Reklama

Pastiszowa ludowość arcybiskupa

Wydaje się, że w polskim Kościele zwyciężył kierunek wybrany i firmowany przez abp. Głódzia. Bo też dziś nikomu już nie przeszkadza fetowanie arcybiskupa Wielgusa jako „nauczyciela patriotyzmu" - pisze w Rzeczpospolitej Tomasz P. Terlikowski.

Reklama

Ten sam model działania został zastosowany w sporze lustracyjnym. Arcybiskup od samego początku dowodził, że problem współpracy z bezpieką wśród biskupów i kapłanów nie istnieje, że jest wywoływany sztucznie. – Mamy dość podważania dobrego imienia abp. Stanisława Wielgusa, a także innych biskupów i kapłanów stających się ofiarą medialnej inkwizycji – grzmiał ordynariusz warszawsko-praski w ubiegłym roku podczas pasterki. I zdania nie zmienił, bo ponad rok później, w kazaniu na Wielki Czwartek, także odrzucił prawdziwość oskarżeń, uznając je za dzieło dziennikarzy. – Kościół z blisko 50-letniej konfrontacji z systemem totalitarnym nie wyszedł jako wspólnota zdradzających i zdradzanych. Kościół wyszedł z tej konfrontacji zwycięsko, a ci, którzy na łamach prasy i w przekazach medialnych, jak ta ewangeliczna tłuszcza, krzyczeli: „Ukrzyżuj”, nie zdobyli się do dziś na słowo „przepraszam” – mówił. W takim stawianiu sprawy abp. Stanisława Wielgusa hierarcha nie był osamotniony. Podobne stanowisko zajęli: prymas Polski, metropolita lubelski i zdecydowana większość episkopatu. Jednak w tamtym czasie można było dostrzec w Kościele pewną opozycję, która dawała nadzieję na wyjaśnienie przeszłości arcybiskupa przez Komisję Historyczną. Jednak gdy kontrolę nad nią przejął „łącznik” abp. Głódzia, sprawa upadła. Ostatecznie uniewinniono wszystkich hierarchów, co triumfalnie obwieścił ordynariusz warszawsko-praski. Dokument ten, przynajmniej w odniesieniu do abp. Wielgusa będący zaprzeczeniem oświadczenia Komisji Historycznej, utwierdził – jak się zdaje – zdecydowaną część episkopatu w opinii, że metoda zaprzeczania i atakowania tych, którzy domagają się oczyszczenia pamięci, jest najlepsza. Po zamieszaniu medialnym sprawa cichnie, a przy okazji udaje się zachować dobre imię oskarżanych hierarchów – przynajmniej u części wiernych. Trudno się zatem dziwić, że podobnie zachowano się w przypadku skandalu w Szczecinie (oskarżenie księdza o molestowanie wychowanków – red.), który – już niemal jednogłośnie, z chwalebnym wyjątkiem metropolity warszawskiego abp. Kazimierza Nycza – uznano za efekt spisku mediów. „Przez nagłaśnianie w mediach faktycznych albo tylko domniemanych grzechów nielicznych przedstawicieli duchowieństwa poniżane jest kapłaństwo. Na naszych oczach przeszczepia się na polski grunt nihilistyczną ideologię, w której nie chodzi o szukanie prawdy, ale o zniszczenie Kościoła, zgodnie z zasadą: »Uderzę w pasterza, a rozproszą się owce«. Narzędziem tej ideologii stały się słowa klucze, jak: »molestowanie« i »pedofilia«” – napisał w liście do wiernych ze swojej diecezji abp Głódź. Taki model działania trudno jednak uznać za autorski projekt abp. Głódzia. Jest on raczej „postmodernistycznym” patchworkiem, w którym elementy starej, sprawdzonej tradycji włożone w nową ramę otrzymują odmienne znaczenie i odgrywają zupełnie inną rolę. Tradycja, z której skorzystał arcybiskup, jest spuścizną kardynała Stefana Wyszyńskiego. To on, walcząc z komunizmem i próbując uczynić z Kościoła ostatnią opozycję wobec wrogiego systemu, rzeczywiście wprowadził zasadę jedności i spójności episkopatu. Także za cenę amnezji (czego dowodem było zachowanie Prymasa Tysiąclecia po zdradzie episkopatu w czasie jego aresztowania przez bezpiekę.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
2°C Sobota
wieczór
0°C Niedziela
noc
1°C Niedziela
rano
3°C Niedziela
dzień
wiecej »

Reklama