Kłamstwo należy do klasycznych metod stosowanych w kampaniach na rzecz aborcji. Proaborcyjni działacze także szczególnie chętnie - bo to łatwe - manipulują młodymi osobami - pisze Grzegorz Górny w Rzeczpospolitej.
Od kilku dni nie ustaje burza medialna wokół ciężarnej 14-latki z Lublina i jej perypetii związanych z tym, czy powinna urodzić dziecko czy dokonać aborcji. Ten przypadek doskonale pokazuje niezmienne od lat metody działania środowisk proaborcyjnych. Ciekawe, że zarówno w tym przypadku, jak i w innych tego typu bardzo często sprawa zaczyna się od przeinaczenia czy wręcz kłamstwa. „Odmówili aborcji zgwałconej 14-latce” – krzyczał duży tytuł na drugiej stronie „Gazety Wyborczej” (7 – 8 czerwca 2008 r.). Potem okazało się, że dziewczyna nie została zgwałcona, lecz zaszła w ciążę z rówieśnikiem. „Wyborcza” utrzymywała, że nieletnia dziewczyna nazwana Agatą domagała się aborcji. W rzeczywistości do aborcji dążyła od początku jej matka. Sama dziewczyna nie wiedziała, jak postąpić, wahała się, zmieniała zdanie, ulegała presji. Nawet kiedy inne media podały prawdziwe informacje, „Wyborcza” nie sprostowała swoich pomyłek i nie przeprosiła czytelników za wprowadzenie w błąd. Nieprawdziwa informacja zaczęła żyć własnym życiem, a nawet stała się punktem wyjścia do prowadzenia dyskusji na temat zalegalizowania w Polsce aborcji. Warto przypomnieć, że w Stanach Zjednoczonych precedensowa sprawa (Roe vs. Wade), która doprowadziła w 1973 r. do legalizacji aborcji, opierała się na takim samym kłamstwie. Młoda kelnerka z Teksasu Norma McCorvey, występująca pod pseudonimem Jane Roe, zeznała, że chce usunąć ciążę, która jest wynikiem gwałtu. Złożyła fałszywe zeznania. Dopiero w 1980 r. przyznała się, że żadnego gwałtu nie było. Do manipulacji doszło także w innej głośnej sprawie, która również przyczyniła się do legalizacji aborcji w USA (Doe vs. Bolton). Sandra Cano, występująca w procesie jako Mary Doe, zgłosiła się do prawników z Atlanta Legal Aid z prośbą o poradę w sprawie rozwodowej. Adwokatka Margie Hames jednak tak pokierowała procedurami prawnymi, że bez wiedzy i zgody zainteresowanej wmanipulowano ją w pozew zbiorowy i w jej imieniu wystąpiono do sądu o zgodę na dokonanie aborcji w szpitalu Grand Hospital w Atlancie. Gdy Sandra Cano dowiedziała się, że ma zostać poddana aborcji, uciekła do Oklahomy i tam urodziła dziecko. Jak podkreśla, „nikt mnie nigdy nie pytał, czy chciałabym usunąć ciążę, bo nawet nigdy o tym nie myślałam”. Mimo to werdykt Sądu Najwyższego właśnie w jej sprawie otworzył drogę do legalnych aborcji praktycznie na każde żądanie kobiety w dowolnym okresie ciąży.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.