Lekcja przyzwoitości na suwalskim kirkucie

Brak komentarzy: 0

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 27.05.2008 16:51

Zirytowani bezczynnością administracji cmentarza żydowskiego w Suwałkach nauczyciele i uczniowie sami wzięli szmaty i rozpuszczalnik. Usunęli większość wymalowanych tam swastyk - pisze Gazeta Wyborcza.

Suwalski kirkut zajmujący prawie 4 hektary na skraju miasta bezczeszczono już kilkakrotnie. Ostatni raz pod koniec października. Zarządzająca cmentarzem Fundacja Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego odnotowała ten fakt na swojej stronie internetowej pod zakładką "akty antysemityzmu". Wpisała też decyzję o umorzeniu śledztwa podjętą miesiąc później. - Te swastyki zobaczyłem jakoś zimą. Zawiadomiłem suwalskie muzeum. Tam usłyszałem, że władze miasta już o zbezczeszczeniu wiedzą. Ale swastyki nie znikały. Dla nas to wstyd jak cholera - mówi Jacek Milewski, dyrektor i współzałożyciel jedynej w Polsce romskiej podstawówki. Poszedł do straży miejskiej. Nic. Poszedł więc do magistratu. - O sprawie wiedzieliśmy od początku - zapewnia wiceprezydent Suwałk Marek Buczyński. -Do tej dewastacji doszło raptem kilka tygodni po usunięciu z macew śladów poprzedniej. Zapytaliśmy Fundację Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego, co z tym zrobić. Chociaż to pewnie bezmyślny akt wandalizmu paru gówniarzy, dorabia nam w całej Polsce antysemicką gębę. Fundacja poinformowała, że "ewentualne prace związane z estetyką obiektu pozostają w gestii fundacji i będą wykonywane na bieżąco". Miasto odpuściło. Minęły znów dwa miesiące, swastyki nadal bezcześciły cmentarz. Aż wreszcie Jacek Milewski stracił cierpliwość: - Rozmawiałem ze znajomymi, z nauczycielami z naszej szkoły, żeby coś z tym zrobić. W końcu kupiliśmy za 4 zł rozpuszczalnik, wzięliśmy szmaty i zaczęliśmy czyścić macewy. Z granitowych schodziło bez problemu. Postanowiliśmy wrócić z uczniami i dokończyć dzieła. To była lekcja zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Nie wolno dewastować grobów. Akcję nauczyciele poprzedzili wykładem. Przypomnieli, czym jest swastyka i kto się nią posługiwał. Uczniowie, część z eksperymentalnej klasy dla wyjątkowo niesfornej młodzieży, poszli chętnie. - Jeden siedział z boku i nie miał ochoty pomagać. Po 20 minutach sam poprosił o szmatę - opowiada Milewski.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona