Dziś, 28 lutego, środowisko skupione wokół miesięcznika „Więź" obchodziło jubileusz 50-lecia istnienia. Z tej okazji publikujemy rozmowę KAI z redaktorem naczelnym "Więzi" Zbigniewem Nosowskim.
Dzięki tym dialogom wciąż dokonują się wielkie rzeczy. Kto by pomyślał 40 lat temu, że możliwe będą modlitwy Żydów i chrześcijan, albo teologiczny dialog z islamem? Poczucie kryzysu dialogu ekumenicznego bierze się raczej z wyczerpania się naiwnego optymizmu lat 70-tych, kiedy wierzono, że za 20-30 lat znikną wszystkie problemy i Kościoły chrześcijańskie się zjednoczą. Okazuje się, że to nie takie proste i trudności wciąż istnieją. Ale jednak doszło już między nami do niesamowitego zbliżenia. Przykładem tego może być choćby fakt podpisania przez katolików i luteranów wspólnej deklaracji o usprawiedliwieniu – i to tak, że każda ze stron może pozostać przy swoich sformułowaniach doktrynalnych, ale zarazem dostrzega nowy sposób ich rozumienia. Żyjemy w czasach zamętu, w których łatwiej budować tożsamość poprzez nazwanie swoich oponentów, wrogów. „Więź” natomiast nie chce się definiować „przeciwko”, chcemy określać swoją tożsamość pozytywnie, choć jest to bardziej skomplikowane dla współczesnego świata i również bardziej skomplikowane, jeśli chodzi o pozyskiwanie czytelników. KAI: Czy patrząc z perspektywy 50 lat cele pisma wciąż pozostają takie same? - „Więź” ewoluowała. Środowisko powstawało na fali popaździernikowej odwilży, naiwnej wiary w szczerość Gomułki i możliwość pojednania między katolicyzmem a socjalizmem. Rzeczywistość szybko wyleczyła założycieli „Więzi” z tych złudzeń. Nieprzypadkowo później nasze środowisko współtworzyło opozycję demokratyczną, w stanie wojennym pięciu redaktorów pisma było internowanych, a wieloletni redaktor naczelny „Więzi” został pierwszym premierem wolnej Rzeczypospolitej. Wyrazem tej ewolucji jest też fakt, że w latach 60-tych „Więź” chętnie przyjmowała etykietę „lewicy katolickiej”. Teraz, niezależnie od tego, że niektóre nieprzychylne nam środowiska określają nas mianem „katolewicy”, zupełnie się z tym nie identyfikujemy. Wydaje mi się zresztą, że również przed 40 laty etykieta „lewicowości” wiązała się raczej z przekonaniami politycznymi znaczącej części środowiska „Więzi”, niż z prezentowaną przez nie wizją Kościoła. Jestem przekonany, że nie była to „lewicowa” wizja Kościoła postępowego. Warto przypomnieć wydaną w 1964 r. książkę „Kościół otwarty” Juliusza Eski, który moim zdaniem wyznaczał kościelną tożsamość „Więzi”. Przedstawiany tam Kościół „otwarty” ani razu nie jest definiowany w opozycji do „zamkniętego”. Eska sytuuje otwartość zdecydowanie w centrum – między integryzmem a progresizmem, a rozumie ją jako postulat moralny, jako wynikające z Ewangelii zobowiązanie do życzliwości dla drugiego człowieka. Mam wrażenie, że jesteśmy kontynuatorami tego właśnie myślenia. Zasadnicza zmiana to zmiana wyzwań – przy pewnej ciągłości. Punktem odniesienia był dla dawnych, a dla obecnych redaktorów pisma wciąż pozostaje, Sobór Watykański II. Twórcy „Więzi” odnaleźli w Soborze oficjalne potwierdzenie języka, jakim posługiwali się wcześniej – języka poszukiwania w świecie dobra, szukania tego co łączy, języka dialogu, a nie konfrontacji. Moja perspektywa, a tym bardziej perspektywa młodszych redaktorów jest już inna. My dorastaliśmy w rzeczywistości posoborowej i niepokoimy się tym, że pewne rzeczy, które powinny być oczywiste, wciąż oczywiste nie są i że Kościół w Polsce – formalnie posoborowy – nie jest wciąż Kościołem w swojej głębokiej wewnętrznej tożsamości ukształtowanym w duchu Soboru. Ta ciągłość przy zmianie wyzwań czytelna jest również w polskim kontekście polityczno- społecznym. Można powiedzieć, że wciąż chodzi nam o przetrwanie Kościoła, o to, by odnajdywały się w nim kolejne pokolenia Polaków. Czym innym jednak było to przetrwanie w PRL, a czym innym teraz.
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.