Coraz więcej Niemców chce prawa do eutanazji

Brak komentarzy: 0

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 07.07.2008 18:08

Aż 85 proc. Niemców chce decydować, kiedy i w jaki sposób zakończą swoje życie. Za Odrą ludzie boją się przykucia do łóżka i respiratora - pisze Gazeta Wyborcza.

To wynik najnowszego sondażu instytutu Emnid. Mówił o tym na konferencji prasowej skrajnie prawicowy polityk i gorący propagator eutanazji z Hamburga Roger Kusch. Kiedy omówił wyniki sondażu, niespodziewanie oświadczył, że pomógł umrzeć 79-letniej emerytce z Wolfsburga Betinie S. Niemcy zatrzęsły się z oburzenia, politycy zaczęli prześcigać się w propozycjach zaostrzenia kar za eutanazję. Kuschem zajęła się prokuratura. Tymczasem z sondażu wynika, że tylko 13 proc. Niemców chce, by eutanazja była zakazana. Reszta opowiada się albo za tym, by ciężko chory człowiek mógł swobodnie decydować, kiedy i z czyją pomocą ma odejść z tego świata (55 proc.), albo za tym, by eutanazji mógł dokonywali lekarze (30 proc.). Niemcy przede wszystkim boją się bólu spowodowanego np. przez nieuleczalny nowotwór. Nie chcą też umierać samotnie w domach starców opuszczeni przez najbliższą rodzinę. - Boją się wegetacji. Nie chcą spędzać ostatnich dni życia sparaliżowani pod respiratorem. Prawie dwie trzecie pracowników domów starców deklaruje, że wolałoby umrzeć, niż żyć tak jak ich pacjenci. To daje do myślenia - mówi Frank Drieschner, publicysta gazety "Die Zeit" piszący o eutanazji. Tego właśnie obawiała się cierpiąca na postępującego raka piersi Betina S. Wolała umrzeć teraz, niż w przyszłości przeprowadzić się z mieszkania w kamienicy do domu opieki. Zdaniem niemieckich ekspertów problem prawa do eutanazji będzie się tylko pogłębiał. Niemieckie społeczeństwo ciągle się starzeje, a ciężko chorych w podeszłym wieku przybywa. Co więcej, właśnie w tej grupie rośnie liczba samobójstw. Politycy nie chcą słyszeć o jakiejkolwiek zmianie prawa. Głównie z tego powodu, że eutanazję - i to przymusową - jako pierwsi w Niemczech zalegalizowali naziści. Pod kryptonimem akcja "T4" w komorach gazowych albo od zastrzyku z trucizną zginęło ponad 100 tys. niepełnosprawnych lub nieuleczalnie chorych osób. W dzisiejszych dyskusjach w Niemczech słowo "eutanazja" w ogóle nie pada, najczęściej zastępując je wyrażeniem "aktywna pomoc w umieraniu". W niemieckim prawie nie ma nawet przepisów mówiących o udziale w eutanazji. Kusch stanie przed sądem najprawdopodobniej z paragrafu o zabójstwo. - Temat będzie ciągle wracał, ale nic w tej sprawie się nie zmieni - uważa Drieschner. Politycy nie chcą się nawet zgodzić, by obywatele mogli zadeklarować z góry, że w razie ulegnięcia poważnemu wypadkowi i zapadnięciu w jego wyniku w śpiączkę nie życzą sobie, by lekarze uporczywie walczyli o ich życie. Mimo braku odpowiednich przepisów już 8 mln Niemców wypełniło jednak deklarację, że w takiej sytuacji nie życzą sobie, by podłączano ich do respiratora czy reanimowano. Wielu lekarzy prywatnie preferuje takie rozwiązanie. Gazeta "Bild" podaje, że tylko w klinice uniwersyteckiej w Düsseldorfie co piąty lekarz co najmniej raz w miesiącu odłącza nieuleczalnie chorych od maszyn podtrzymujących życie, np. od kroplówki ze sztucznym odżywianiem. Jednak ani sam pacjent, ani spisane przez niego wcześniej oświadczenie nie mogą lekarza do niczego zmusić, póki nie ma odpowiednich przepisów. - To zbyt poważna decyzja. Każdy może przecież się pomylić i potem nie będzie mógł się z tego wycofać - uważa chadecki poseł Martin Grübel. Zdaniem Drieschenera nie trzeba jednak od razu sięgać po drastyczne metody. Wystarczy zająć się chociażby domami opieki. Od lat media alarmują, że w wielu z nich panują fatalne warunki. Rok temu okazało się, że zaniedbywany jest przeciętnie co trzeci pacjent, dochodziło do sytuacji, że ludzie zapadali na zdrowiu z powodu niedożywienia albo byli przywiązywani pasami do łóżek. Potrzeba też więcej hospicjów, trzeba też rozwijać - mówią eksperci - medycynę paliatywną. Niemieccy lekarze twierdzą, że w większości przypadków są w stanie pokonać ból. Sęk w tym, że ludzie im nie ufają. W efekcie coraz więcej Niemców omija prawo. Wyjeżdżają do Szwajcarii, gdzie eutanazja jest legalna. Za ok. 7 tys. euro w odejściu z tego świata pomaga kontrowersyjna organizacja Dignitas. Mimo oburzenia niemieckich polityków chętnych do skorzystania z jej usług nie brakuje.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona