Setne urodziny bł. Franciszka z Fatimy

Brak komentarzy: 0

Nasz Dziennik/a.

publikacja 11.06.2008 20:26

Minął już wiek od dnia, w którym w ubogim domu w Aljustrel - maleńkiej wiosce nieopodal Fatimy - przyszedł na świat niezwykły chłopiec. Otrzymał na chrzcie imię Franciszek - przypomina Nasz Dziennik o okragłych urodzinach jednego ze świadków objawien w Fatimie.

Mieszkały w nim światło i cisza, dobro i miłość. Kochał ludzi i wszystkie Boże stworzenia. Był dobry, ale nie był jeszcze święty. Jego przygoda wspinania się do Nieba zaczęła się w 1917 r., kiedy ukazała mu się Matka Najświętsza. Niebo, które w Niej ujrzał, pociągnęło go z taką siłą, że Jan Paweł II mógł go dać ludziom trzeciego tysiąclecia za wzór, jak żyć. W 1917 r. miał zaledwie dziewięć lat. Jego siostrzyczka, Hiacynta, była jeszcze młodsza. Bóg pokazał nam w tych dzieciach, że nigdy nie jest za wcześnie, by zacząć być świętym. Ale Franciszek stał się "wielkim w oczach Boga" nie przez to, że widział Matkę Najświętszą, ale dlatego że pobiegł drogą, którą Maryja mu ukazała. A była to droga do Nieba. Jak wyglądała jego fatimska droga? Ten chłopiec nie próżnował. Codziennie odmawiał Różaniec, bo Matka Boża powiedziała, że aby wszedł do Nieba, musi odmówić wiele Różańców. Codziennie rozmawiał z Jezusem i Maryją, bo Niebo było dla niego ważniejsze niż ziemia. Wszystko, co spadało na niego, zadając mu ból, ofiarował za grzeszników. Maryja powiedziała mu, że ludzie źli idą do piekła. Jakie ono jest, wiedział z wizji oglądanej w lipcu 1917 roku. Był przerażony, że są tacy, którzy tam trafią. Ratował więc ich, jak potrafił - modlitwą i cierpieniem, wreszcie chorobą i agonią. A także modlitwą za Kościół i za Ojca Świętego, bo Maryja ukazała mu, że lud Boży prowadzony przez biskupa w bieli ma misję ratowania świata przed piekłem. Tylko tyle? - zapyta ktoś. Aż tyle - odpowiemy, bo wiemy, jak ogromna była miłość, która wyrażała się w jego dziecięcej modlitwie i w dziecięcych wyrzeczeniach. Tak żyć jak on potrafią tylko święci. Nie żył długo. Z radością przyjął wiadomość, że niebawem umrze. Oznajmiła mu to sama Matka Najświętsza. Czekał na śmierć jak na wesele. Odszedł w 1919 roku. Spoglądamy na życie bł. Franciszka i wiemy jedno: każdy, kto będzie żył orędziem z Fatimy, wejdzie do Nieba, będzie świętym. Czy istnieje dla nas piękniejsza nowina?

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona