Konflikt Episkopatu z intelektualistami katolickimi zagraża polskiemu Kościołowi - twierdzi publicysta Gazety Wyborczej Mirosław Czech.
Stawrowski: „Nie rzucamy hasła: »my jesteśmy Kościołem «. Raczej widzę tu takie nie do końca wyartykułowane wezwanie skierowane do hierarchii ze strony laikatu: »wy też jesteście Kościołem, tylko uświadomcie to sobie «. To jest głęboko chrześcijańskie wezwanie i prośba (...): »Niech wasza mowa będzie: tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi «”. Po decyzji Episkopatu w sprawie zakończenia kościelnej lustracji ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski komentował z ironią („Beatyfikacja Judasza”, „Gazeta Polska” z 28 listopada 2007 r.): „Powinniśmy spodziewać się powrotu na stolicę warszawską abp. Stanisława Wielgusa, który przecież był tylko »nieroztropny «. Powinno się także dążyć do beatyfikacji Judasza, bo przecież to także był człowiek »nieroztropny «, a jego relacje z żydowskim Sanhedrynem były »uzasadnione «”. W prorockim uniesieniu ks. Zaleski pozostał jednak osamotniony, bo nawet z Terlikowskiego uszedł biblijny żar. Z rezygnacją stwierdził ("Koniec lustracji w Kościele", "Rzeczpospolita" z 6 grudnia 2007 r.), że "biskupi nie są w stanie sformułować żadnego przekazu i podjąć jasnych i radykalnych decyzji". Terlikowskiemu nie przyszło do głowy, by zapytać o narzędzia użyte dla "oczyszczenia" kościelnej stajni - o jakość pracy historyków IPN i ich metody preparowania sensacji. Nie zastanowił go też fakt, że analiza przypadków rzekomego werbunku kilkunastu biskupów wykazała, iż była to ubecka lipa. Terlikowski nie dostrzegł także, że nawet komuniści nie odważyliby się nazwać polskiego Kościoła "Kościołem Judasza" czy "Kościołem Antychrysta". Zaangażowani katolicy świeccy powinni jednak zdawać sobie sprawę z tego, że takie inwektywy nie uczynią nikogo mądrzejszym. Ani kapłanów, ani wiernych, ani hierarchów. Pogłupieć mogą za to wszyscy. Gdyby bowiem na serio traktować diagnozę o "mafii" czy "wspólnocie egoistów", która zrodziła się na tle przemilczania własnej niechlubnej przeszłości - to w takim Kościele nie byłoby miejsca dla nikogo, kto choć trochę szanuje swoją wiarę. Katolicy świeccy powinni zatem odpowiedzieć na pytanie o to, kto miał rację - oni, gdy obwieszczali moralną śmierć Kościoła, czy też biskupi, gdy w listopadzie zeszłego roku orzekli, że "oskarżanie wymienianych w aktach SB biskupów o świadomą i dobrowolną współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa PRL jest merytorycznie bezpodstawne, gdyż pozbawione dowodów. Toteż szerzenie pogłosek o rzekomej współpracy tych biskupów ze służbami bezpieczeństwa uznaje za gruntownie niesprawiedliwe, podważające ich dobre imię, a przez to wysoce krzywdzące". Pytania te należy stawiać nie w celu rozdrapywania świeżych ran, lecz spełnienia elementarnych wymogów intelektualnej uczciwości i przyzwoitości. W przeciwnym razie wszelkie słowa wypowiadane przez intelektualistów katolickich tracą sens. W sferze publicznej przyczyniają się do panowania infantylizmu - przypadłości, która od kilku dobrych lat trawi politykę polską, a dziś objęła również Kościół. Zacytowane wypowiedzi katolików świeckich zwalniają biskupów z konieczności zajęcia stanowiska. W ślad za radiomaryjnymi intelektualistami mogą uznać, że nie godzą się "na obrażanie kapłanów, na fałszywe oskarżenia kierowane pod ich adresem", zaś osoby stawiające owe zarzuty "rozładowują swoje osobiste frustracje i niechęć do Kościoła przy rażącym zaniedbaniu elementarnej kultury, należnego szacunku i z lekceważeniem wrażliwości ludzi wierzących".
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.