Do rozmaitych sekt należy we Włoszech półtora miliona ludzi, czyli trzy procent ludności - wynika z raportu opublikowanego w tym kraju. Relacjonuje go Rzeczpospolita.
Z badań Centrum do Walki z Przemocą Psychiczną wynika, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat liczba członków sekt wzrosła o połowę, i to mimo powołania przeróżnych struktur, które mają je ścigać i pomagać ofiarom. Raport wylicza, że sekt jest ponad 2,5 tysiąca, przy czym stosunkowo nieszkodliwe ugrupowania pseudoreligijne stanowią zaledwie 15 procent. Połowa sekt działa pod płaszczykiem treningu psychoterapeutycznego. Szarlatani, ale też cyniczni psychologowie i psychiatrzy, oferują leczenie ran po rozwodzie, utracie bliskiej osoby, pracy czy szacunku do samego siebie. Kilkunastu guru instruuje, jak wygrać konkurs na udział w programie „Wielki Brat”. Często jedynymi rezultatami tego rodzaju terapii są wyprany mózg, izolacja i puste konto w banku. Całkowicie uzależniona od guru grupa tworzy sektę, która rozrasta się przez pączkowanie. Aresztowany w zeszłym roku „Mistrz” Vito Carlo Moccia założył szkołę formowania świadomości i odpowiedzialności Arkeon, dzięki której uzależnił od siebie i okradł 10 tysięcy osób. Nie przeszkodziło to połowie uczniów rozwiązanej szkoły dalej spotykać się i prowadzić ćwiczenia, zgodnie z naukami aresztowanego mistrza. 18 procent sekt to grupy ludzi uzależnionych od magów i wróżbitów. Ze sprzedaży amuletów (oferowanych nierzadko przez maga w telesklepie) żyje we Włoszech około 50 tysięcy osób. Oprócz prowadzenia legalnej działalności komercyjnej magowie gromadzą wokół siebie grupy adeptów, przekonują ich do swoich czarów, by po wypraniu mózgu wmówić im, że tylko kosztowny egzorcyzm może uchronić ich od zbliżającej się katastrofy. W głośnym procesie za zrujnowanie kilkudziesięciu, głównie starszych, osób na dziesięć lat pozbawienia wolności skazane zostały matka z córką. W Internecie do dziś można jednak znaleźć świadectwa osób, które twierdzą, że te kobiety wyleczyły ich ze śmiertelnej choroby. Najgroźniejsi są sataniści. Raport wylicza 500 takich sekt, o połowę więcej niż dziesięć lat temu. Wzrost musi dziwić, bo przed ośmioma laty całe Włochy trzęsły się z oburzenia, gdy trzy uczennice, czcicielki szatana, najpierw podstępem zwabiły do parku, a następnie zamordowały zakonnicę. Oburzenie było nie mniejsze, gdy dwie z nich wyszły na wolność po czterech latach. W jeszcze głośniejszym procesie rozpoczętym w 2004 roku wyszło na jaw, że działająca w Varese Horda Szatana rytualnie zamordowała troje swoich członków. Pławiące się we krwi włoskie media z godnymi horroru szczegółami opisywały te zbrodnie i modus operandi satanistów. Mimo to liczba satanistycznych sekt i wyznawców szatana stale rośnie. Jak szacuje raport, ofiary sekt we Włoszech to w 70 procentach osoby ze średnim lub wyższym wykształceniem. Do walki z sektami dwa lata temu powstał specjalny oddział policji SAS (Squadra Anti Sette). Jednak policja w warunkach demokratycznego państwa może przystąpić do działania tylko wtedy, gdy złamane zostanie prawo. Ręce wiąże jej wykreślenie w 1981 roku z kodeksu karnego przestępstwa polegającego na uzależnieniu psychologicznym. Scjentologów, którzy wyłudzili od Marii Pii Gardini w ciągu ośmiu lat niemal dwa miliony dolarów, ukarać nie można. „Odprogramowywanie” pani Gardini w wyspecjalizowanym ośrodku psychoterapeutycznym trwało trzy lata. Napisała o tym książkę i dziś działa w Stowarzyszeniu Pomocy Ofiarom Sekt, do którego w ubiegłym roku zgłosiło się prawie 1300 osób.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.