewangelizacja, czyli docieranie do człowieka z przesłaniem o Bożej miłości, tak, by zrozumiał, że wiara – jak to zresztą definiuje Katechizm Kościoła Katolickiego – to po prostu „odpowiedź człowieka dana Bogu”, odpowiedź na miłość, a nie tylko przyjęcie za prawdę tego, co Kościół głosi.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.