Historia Judasza pokazuje tragizm ludzkiej kondycji - kondycji każdego z nas. Jesteśmy grzeszni i słabi. Ale jest też wielką przestrogą: Judasz w zwątpieniu poszedł dalej. Popełnił samobójstwo - czytamy w Dzienniku w rozmyślaniach na Wielki Piątek.
- Czego Syn Boży może się bać? Czego się bał, modląc się w Ogrójcu? - Pamiętajmy, że Bóg stał się człowiekiem. Stał się do nas podobny we wszystkim oprócz grzechu. Doświadczał więc jak najbardziej realnie bólu i strachu. Wiedział, że będzie strasznie cierpiał. Wiedział też, że za chwilę opuszczą go jego przyjaciele, uczniowie, których umiłował. W tym strachu był człowiekiem. - Wśród zwykłych ludzi zdarzają się bohaterowie, osoby zwyczajnie odważne. Dlaczego nie znalazł się taki wśród apostołów? Dlaczego nie poszli z Nim na Golgotę? - Nasza wiara nie polega na tym, byśmy byli bohaterami, istotami doskonałymi. Sensem wiary jest poszukiwanie bliskiej relacji z Panem Bogiem, Jego obecności. Z Jezusem do końca był Jan, stał pod krzyżem. Nie wiemy natomiast, co się działo z dwunastoma, gdy Jezus był skazywany, męczony, zabijany. Wiemy, że się rozproszyli. Ale może stali gdzieś w tłumie wokół Jezusa? Trzeba pamiętać, że na ich oczach zawalił się ich świat. To nie były wielkie osobistości, lecz zwykli rybacy. Dopiero Chrystus nadał sens ich życiu. I nagle wszystko, co było piękne, zawaliło się. Im się wydawało, że to będzie już koniec. Później też było im trudno uwierzyć w Zmartwychwstanie. W drodze do Emaus, kiedy jeszcze nie wiedzieli, że rozmawiają z Chrystusem, powiedzieli "a myśmy się spodziewali…" - spodziewali się zupełnie innego Mesjasza i innego końca tej historii. To miał być Król, który wyzwoli Izrael spod władzy Rzymian. Do momentu ukrzyżowania oni myśleli, że czeka ich triumf i wyzwolenie, społeczne i polityczne. Dopiero po Zmartwychwstaniu, kiedy zaczynają w nie wierzyć, rozumieją, że chodzi o coś znacznie ważniejszego. Dotąd nie rozumieli słów Jezusa, który mówił, że będzie musiał odejść, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. Stąd ich rozproszenie po Wielkim Piątku, kiedy upada ich Mistrz. Oczekiwali czegoś zupełnie innego. - Czy Zmartwychwstanie musimy przyjąć na wiarę? Nie ma żadnych "świeckich" przekazów, które mogłyby potwierdzać ten fakt? - Chcielibyśmy naukowych dowodów. Chcielibyśmy odkryć grób Jezusa. Tylko że nawet jeśli go znajdziemy, to będzie pusty, skoro Jezus zmartwychwstał. Jeśli zmartwychwstał z ciałem, to nie znajdziemy tego ciała i nie przekonamy się, czy połamano Mu golenie. Są dowody "zewnętrzne" na to, że Jezus istniał, pisali o nim żydowscy i rzymscy historycy. Mówili też o Jego uczniach - nie zawsze pozytywnie. Ale nie ma rzeczowych dowodów na Zmartwychwstanie. Święty Paweł mówił: to, co dla nas jest sensem wiary, dla Żydów było zgorszeniem, a dla Greków było śmieszne. - A istnieją historyczne zapisy o ludziach, którzy uwierzyli? Że "grupa szalonych ludzi uważa, że zabity człowiek może znowu żyć"? - Cała tradycja żydowska mówi o tym, jak bardzo myli się ta "szalona" grupa, która widziała w zabitym skazańcu Mesjasza. Ale właśnie ich "szaleństwo", ta niesamowita siła wyznawców Jezusa jest dowodem na autentyczność Zmartwychwstania. Zwykli, prości ludzie nagle znajdują w sobie siłę i głoszą z wielką mocą prawdę o Chrystusie. Są gotowi za nią iść na męki i śmierć. Ich wiara w niezwykły sposób zaczyna się rozprzestrzeniać i to jest najmocniejszy dowód, że u jej podstaw musiało leżeć coś prawdziwego.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.